Rząd w kanadyjskim Ontario postanowił rozprawić się z obcymi gatunkami zwierząt i owadów, które coraz bardziej wypierają miejscową faunę i florę. Wśród "obcych" są nie tylko pasożyty, a także ryby, ptaki i kwiaty.
Większa liczba podróżujących czy rozwijający się handel mają także swoje złe strony. Do Ontario zawleczono pewien rodzaj małży, które zatykają w Toronto rury wodociągowe. Z południa, na statkach transportujących towary z USA przybyły pod koniec lat trzydziestych XX wieku termity. Ponieważ ubezpieczyciele nie chronią przed skutkami inwazji termitów na dom, pozostaje korzystać z chemicznej pomocy wyspecjalizowanych firm.
Kolejne utrapienie dla ontaryjskich drzew to pochodzący z Azji chrząszcz z rodziny bogatkowatych (jego kuzynem jest występujący w Polsce opiętek dwuplamy), od kilkunastu lat niszczący jesiony w Kanadzie i USA.
Gatunkami inwazyjnymi w Ontario są nie tylko nieprzyjemnie wyglądające owady. Także np. łabędź niemy, piękny ale agresywny ptak, z którym przegrywają lokalne ptaki wodne, czy kwiaty - irysy, który zmniejsza różnorodność biologiczną na obszarach bagiennych. W sumie w Ontario naliczono 441 obcych gatunków i jest ich tu najwięcej w porównaniu z innymi kanadyjskimi prowincjami.
Jak wynika ze strategii przedstawionej w raporcie w minionym tygodniu przez ministerstwo zasobów naturalnych, celem rządowego planu jest zapobieganie pojawieniu się nowych inwazyjnych gatunków w Ontario, zmniejszenie populacji już panoszących się "obcych" i ograniczenie skutków pojawienia się w prowincji niepożądanych gatunków.
Przy tym postanowiono nie opracowywać niczego na nowo. Strategia zakłada wykorzystanie już istniejących badań i wszelkich komisji doradczych. Wiadomo, kto z kim ma współpracować i kto za co będzie odpowiedzialny, jak ma wyglądać obieg informacji. Chodzi o to, by doprowadzić do współdziałania organizacji rządowych, lokalnych oraz pozarządowych. Zwrócono przy tym uwagę na edukację - bo to często turyści czy myśliwi podnoszą alarm. Rząd Ontario przejrzy też legislację i wprowadzi takie zmiany, by egzekwować ochronę przed inwazją obcych gatunków.
W raporcie nie mówi się o nowych wydatkach, ale wiadomo, że w samym Ontario "obcy" kosztują podatników co roku 100 mln dolarów kanadyjskich, nie licząc np. strat rolnictwa.
W samym Toronto w ciągu najbliższych pięciu lat miasto będzie musiało wydać 37 mln dolarów na wycięcie drzew zagrożonych azjatyckim chrząszczem i posadzenie nowych.
Rządowy raport szacuje, że "obcy" to zagrożenie dla ok. 20 proc. ontaryjskich roślin i zwierząt. Nie zapomniano też o zagrożeniach bezpośrednich dla człowieka, takich jak wirus zachodniego Nilu, który w Ameryce Północnej pojawił się prawdopodobnie z ptakami sprowadzanymi do sklepów ze zwierzętami.
W raporcie proponuje się m.in. wykorzystać przyrodę przeciw przyrodzie. W Kanadzie i USA zwalcza się znaną w Polsce fioletową krwawnicę pospolitą. Przy tym nie stosuje się chemii, ale naturalnego wroga - chrząszcza pochodzącego z Azji. Jak podano w raporcie, w miejscach porośniętych krwawnicą, gdzie wypuszczono chrząszcze, inwazyjne rośliny w 80 proc. znikły. Po zjedzeniu roślin chrząszcze przenoszą się w następne miejsce same; ponadto specjalni pracownicy zbierają owady i pomagają przenieść się dalej.
Nie trzeba zresztą wybierać się daleko do lasu czy na bagna, by dojrzeć inwazję. W Toronto czasem wystarczy usiąść pod wieczór przed domem, by zetknąć się z oposem, który spokojnie przygląda się człowiekowi. Jeszcze dwadzieścia lat temu tych pochodzących z USA zwierząt tu nie było. Teraz szopom praczom, które nauczyły się buszować po śmietnikach, przybyła konkurencja.
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.