Polska jest ślimakową potęgą. W ubiegłym roku z naszego kraju wyjechało do zagranicznych odbiorców ponad 500 ton winniczków. Prawie połowa pochodziła z Dolnego Śląska.
– Do środka tłoczymy gorącą parę. W temperaturze 90 stopni Celsjusza ślimaki giną – rzeczowo wyjaśnia Darek Tadeusz, główny technolog w łubnickim kombinacie. Z parownika taśmociągiem wyjeżdżają setki ugotowanych winniczków. – Gdyby je spróbować wyjąć ze skorupy przed zabiciem, byłby problem. A teraz, o, łatwizna – Tadeusz sięga długim widelczykiem do skorupy i lekko wyjmuje brązowawy kształt.
– Tu jest głowa, tu stopa, a tu odbyt – wyjaśnia obrazowo główny technolog. Usuwa go razem z ukrytymi wewnątrz trzewiami tępym brzegiem widelca. – Gotowe! – oznajmia z tryumfem. Po usunięciu trzewi ze ślimaka pozostaje tzw. tuszka, czyli to, co już można zjeść. Ich produkcją zajmują się kobiety, które wewnątrz budynku stoją przy długich stołach. Uzbrojone w nożyczki, patroszą tysiące ślimaków na dobę. Później już tylko niezwykle dokładne ważenie (idealna tuszka ma ważyć od 3 do 5 gramów), pakowanie w pięciokilogramowe worki i oczekiwanie na kolejny transport do Francji. Tutaj rocznie można przygotować w ten sposób ponad 100 ton ślimaczych tuszek.
Henryk i Balbina
Andrzej Gorzkowski ze Złotoryi od lat zajmuje się skupem na wielką skalę i wysyłką winniczków poza granice naszego kraju. Z żalem patrzy na brak procedur i prawa regulującego zbiór i przetwórstwo tych szlachetnych mięczaków.
– Jak najczęściej wygląda punkt skupu ślimaków? To najczęściej obskurny garaż, stara komórka albo jakiś samochód zaparkowany pod blokiem. Skupem zajmują się ludzie, którzy chcą dorobić do pensji czy renty – opowiada Andrzej Gorzkowski. Sam ślimakami zajmuje się z racji zawodu, ale i z zamiłowania. W tym roku jego firma skupi i sprzeda do Francji ponad 100 ton winniczka. Narzeka, że w naszym kraju większość ludzi nie ma pojęcia, jak obchodzić się z tymi zwierzętami.
– W Polsce nie ma przepisów określających warunki przechowywania zebranych ślimaków. Dziś prawie każdy może uzyskać pozwolenie na skup winniczków. Nikt nie pyta, czy ma potrzebną do tego wiedzę i warunki. Inspekcja sanitarna nie sprawdza, czy taki punkt spełnia podstawowe normy higieny – mówi złotoryjski przedsiębiorca.
On sam przyniesionym przez zbieraczy ślimakom nadaje imiona. – Jak któryś zginie zgnieciony albo umrze w drodze, to dla mnie zginęła Balbina albo Henryk, a nie po prostu zwykły ślimak – mówi Andrzej Gorzkowski, z wykształcenia lekarz weterynarii.
Ślimak, czyli ryba
Według przepisów Unii Europejskiej, które weszły w życie pięć lat temu, ślimak to nie mięczak, ale ryba śródlądowa. – Mnie to wcale nie dziwi – mówi prezes Marach. – Abstrahując od prawdziwych powodów, dla których taki przepis wszedł w życie, ślimak wymaga w hodowli podobnych warunków technologicznych jak ryby – uważa.
Hodowla i przetwórstwo ślimaków obwarowane są rygorystycznymi przepisami Unii Europejskiej. Producenci i przetwórcy muszą posiadać certyfikaty pochodzenia ziarna do siewu roślin, którymi ślimaki żywią się na polu, oraz paszy, stosowanej w hodowli. Do tego trzeba badać, czy nie były pod wpływem szkodliwego promieniowania albo czy nie zawierają pestycydów.
Największym odbiorcą ślimaków jest Francja, ale z Polski tuszki wysyłane są także do Grecji, Turcji, Niemiec, na Węgry i do Rumunii. Francuzi z kolei przerabiają polskie ślimaki i wysyłają na cały świat. Część ślimaków jest wykorzystywana w produkcji kosmetyków, zdecydowaną większość zjadają smakosze. W paryskich restauracjach za porcję pieczonych ślimaków – 6 sztuk – trzeba zapłacić nawet 14 euro.
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.