Ewolucja i kosmiczne dostrojenie

Fragment książki Dawida Fergusona "Stworzenie", wydanej przez Wydawnictwo M. Dotyczący "dostrojenia" w dziedzinie ewolucji.

3. Problem cierpienia. Nie było to bynajmniej nowe wyzwanie dla teologów. Już Księga Hioba pokazuje długą historię refleksji nad problemem cierpienia w tradycjach judaistycznej i chrześcijańskiej. A poza tym, tak czy owak, istnienie chorób, cierpienia, zjadania słabszych przez silniejszych i śmierć były dla wszystkich oczywiste, nim pojawiła się jakakolwiek teoria wyjaśniająca rolę tych zjawisk w dziejach ewolucji. Tym, co uderzało w teorii ewolucji zaproponowanej przez Darwin, była istotna rola cierpienia, marnotrawienia gatunków i istnień oraz współzawodnictwa o przetrwanie i postrzeganie tych czynników jako sił napędowymi ewolucji. Były one częścią „projektu", dzięki któremu mogły się pojawić różne gatunki, w tym człowiek. W miejsce proponowanego przez Paleya wyobrażenia stworzeń żyjących zawsze w stanie równowagi, co gwarantował im pojedynczy, boski plan, teolodzy musieli teraz zmierzyć się z bardziej ponurym scenariuszem, w którym wcześniejsze gatunki skazane były przez siły ewolucji na wymarcie w wyniku niekończącej się walki różnych form życia. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na Opatrzność?

Niektórzy, w tym Tempie i Flint, dowodzili z przekonaniem, że ponieważ ewolucja rodziła coraz lepiej przystosowane i rozwinięte gatunki, zwłaszcza Homo sapiens, można z tego wnioskować, że wszystkie prawa ewolucji były częścią odznaczającego się dobrocią wobec stworzenia planu Boga. Równocześnie ci sami autorzy starają się wprowadzić do opisu ewolucji odmienny zestaw metafor jako przeciwwagę dla dominującego poczucia marnotrawstwa gatunków, przypadkowości i bezsensownego cierpienia. Zwracają uwagę na współzależność gatunków, jedność świata przyrody, długie okresy względnej równowagi charakteryzujące się w dużej mierze radością z życia i piękną harmonią kwiatów i owadów".

Inni autorzy wskazywali często na występujące w przyrodzie przykłady samopoświęcenia się, będące zapowiedzią późniejszych chrześcijańskich ideałów moralnych. James Iverach w swojej pracy Christianity and Evolution zauważa, że jednostka często poświęca się dla dobra gatunku do tego stopnia, iż w rezultacie przypomina to coś na kształt cnotliwego życia rodzinnego wyłaniającego się w sposób naturalny. Jednym z niebezpieczeństw towarzyszących tego rodzaju teleologii jest to, że działa ona w oparciu o zasadę „cel uświęca środki". Twierdzenie, że natura eliminuje słabeuszy i niedorajdów, by mogły pojawić się w ich miejsce gatunki silniejsze i lepiej przystosowane, trudno pogodzić z praktyką postępowania Jezusa. Cele ewolucji mogą pomóc wyjaśnić, dlaczego eliminuje ona tyle istnień i gatunków, traktując je jako niedopasowane, zbędne lub jednorazowego użytku. Może nas to jednak poprowadzić w niebezpiecznym kierunku, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę ewolucję człowieka. Czy powinniśmy wprowadzać taką politykę społeczną, która w sposób sztuczny wybiera do reprodukcji najlepiej przystosowane jednostki? Takie myślenie tylko krok dzieli od darwinizmu społecznego oraz teorii i praktyk eugenicznych, z którymi mieliśmy do czynienia na początku dwudziestego stulecia, i to nie tylko w nazistowskich Niemczech".

Niemniej pod koniec dziewiętnastego stulecia tego rodzaju teodycea, propagowana z dużym przekonaniem, była zastępowana przez bardziej wstrzemięźliwe podejście do problemu cierpienia, podkreślające, że Bóg także może odczuwać cierpienie, bez podejmowania równocześnie starań wyjaśnienia zła w terminach teoretycznych. Nawet jeśli na naszych oczach realizuje się jakiś Boży plan, z punktu widzenia człowieka nie da się dostrzec jego sensu i znaczenia. Nie powinniśmy nadmiernie spekulować, zastanawiając się, czemu mają służyć długie eony cierpienia zwierząt. Nie jest sprawą teologa odczytywanie szczegółów Bożego planu ze stronic historii przyrody. Jedynym wskazaniem na Opatrzność jest wiara w Chrystusa; unikać należy bardziej spekulatywnych i wszechstronnych w charakterze wyjaśnień. Równocześnie jednak darwinizm może być pomocny dla teologa, ratując go przed zbyt wąskim antropocentryzmem. Biorąc pod uwagę stosunkowo późne pojawienie się człowieka na Ziemi i to, do jakiego stopnia życie zwierząt ewoluowało przez większy okres czasu bez żadnego powiązania z nami, nie możemy zakładać, że zamysły Boga nakierowane są wyłącznie na nasz gatunek. Bóg, jak się wydaje, ma w zamyśle coś więcej niż tylko ewolucję człowieka.

W obecnej dyskusji dotyczącej ewolucji poświęca się także uwagę temu, jak współpraca i altruizm w obrębie grupy ułatwiają jej przetrwanie i rozwój. W rezultacie nie akcentuje się już dzisiaj tak mocno konkurencji między osobnikami tego samego gatunku walczącymi o przetrwanie i możliwość rozmnażania się. Tego rodzaju podejście, nie usuwając zasad neodarwinizmu, mówi, że ewolucja to w równej mierze konkurowanie i współpraca. Zwłaszcza elementy moralne w egzystencji człowieka nie są jedynie pozorami maskującymi bardziej samolubne popędy, lecz pozostają głęboko zakorzenione w sposobie życia naczelnych. Tego rodzaju wyjaśnienia da się pogodzić z różnymi filozofiami, na pewno jednak włączają one do teorii ewolucji pojęcia altruizmu, wspólnoty i kultury determinujące sposób życia i sukces ewolucyjny nas oraz innych gatunków".

4. Postrzegane zagrożenie znaczenia przypisywanego człowiekowi. Ten ostatni punkt prowadzi nas do innej, gorąco dyskutowanej kwestii wynikającej z darwinizmu, a mianowicie znaczenia i wagi ludzi w dziele stworzenia. Lęk towarzyszący teorii ewolucji wynikał w dużej mierze z tego, że podważała ona nasze najbardziej fundamentalne przekonania o intelektualnej, moralnej i duchowej odrębności tego, co znaczy być człowiekiem. Lęk ten znalazł swój wyraz bezpośrednio po publikacji O powstawaniu gatunków w 1859 roku i przed opublikowaniem O pochodzeniu człowieka w 1871 roku i w rzeczy samej przenika nadal większość toczących się dzisiaj dyskusji. Jeśli człowiek wyłonił się z innych ssaków na drodze trwającej miliony lat ewolucji, czy traci tym samym swoje szczególne miejsce w świecie? Także i tym razem kolejni myśliciele proponowali dostosowanie religii do darwinizmu przy zachowaniu tradycyjnej wiary w wyjątkowość i odrębność człowieka. Uczeni tacy jak Frederick Temple w Anglii czy Robert Raby w Szkocji także i tym razem argumentowali na rzecz komplementarności wyjaśnień. Naukowiec miał prawo opisywać, jak ludzie wyłonili się z innych naczelnych, podkreślając równocześnie znaczące podobieństwa człowieka do innych gatunków. Jednak z drugiej strony teolog mógł wskazywać na takie zjawiska jak język, świadomość, zdolność osądu moralnego i duchowego, niosące z sobą formy rozumienia odmienne od tych dostępnych naukom przyrodniczym.

Nawet gdy nauka zrobi już wszystko, co do niej należy, nadal pozostaną formy poznawania i opisywania zjawisk czerpiące z odmiennych źródeł pojęciowych. Są to pytania, przekonania i intuicje, które ze swej natury wymagają opisu w kategoriach nieredukowalnych do metod nauk przyrodniczych. Żadna pojedyncza dyscyplina nie może podporządkować sobie wszystkich innych dyscyplin ani nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania człowieka. Jeśli próba uporania się z darwinizmem nauczyła czegoś teologów, jest to być może świadomość, że naukom przyrodniczym należy pozostawić wolność badań i dociekań zgodną z ich metodologią i uzyskiwanymi wynikami. Wyraźniejsze przedstawienie różnic między naukami przyrodniczymi a teologią zaowocuje przekonaniem, że dyscypliny te uzupełniają się nawzajem, nie zaś nieuzasadnionym lękiem przed tym, że nauka może nas poprowadzić w złym kierunku. Z drugiej strony oznacza to, że i sam opis „naukowy" trzeba będzie zakwestionować, jeśli będzie wykraczał poza granice należne nauce, próbując „wyjaśnić" inne formy opisu. To wyraźniejsze rozróżnienie form opisu nie wyklucza konstruktywnej rozmowy w odniesieniu do ważnych miejsc spotkania nauki i religii. Niemniej w ten sposób przestajemy postrzegać relacje między nauką a religią w kategoriach współzawodnictwa, kiedy to często zawyża się liczbę przypadków zachodzących między nimi stare.

Dokąd zatem prowadzą nas powyższe rozważania dotyczące obecności Opatrzności w procesach historycznych i w przyrodzie? Ze spotkania teologii z Darwinem płyną przynajmniej trzy lekcje. Po pierwsze, jak zauważyliśmy wyżej, możemy teraz uznać, że potrzebny jest większy stopień wzajemnej niezależności między dociekaniami naukowymi a teologicznymi. Opisy wyjaśniające proponowane przez obie dyscypliny działają w inny sposób - moglibyśmy powiedzieć, że na innych poziomach - a to znaczy, że każda może uznać niezależność drugiej. Czytając dzisiaj dziewiętnastowiecznych autorów, takich jak Hodge i Flint, jesteśmy pod wrażeniem tego, jak świetnie byli zorientowani w badaniach naukowych swojej epoki, umiejąc zrozumieć jej najnowsze osiągnięcia i oszacować trudności towarzyszące formułowanym przez nią twierdzeniom. Pokazuje to również, że współczesne im wspólnoty akademickie były mniej rozdrobnione, niż ma to miejsce obecnie. Znacznie większy stopień specjalizacji, niezbędny dzisiaj w świecie nauki, sprawia, że tak szeroki zakres kompetencji jest obecnie prawie niemożliwy, a równocześnie niesie z sobą konieczność wzajemnego szacunku i unikania totalitarnych twierdzeń naukowców krytykujących religię — takich jak Richard Dawkins — pragnących zastąpić nauką wszystkie formy poznania religijnego.

Druga pouczająca lekcja, która płynie ze spotkania z darwinizmem, mówi, że Biblia i tradycja chrześcijańska mogą dostarczyć treści i pojęć pomocnych, gdy trzeba mierzyć się z nowymi problemami, w niektórych wypadkach niedostrzeganymi przez wcześniejsze pokolenia. Dla antropocentrycznego zwrotu deizmu wyzwaniem jest miejsce przypisywane człowiekowi w naukach ewolucyjnych. Tymczasem Biblia i jej bardziej teocentryczna wizja mogłaby być podpowiedzią, że Bóg troszczy się o wszystkie stworzenia, a w historii kosmosu są okresy, które nie dotyczą bezpośrednio gatunku Homo sapiens. Podobnie oświeceniowe koncepcje teodycei; skoro pod koniec dziewiętnastego stulecia znalazły się one w kłopocie, to teraz chrześcijańscy uczeni mogli wskazywać na brak tego rodzaju teodycei w Piśmie Świętym, na odrzucenie łatwych rozwiązań widoczne w Księdze Hioba i na to, w jak wielkim stopniu odpowiedzią na zło były opór, protest i odkupienie przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, a nie wyjaśnienia metafizyczne. Jeśli podawano teraz w wątpliwość okazjonalne wtrącanie się w świat Boga Paleya, to równocześnie otwierała się droga do tego, by podkreślić ciągły proces stwarzania przeniknięty obecnością Boga i otwarty na Jego czynne działanie. Jeśli darwinizm podkreślał długą historię istnienia zwierząt jeszcze przed pojawieniem się, stosunkowo niedawno, człowieka, w takim razie można było przekierować uwagę na bogatą teologię stworzenia obecną w Biblii, którą czasami odsuwa w cień skupienie się wyłącznie na opowieści o grzechu (człowieka) i jego odkupieniu.

Po roku 1859 okazało się, że teologia nie zdradza ani ignorancji, ani lęku odnośnie do tego, czego naukowcy dowiadywali się na temat wieku wszechświata i pojawienia się życia na Ziemi. Teolodzy dostosowali się do twierdzeń naukowców zaskakująco szybko, pokazując w ten sposób, że ich zasadnicze twierdzenia mogą spójnie współegzystować z tym, co najlepsze we współczesnej nauce. Pod pewnymi względami spotkanie to pomogło być może wypromować koncepcje Opatrzności bardziej oczyszczone, tajemnicze i otwarte na ideę ciągłego stworzenia, a także bardziej zależne od konkretnych przekonań wiary będących przeciwieństwem teologii naturalnej. Równocześnie świat rządzony prawami przyrody, w którym wyłaniają się kolejne formy życia, mógł także odznaczać się pięknem i poznawalnością nadal budzącymi zachwyt człowieka. Sam Darwin mówił przy tej okazji, że to „wzniosły pogląd". Pojawienie się człowieka mogło być rozumiane nie jako przypadek, który zdarzył się wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, lecz wynik procesu ograniczanego przez świat wewnętrznie twórczy i zdolny do tworzenia stanów o coraz większej złożoności. Wyłoniwszy się z pokrewnych im wcześniej gatunków wyższych naczelnych, ludzie rozwinęli język, kulturę, etykę, sztukę, naukę i religię. Wszystko to, o ile nam wiadomo, były nowe fenomeny w długiej historii wszechświata i wszystkie one wymagają wzorców opisu i zrozumienia posiadających własną domenę i nieredukowalnych jedynie do wyjaśnień na podłożu fizyki i biologii. Uznano, że takie formy opisu, wykorzystujące pojęcia działania, celu i wartości, dostarczają klucza dotyczącego pochodzenia, inteligibilności i celu fizycznego wszechświata. I chociaż w historii ewolucji wyłoniły się one ze zjawisk fizycznych i na nich się opierają, mogły być także wykorzystane do wyjaśnień o charakterze bardziej metafizycznym, które z kolei pozostawały spójne z tradycyjnymi twierdzeniami teologicznymi dotyczącymi stworzenia i Opatrzności. Innymi słowy, chociaż idea Boga pojawiła się dość niedawno w historii kształtowanej przez ewolucję, może ona dostarczać klucza do wyjaśnienia źródła i ostatecznego celu kosmosu.

cdn...

31 marca na Wiara.pl ruszy konkurs, w którym można będzie wygrać książkę. David Fergusson, Stworzenie
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg