Przy ocenie ryzyka chorób sercowo-naczyniowych powinno się uwzględniać nie tylko czynniki biologiczne i styl życia, ale też status społeczno-ekonomiczny pacjenta, tj. jego zarobki, poziom wykształcenia oraz to, czy posiada współmałżonka - przekonują kardiolodzy.
Eksperci mówili o tym podczas kongresu Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC), który w dniach 27-31 sierpnia odbywa się w Rzymie.
Prowadzone od końca lat 40. długofalowe badania nad czynnikami ryzyka chorób układu sercowo-naczyniowego (m. in. słynne amerykańskie badanie Framingham Heart Study) wykazały, że najważniejszymi z tych czynników są: palenie papierosów, nadciśnienie tętnicze, podwyższony poziom cholesterolu we krwi, siedzący styl życia oraz cukrzyca. Odpowiadają one za ok. 50 proc. wszystkich przypadków choroby wieńcowej serca.
"Jednak coraz więcej badań z ostatnich lat wskazuje, że przy ocenie ryzyka chorób układu krążenia trzeba brać pod uwagę czynniki psychospołeczne" - podkreślił podczas jednej z sesji naukowych prof. Ronald von Kaenel ze Szpitala Uniwersyteckiego w Bernie w Szwajcarii. Wśród nich badacz wymienił cztery grupy czynników: związane z cechami osobowości (np. poziom wrogości, neurotyzm), z negatywnymi emocjami (np. stany lękowe, depresja, żałoba), z poziomem witalności (wypalenie, bezsenność, uczucie przewlekłego zmęczenia) oraz z warunkami społecznymi (niski status społeczno-ekonomiczny, małe wsparcie społeczne, silny stres zawodowy, brak partnera).
"Z analizy szeroko zakrojonych badań wynika, że czynniki psychospołeczne mogą mieć porównywalny wpływ na ryzyko chorób układu krążenia do czynników konwencjonalnych, w tym nadciśnienia, cukrzycy czy małej aktywności fizycznej" - powiedział prof. von Kaenel.
Potwierdza to zaprezentowane w Rzymie badanie zespołu dr Joela Ohma z Karolinska Institutet w Sztokholmie. Przeprowadzono je wśród niemal 30 tys. szwedzkich pacjentów do 75. roku życia (ze szwedzkiego rejestru o skrótowej nazwie SEPHIA), które rok wcześniej miały zawał serca. Dane na temat ich statusu społeczno-ekonomicznego - tj. zarobków, poziomu wykształcenia i stanu cywilnego - uzyskano ze szwedzkiego Centralnego Biura Statystycznego (Statistiska Centralbyran).
Okazało się, że w ciągu kolejnych czterech lat ryzyko wystąpienia drugiego zawału serca lub udaru mózgu rosło odwrotnie proporcjonalnie do zarobków. Osoby zarabiające najwięcej były o 36 proc. mniej narażone na te zdarzenia sercowo-naczyniowe niż grupa zarabiająca najmniej. Z kolei rozwodnicy byli o 14 proc. bardziej narażeni na kolejny zawał w porównaniu z pacjentami wciąż posiadającymi współmałżonka. Odnotowano też, że osoby lepiej wykształcone miały niższe ryzyko kolejnego zawału serca lub udaru mózgu, jednak zależność ta nie była istotna statystycznie. W analizie uwzględniono wiek i płeć pacjentów, a także to czy palili papierosy.
Z kolei, w badaniu norweskim wśród ponad 70 tys. pacjentów w wieku 30-85 lat, którym kierował dr Gerhard Sulo z Uniwersytetu w Bergen, udało się zaobserwować, że lepsze wykształcenie obniża ryzyko rozwoju niewydolności serca u osób, które w przeszłości przebyły zawał mięśnia sercowego. Pacjenci ze średnim wykształceniem byli o 14 proc. mniej narażeni na niewydolność serca, a pacjenci z wykształceniem wyższym - o 27 proc., w porównaniu z osobami z wykształceniem podstawowym.
"Jesteś bogaty czy biedny? Żonaty czy rozwiedziony? To może wpływać na twoje ryzyko drugiego zwału serca lub udaru mózgu" - skomentował wyniki swojego badania dr Ohm na konferencji zorganizowanej dla mediów podczas kongresu ESC. Jak zaznaczył, wskazują one, że status społeczno-ekonomiczny powinien być uwzględniany przy ocenie ryzyka kolejnych zdarzeń sercowo-naczyniowych u osób, które przebyły pierwszy zawał. Podkreślił, że może to poprawić skuteczność prewencji wtórnej w kardiologii. "Nawet jeśli mało prawdopodobne jest by lekarze monitorowali roczne dochody swoich pacjentów, to pomocne mogą być już proste pytania na temat stanu cywilnego czy poziomu wykształcenia" - ocenił kardiolog.
Zdaniem dr. Ohma prewencja kolejnych zdarzeń sercowo-naczyniowych zyskuje na znaczeniu, gdyż - ze względu na postępy terapii - coraz więcej pacjentów przeżywa pierwszy zawał serca lub udar mózgu. "Na przykład w Szwecji niemal jedna piąta populacji to osoby z tej grupy" - przypomniał. Są oni jednak znacznie bardziej narażeni na kolejne zdarzenia sercowo-naczyniowe niż osoby z populacji ogólnej.
Jak wyjaśnił prof. von Kaenel, czynniki psychospołeczne, w tym status społeczno-ekonomiczny, mogą zwiększać ryzyko choroby serca na kilka sposobów. Wiadomo m.in., że zwiększają prawdopodobieństwo złych nawyków i zachowań mających wpływ na zdrowie układu krążenia, takich jak palenie papierosów czy zbyt kaloryczna dieta. Przyczyniają się też do nieprzestrzegania zaleceń lekarskich - w przypadku wystąpienia jakichś chorób. To wszystko może z kolei prowadzić do pojawienia się w organizmie zmian biologicznych predysponujących do schorzeń układu sercowo-naczyniowego.
Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne (ESC) zrzesza specjalistów z ponad 120 krajów świata. W kongresie ESC, który co roku odbywa się pod koniec sierpnia, udział bierze ok. 30 tys. ekspertów, również z Polski, i prezentowane jest ponad 6 tys. najnowszych doniesień naukowych z zakresu profilaktyki, diagnostyki i leczenia chorób układu sercowo-naczyniowego.
Schorzenia te są wciąż główną przyczyną śmiertelności ludzi na świecie. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że co roku powodują one ponad 17 mln (czyli ok. 31 proc.) zgonów.
Z Rzymu Joanna Morga
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.