Droga rewolucja

Początek był jak z filmu Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a później rosnące napięcie. Przecieki kontrolowane, podgrzewanie atmosfery, niepewne (podobno kradzione) szkice, a na końcu… .:::::.

Testy ekstremalne

Czas zatem na test. – Jak długo trzeba się na tym uczyć jeździć – pytam. – W ogóle nie trzeba. Proszę wejść i przechylić się lekko do przodu – odpowiada Adam Szepczyński. Wchodzę i jeszcze bez przechylania się… utrzymuję równowagę, stojąc na dwóch kołach. Silniki elektryczne korygują każde nawet niewielkie pochylenie. Gdy przechylam się do przodu… są zaprogramowane tak, by nie pozwolić mi na wywrotkę, jak gdyby „podjeżdżają pode mnie”, w efekcie przemieszczam się do przodu. Skręt w lewo, skręt w prawo. Wszystko intuicyjnie i całkowicie bezszelestnie. Po kilku minutach czuję się tak, jak gdybym na Segwayu jeździł od urodzenia. Teraz czas na sporty ekstremalne. Pytanie pierwsze: czy Segway potrafi tak szybko ruszyć, by koła obróciły się w miejscu? Tak. Ustawiam się na twardej, posypanej piaskiem i przykurzonej nawierzchni. Przechylam się do przodu tak mocno… że gdybym stał na nogach, na pewno przewróciłbym się na twarz. Słyszę charakterystyczny zgrzyt kół obracających się w miejscu i ruszam z kopyta. Super.

Test drugi: ostre hamowanie. Rozpędzę się do prędkości maksymalnej i przechylę mocno do tyłu. Zanim spróbuję, zakładam kask. Rozpędzam się tak, że szybciej się już nie da i… odchylam ostro do tyłu. O kurczę, zaraz spadnę na plecy… ale nie, Segway w ciągu ułamków sekundy reaguje. Zwalnia tak gwałtownie, że zanim zdążę się zastanowić, co się stało, z powrotem jestem w pionie. Niesamowite. Próbę powtarzam kilka razy. Zawsze to samo. Z tego pojazdu naprawdę nie da się spaść.

Za drogi na rewolucję

Koniec testów. Gdy schodzę, mam wrażenie, że używanie dwóch nóg jest mniej intuicyjne niż korzystanie z Segwaya. Teraz już wiem, że to pojazd nowoczesny z dużą ilością rozwiązań, których nikt inny wcześniej nie stosował. Hulajnoga zza oceanu może być ciekawą ofertą dla mieszczuchów, którzy pracują do kilku kilometrów od domu. Na piechotę za daleko, komunikacją publiczną – za długo. Rower? Wymaga pedało-wania, czyli wysiłku. Jazda na rowerze w garniturze, nie mówiąc już o garsonce, nie wchodzi raczej w grę. Poza tym rower jest mniej zwrotny niż Segway.

Ten ostatni zajmuje mniej więcej tyle miejsca, ile stojący człowiek. Z jednej strony mieści się do windy, a z drugiej z łatwością pokonuje nierówności chodnika. – Największym odbiorcą Segwayów na całym świecie jest branża ochrony. Patrolowanie ścisłego centrum miasta, ale także obiektów wielkopowierzchniowych, takich jak galerie handlowe czy lotniska, jest bardzo trudne. To duże, czasami zatłoczone przestrzenie, w których nie można korzystać z pojazdów spalinowych – twierdzi Adam Szepczyński. – Ile jest tych pojazdów w Polsce? – pytam. – Trudno powiedzieć, bo część sprowadzana jest z zagranicy, ale oceniamy, że około 150 – odpowiada Szepczyński. – Tylko tyle? To gdzie ta rewolucja? – dopytuję. – No cóż, cena jaką dyktuje producent w USA, jest zaporowa, wynosi około 20 tys. złotych – mówi Szepczyński. – Mamy jednak nadzieję, że pojazdy trzeciej generacji, które lada moment mają się pojawić, będą tańsze – dodaje.

Segway to na pewno dobra rozrywka. Jego wersją terenową (szerokie opony i mocniejsza rama) można się wybrać na wycieczkę w plener. Może być też praktyczny. Dojazdy do pracy, patrolowanie lotnisk czy deptaków handlowych, szybka poczta kurierska w ścisłym centrum miasta. Kłopotem jest cena. W 2001 roku mówiono, że – wtedy jeszcze Ginger – będzie kosztował 2 tys. dolarów. Ostatecznie kosztuje prawie 10 tys. Póki cena zasadniczo nie spadnie, Segway będzie tylko ciekawym dziwolągiem dla ekskluzywnej klienteli.



Gość Niedzielny 24/2008
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg