Skalpel i pióro

O dniu dobrze przeżytym, szpitalnej herbacie i przywilejach z prof. Marianem Zembalą – dyr. Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wybitnym kardiochirurgiem i transplantologiem, rozmawia Barbara Gruszka-Zych .:::::.

Bóg Pana wysłuchał?

– Wierzę, że tak się stało. Każdy z lekarzy, zwłaszcza zabiegowych, którzy podejmują wielkie ryzyko, czuje wsparcie Opatrzności. Mówię to spokojnie, bo jestem przekonany, że tak jest. Choć, jak powtarzał mój teść, śp. prof. Zawadzki: „Pamiętaj, Bóg nie lubi leniwych”. Pracowałem także z protestantami, żydami, muzułmanami i zauważyłem, że wielu myśli podobnie. Miesiąc temu operowałem z dr. Przybylskim w Emiratach Arabskich. Już po zabiegu jeden z kardiochirurgów, oprowadzających nas po Dubaju, poprosił, żebyśmy weszli z nim do meczetu podziękować za udany zabieg.

Czasem lekarz jest bezradny. Czy ze śmiercią pacjenta można się pogodzić?


– Z tym się nikt do końca nie pogodzi. Nawet jeżeli znajdzie argumenty, że zrobił wszystko. Noc po nieudanym zabiegu zawsze jest nieprzespana. Nie przez przypadek mottem mojej rozprawy habilitacyjnej były słowa prof. Jana Molla, pioniera kardiochirurgii w Polsce: „Chory, który podpisuje zgodę na operację i tak musi zaufać lekarzowi, bo skąd on może wiedzieć (...) czy operacja jest konieczna i jakie ma szanse przeżycia. Ostatecznie więc lekarz musi wziąć całe ryzyko na swoje sumienie”. Na szczęście, kiedy patrzę na minionych 20 lat, to śmiertelność bardzo się zmniejszyła. Chory bardzo rzadko umiera i jeżeli już, nie daj Boże, to w dalszym przebiegu operacyjnym. A pamiętajmy, że operujemy chorych mających ponad 80, 90 lat, i to z ciężkimi chorobami dodatkowymi.

Pisze Pan Profesor wiersze.

– Niestety, obecnie za rzadko, ale zdarza się, kiedy człowiek nie potrafi poradzić sobie z myślami, kiedy nie może się rozliczyć z sobą, nie udaje mu się zrobić rachunku sumienia, wtedy sięga po pióro. A jeżeli następnego dnia dostrzega świeżość zapisu, to taki tekst może przetrwać. Piszę od 12 lat, od kiedy spadła na mnie odpowiedzialność kierowania kliniką. To też notatnik zdarzeń, przeżyć. Pojawiają się w nim chorzy, ale z imienia tylko kilka osób, np. Ola, która we wczesnym dzieciństwie przeszła u nas przeszczep serca, a teraz przyniosła mi pomalowaną przez siebie bombkę na choinkę. Moje zainteresowanie poezją wzięło się z konkursów recytatorskich, w których brałem udział w szkole. Często sięgam do Grochowiaka, Różewicza, ks. Twardowskiego.

Czytałam Pana wiersz o Wielkim Tygodniu.


– To był mój protest przeciw temu, że Wielki Tydzień utonął w zakupach, sprzątaniu, pośpiechu. W naszym ośrodku w Wielki Piątek, tak jak w Wigilię, się nie pracuje. Wielki Piątek to katharsis chrześcijaństwa, tak jak dla każdego chorego pobyt w szpitalu.



Gość Niedzielny 05/2006
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg