Czy nauka implicite przeczy istnieniu Boga?

O nadużywaniu nauki w sporze pomiędzy teizmem a racjonalizmem (i ateizmem) .:::::.

Odkrycie tlenu

Podobne perypetie towarzyszyły „odkryciu” tlenu, przy czym przypadek ten jest jeszcze bardziej pomocny dla naszych rozważań. Joseph Priestley, angielski uczony żyjący w XVIII wieku zebrał gaz, który uzyskał podczas ogrzewania czerwonego tlenku rtęci. Był to tlen, jednak w 1774 roku Priestley uznał, że uzyskany gaz to tlenek azotu, natomiast rok później uznał, że jest to zdeflogistonowane powietrze. Jakiś czas potem, Lavoisier, inny badacz poszedł krok dalej i w oparciu o badania Priestleya orzekł, że wspomniany gaz to czyste powietrze. Nadal jednak nie interpretował on tego co odkrył jako tlen. Dopiero w 1777 roku Priestley ogłosił, że odkrył coś co można było zinterpretować jako tlen. Wciąż nie był to jednak tlen sensu stricte, zwłaszcza w naszym współczesnym rozumieniu, ponieważ dla Lavoisiera wspomniany gaz był atomową „zasadą kwasowości”, którą można było jego zdaniem uzyskać jedynie poprzez syntezę owej zasady z cieplikiem, który jak już dziś wiemy nie istnieje (był on tylko częścią błędnego paradygmatu chemii tamtych czasów) [2]. A zatem znów nie odkryto tak naprawdę tlenu rozumianego tak jak my i nauka rozumiemy go dziś. To co odkryto pojmowano wtedy tak naprawdę inaczej z powodu ówczesnych paradygmatów determinujących inne pojmowanie tego gazu. Ponownie dopiero zmiana wstępnych założeń odnośnie do tego co spodziewano się znaleźć (lub raczej odnośnie do tego, czego nie spodziewano się znaleźć) pozwoliła to na co natrafiono zinterpretować jako tlen.

Kryminalistyka rodem z Hollywood

Zmienię nieco temat i trzeci przykład jaki podam będzie nieco obrazowy i czysto popularny, co wcale nie oznacza, że pozbawiony realizmu, bowiem taka sytuacja jak najbardziej może wydarzyć się. Zresztą realizm tego przykładu nie ma w tym wypadku większego znaczenia dla naszych późniejszych rozważań, bowiem to tylko coś co dodatkowo ułatwi nam uchwycenie istoty problemu. Przypomnijmy sobie pewien schemat, który czasem pojawia się w filmach kryminalnych. X zabił Y, lecz X jest na tyle sprytny, że nie tylko nikt nie jest w stanie tego wykryć aż do ostatniej sceny w filmie, ale na dodatek X tak spreparował wszystkie dowody, że najbardziej podejrzanym, a może nawet i skazanym za zabójstwo Y zostaje Bogu ducha winny A. Jest tak po części dlatego, że X nienawidzi A i chce go wrobić, a poza tym dzięki niemu jest on w stanie przy okazji odwrócić wszystkie podejrzenia od siebie. No więc X preparuje wszystkie dowody – podrzuca broń do domu A, z której zabito Y i na której są odciski palców A. A jest w bardzo kiepskiej sytuacji, ponieważ w trakcie rozwoju akcji filmu okazuje się, że dodatkowo miał on też powód ku temu aby zabić Y. No i kłopot gotowy. Teraz konsekwentna analiza danych doprowadzi detektywów wprost do A jako zabójcy. Nikt i tak nie będzie podejrzewał X, ponieważ w ogóle nie był on w kręgu podejrzanych. Natomiast A był w najbliższym kręgu znajomych i zarazem podejrzanych o zabicie Y. W konsekwencji A skazano, i tylko A i widz wiedzą, że to nie on zabił. To, że w końcu w filmie ktoś przez przypadek odkryje, iż to X zabił a nie A, nie zmieni faktu, że wszyscy detektywi i tak cały czas podejrzewali, że to A jest zabójcą. Na to wskazywały przecież wszystkie fakty, choć była to nieprawda.

Paradygmat

Co to wszystko ma ze sobą wspólnego? Pozornie nic. Trzy przykłady, które wydają się być zupełnie ze sobą niezwiązane. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości jest coś co łączy wszystkie te trzy przykłady w jedną całość. To pewien paradygmat, zespół przyjętych założeń co do tego jak rozumiemy świat, a tym samym czego będziemy szukać, a przede wszystkim czego nie. Ów paradygmat we wszystkich trzech przypadkach powoduje to samo: ogranicza już na samym wstępie pole badań. Ani Roentgen ani inni zajmujący się tym zjawiskiem w jego czasach nie odkryli od razu promieni X, choć bezpośrednio się z nimi stykali, ponieważ pewne współczesne konsekwencje paradygmatu jakim się oni kierowali zakładały, że takie promienie po prostu nie mogą istnieć. Ani Priestley ani Lavoisier nie odkryli tlenu pojmowanego w naszym współczesnym rozumieniu, ponieważ w takim pojmowaniu przeszkadzały im pewne wstępne założenia, którymi kierowali się uczeni ich czasów w określaniu czego będą szukać a czego nie. Dlatego w konsekwencji nie odkrywali oni tlenu, tylko tlenek azotu, zdeflogistonowane powietrze, czy czyste powietrze. Nawet kiedy w 1777 roku dokonano czegoś, co można od biedy uznać za odkrycie tlenu, to owo pojmowanie tlenu wciąż było ograniczane przez błędny paradygmat cieplika. W 1777 roku dla Lavoisiera tlen był „zasadą kwasowości”, która powstawała jego zdaniem przez syntezę owej zasady z cieplikiem. Dla detektywa badającego zabójstwo X w naszym powyższym przykładzie to nie X zabił, ponieważ wstępny paradygmat jaki został przyjęty już na początku śledztwa zakładał, że w kręgu podejrzanych o zabójstwo może być tylko ktoś kto znał ofiarę zabójstwa (a zatem nie X). Tym samym ów detektyw już na samym wstępie przyjął, że nie będzie szukać tego czego należało szukać. Wszystkie te przykłady są więc dowodem na to, że wstępne założenia co do zakresu badanej rzeczywistości mogą okazać się błędne, albo co najmniej dyskusyjne, ponieważ z góry mogą wykluczać coś, czego tak naprawdę przede wszystkim należy poszukiwać.


______________
[2] Por. tamże, s. 103n, 209; por. tenże, Dwa bieguny, dz. cyt., s. 242n.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg