Natura przyrodoznawstwa

Fragment książki "Bóg i biolog", Wydawnictwo WAM, 2005 .:::::.

Najprostszą metodą jest powrót do podstawowych pytań: „jak” i „dlaczego”. Przyrodnicy badają, jak funkcjonują byty: co sprawia, że rośliny rosną, zwierzęta łączą się w pary, powstają minera ły, itp. W metodzie tej sprawdza się pewną koncepcję (bądź hipotezę) za pomocą eksperymentów lub innych dostępnych in- formacji (z historii, ze sprawdzonych hipotez, itp.). Im więcej testów potwierdza daną hipotezę, tym bardziej jest ona prawdopodobna. Jest to poprawny i przystępny sposób myślenia. Wraz z rozwojem wiedzy wypracowano jednak błędne założenie, w myśl którego poznanie jednej przyczyny pewnego zjawiska pozwala na jego dokładne poznanie. To stwierdzenie jest nieprawdziwe. Oto prosty przykład: możemy opisać szczegółowo pewien obraz wskazując na rozmieszczenie chemicznych molekuł na dwuwymiarowej płaszczyźnie. Jeśli znalibyśmy dobrze chemię barwników, moglibyśmy stworzyć kompletny chemiczny opis tego malowidła za pomocą terminów chemicznych. Możemy jednak opisać ten sam obraz mówiąc o jego projekcie i ompozycji, tłumacząc, dlaczego artysta namalował go tak, a nie inaczej. Oba opisy odnoszą się do tego samego fizycznego obiektu, każdy z nich jest kompletny, a jednak nie zachodzą na siebie. Stwierdzenie, że obraz jest niczym innym jak tylko zbiorem rozmieszczonych na płaszczyźnie cząstek chemicznych jest nieadekwatne, podobnie jak mówienie, że jest on niczym innym jak tylko dziełem artystycznym. Jest oczywiste, że malowidło ma więcej niż tylko jedną „przyczynę”.

Pojęciem komplementarności w odniesieniu do zagadnienia nauki i wiary zajmowali się: Michael Polanyi (który zaprezentowa ł ideę różnych „poziomów” tłumaczenia; por. Polanyi 1969) i Donald MacKay. To właśnie on rozszerzył to pojęcie również na dynamiczne procesy. Warto zapoznać się bliżej z poglądami autora ze względu na ich znaczenie intelektualne. Najlepiej streścić je przy pomocy jego własnych słów (MacKay 1960):

Wyobraźmy sobie artystę, który powołuje do istnienia świat wymyślony przez siebie. Czyni to układając plamy farby na płótnie w pewnym przestrzennym porządku (lub nieporządku!). Porz ądek nadawany farbie determinuje kształt wymyślonego świata. Wyobraźmy sobie teraz artystę, który powołuje świat do istnienia nie za pomocą plam układanych na płótnie, lecz – ciągu krótkich błysków na ekranie telewizora (właśnie w ten sposób emituje się zazwyczaj obraz telewizyjny). Świat wymyślony przez artystę nie jest teraz statyczny, lecz dynamiczny, podlega ciągłym zmianom i ewolucji, stosownie do woli twórcy. Zarówno sposób, jak i reguły (jeśli takie są) zmian zależą od tego, jak artysta uporządkuje błyski w przestrzeni i czasie. W jednej serii stworzy spokojny krajobraz z płynącymi chmurkami, w drugiej zobaczymy szybki mecz krykieta na wiejskiej murawie. Scena pozostaje niezmienna tak długo, jak on tego chce. Jeśli artysta przestanie działać, wymyślony przez niego świat nie pogrąży się w chaosie, lecz przestanie istnieć.

Nie znam nikogo wystarczająco zręcznego, kto byłby w stanie wykonać takie dzieło. Nie o to jednak chodzi. Przedstawiłem hipotetycznego artystę przy pracy, gdyż uważam, że proces ten pomaga w ukazaniu niektórych sposobów, przy pomocy których Biblia mówi o Bożym działaniu za pośrednictwem zjawisk fizycznych.

Wyobraźmy sobie, że oglądamy mecz krykieta „stworzony” i „podtrzymywany” przez takiego artystę. Widzimy, jak piłka uderza w cel, sprawiając, że paliki podskakują. „Przyczyną” ich poruszenia się jest – w normalnym rozumowaniu – uderzenie piłki. Próbując wyjaśnić dowolne wydarzenie, rozgrywające się na scenie lub poza nią, szukamy „przyczyny” (i spodziewamy się ją znaleźć) w innym wydarzeniu na scenie lub poza nią. Jeśli mielibyśmy do dyspozycji dłuższy wycinek zwykłego meczu, potrafilibyśmy prawdopodobnie stworzyć sensowną naukę na temat ukazywanego naszym oczom świata krykieta, formułując „prawa ruchu” pozwalające wytłumaczyć zadowalająco (w sensie naukowym) każde wydarzenie, którego jesteśmy świadkami – jeśli tylko artysta przestrzega stałych reguł w podtrzymywaniu sceny meczu krykieta.

Załóżmy jednak, że ktoś sugeruje, jakoby nasze naukowe wyjaśnienie owych zdarzeń „nie było jedyne”, a nasze odczucia były rezultatem niezłomnej woli artysty, który kształtuje i „podtrzymuje w istnieniu” cały ten ruch. Choć brzmi to z początku dziwnie, nie jest wyjaśnieniem rywalizującym z tym, co proponuje nasza „nauka” na temat krykieta. Jego celem nie jest przekonanie do siebie przez wzbudzanie wątpliwości, ponieważ oba wyjaśnienia są prawdziwe, lecz nie w tym samym sensie. Są one odpowiedziami na odmienne pytania i oba mogą być całkowicie poprawne.

Przykład ten wydaje się wystarczająco wymowny. Bóg, którego ukazuje nam Biblia, nie jest „Kosmicznym Mechanikiem”, lecz raczej „Kosmicznym Artystą”, kreatywnym Strażnikiem. Bez Jego nieustannego działania świat nie popadłby w chaos, lecz nie byłoby niczego. To, co nazywamy prawami fizyki, jest uogólnieniem porządku, który dostrzegamy w zjawiskach stworzonych, poznawanych jako fizykalny świat. Z punktu widzenia teologii wyrażają one stałość kreatywnej woli wielkiego Artysty. Wyjaśnienia wskazujące na prawa nauki i na Boskie działanie nie są odpowiedziami na to samo pytanie; nie konkurują ze sobą, choć oczywiście dotyczą tej samej rzeczywistości. Są one (lub w każ- dym razie powinny być) komplementarnymi interpretacjami odmiennych aspektów tego samego wydarzenia, którego pełna istota nie może być adekwatnie opisana przez żadną pojedynczą interpretację.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg