Za mało wiemy

Z botanikiem i ekologiem prof. Zbigniewem Mirkiem (Polska Akademia Nauk) rozmawia Jarosław Dudała.

Chce Pan powiedzieć, że drobna zmiana, w tym przypadku genetyczna, może spowodować duże zmiany w środowisku?
– Często tak właśnie bywa. Wspomniałem, że ten sam gen w „środowisku” innego genotypu może dawać zupełnie nowy, nieoczekiwany efekt. Tak było z genetyczną modyfikacją zielonego groszku, którego nasiona bardzo często są atakowane przez larwy pewnego owada. Wszczepiono mu więc „niegroźny” gen, który innego przedstawiciela tej samej rodziny doskonale chroni przed szkodnikiem. Tyle że w groszku ów gen zaczął produkować substancję śmiertelnie trującą dla człowieka.

Mam nadzieję, że do tragedii nie doszło?
– Na szczęście nie. Naukowcy rzetelnie przeprowadzili testy i wykryli rzecz na etapie prac laboratoryjnych. Ale podobna historia może się wydarzyć poza naszą kontrolą w dzikiej przyrodzie, gdy uwolnimy zmodyfikowane organizmy do środowiska. Czasem zmiana dotykająca pozornie nieistotnej części ekosystemu ma zasadniczy wpływ na całość. Jest wtedy jak drobny kamyk, który uruchamia ogromną lawinę. Na konieczność dużej ostrożności wskazuje też przykład tzw. gatunków inwazyjnych. To niegroźne do niedawna rośliny ozdobne, które sprowadzono niegdyś z Ameryki czy Azji. Uprawiano je bezpiecznie w europejskich ogrodach przez ostatnie 100–150 lat. Nagle, bez jakichkolwiek wcześniejszych oznak i czytelnych przyczyn, zaczęły „uciekać” z ogrodów i rozprzestrzeniać się samodzielnie w dzikiej przyrodzie. Powoduje to ogromne spustoszenia wśród rodzimych gatunków i dotkliwe straty gospodarcze. W wielu krajach Europy Zachodniej (nas też to czeka) powołano specjalną administrację i służby publiczne do zwalczania gatunków inwazyjnych. Każdego roku wydaje się na ten cel setki milionów euro – skutek jest prawie żaden. Syzyfowa praca.

Czy jest Pan w tej sytuacji przeciwnikiem GMO?
– Widzimy często wycinkowe i w sumie krótkotrwałe korzyści. Nie bierzemy pod uwagę, lub nie widzimy, efektów ubocznych i dalekosiężnych skutków naszych działań. A w przypadku GMO mogą być one szczególnie dotkliwe i kosztowne (nie tylko w wymiarze finansowym) – nieporównanie poważniejsze niż w przypadku DDT czy gatunków inwazyjnych. Manipulujemy życiem.

Dlatego kierowany przez Pana Komitet Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk proponuje wprowadzenie co najmniej 15-letniego moratorium na wprowadzenie upraw transgenicznych.
– Tak, 15 lat na badania w warunkach kontrolowanych to minimum. Bo jeśli zmodyfikowane organizmy raz uwolni się do środowiska naturalnego, to skutków tego kroku nie będzie się dało cofnąć. Człowiek musi być ostrożny i szczególnie odpowiedzialny, kiedy skutki jego działania są nieznane, a mogą być dalekosiężne. Tym bardziej że w przypadku GMO będą to skutki nieodwracalne.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg