Fragment książki "Bóg, niepotrzebna hipoteza?", Wydawnictwo WAM, 2004 .:::::.
Nauka niewątpliwie nie dysponuje żadną gotową koncepcją. Niemniej koncentruje ona swe wysiłki na najszlachetniejszym organie, będącym warunkiem i instrumentem całej tej charakterystycznej dla człowieka działalności duchowej i psychicznej: złożony charakter mózgu nie mógł ujść jej dociekliwości. Na Zachodzie przez długi czas uważany za siedlisko duszy i myśli, ten – święty niemal – organ stopniowo zdradza swe tajemnice. Cztery miliardy neuronów, może nawet więcej, których poprzedniki u noworodków mnożą się z szybkością 30 000 na minutę, gdy tymczasem człowiek dojrzały traci ich 10 000 każdego dnia i nigdy już nie zostaną one zastąpione! Siatka 100 bilionów synaps o nieznanych nam jeszcze w większości mechanizmach działania, ale co do których wiemy tyle przynajmniej, że bodziec nerwowy odpowiedzialny za inwersje potencjału przebiega tu w przeciągu kilku milisekund. Pęcherzyki wypełnione specjalnymi substancjami chemicznymi pękają w gruczołach synaptycznych, uwalniając neuromediatory i wtedy bodziec nerwowy przechodzi od jednego neuronu do drugiego. Niektóre z tych substancji zostały obecnie wyizolowane; zaczynamy rozumieć i leczyć choroby, za które są one odpowiedzialne: pląsawica Huntingtona, Parkinson, schizofrenia. Od niedawna znamy już niektóre peptydy – komórki mózgowe odpowiedzialne za przekazywanie informacji dotyczących bólu czy odczuwania przyjemności, na przykład w dziedzinie seksualnej, które możemy już wywoływać. Pojawiają się jeszcze trudności z dokładnym zlokalizowaniem wielu funkcji przyjemności, bólu i pamięci, niełatwe też okazuje się kontrolowanie utrwalania, przechowywania i przywoływania informacji. Nie ma jednak wątpliwości, że stopniowo system połączeń tego nieskoń-czenie złożonego komputera i procesy chemiczne zachodzące w tej zdumiewającej fabryce, decydujące w znacznej mierze o naszych zachowaniach, zostaną stopniowo rozszyfrowane.
Tym samym staje przed nami problem wolności – pierwszego, istotnego warunku życia moralnego. Widać wyraźnie, że dyscypliny neurologiczne i psychologiczne odsłoniły zwartą siatkę naszych determinizmów i w znacznym stopniu zbagatelizowały naiwne twierdzenie o „wszechwładnej wolności” człowieka: de-terminizmy genetyczne, endokrynne, fizjologiczne i inne, będące efektem wychowania i życia społecznego; wrodzone i nabyte rysy, kształtujące i warunkujące przyzwyczajenia i zachowania; rozmaite znamiona, jakie dziecko otrzymuje nieświadomie już w łonie swej matki! Byłoby bez wątpienia bliższe prawdy powiedzenie, że człowiek nie rodzi się wolny, lecz może nim z niemałym trudem się stawać. A i sama ta możność wyzwalania się jest nadal funkcją wrodzonych dyspozycji i wychowania, nad którymi panujemy tylko w jakiejś części. W każdym razie wolność w znacznie mniejszym stopniu będzie polegała na wyswobadza-niu się od tych determinizmów, a bardziej na ich uznawaniu i – opierając się na tej akceptacji – na dyplomatycznym obchodzeniu się z nimi. Oświecona zdobyczami nauki, teologia – moralna szczególnie i pastoralna – może wtedy formułować twierdzenia bardziej wyważone i wiarygodne; wartość zaangażowania, imperatywy etyczne, odpowiedzialność, grzech i wina są odtąd postrzegane w nowym świetle pokorniejszej prawdy i większego szacunku dla człowieka.
Z radością tylko można przyjąć wiadomość, że Watykan zor-ganizował niedawno kongres naukowy poświęcony tematowi: umysł a mózg. Wzięło w nim udział około czterystu osób, noblistów i akademików, przemawiających do teologów i filozofów. Zaprezentowano około pięćdziesięciu komunikatów naukowych z różnych dziedzin: od neurofizjologii do psychoterapii, neurochirurgii i endokrynologii. Może było zbyt mało dyskusji, ale za to informacje pochodziły z pierwszej ręki i były najwyższej jakości, mogą więc służyć na drodze prawdy i pogłębienia. Wiara potrafi przyjąć ryzyko dialogu z nauką – może na tym tylko skorzystać.
Fizyk mógłby przedstawić zdobycze swej dyscypliny, wskazując na ich stymulujący wpływ, służący zrozumieniu dogmatu chrześcijańskiego – dogmatu stworzenia mianowicie – z perspektywy indeterminizmu lub dowartościowanej ostatnio zasady entropii. Sprawą socjologa czy historyka byłoby udzielenie wsparcia w celu lepszego poznania dróg rozwoju dogmatu. Wszak tak-że dogmat „ewoluuje”, nie ma on w sobie nic z twardego, jałowego kamienia. Tradycja jest przekazywaniem Słowa bogatego i żywego; jest „skarbcem, z którego trzeba nieustannie wydobywać rzeczy stare i nowe”. Ci specjaliści mogliby zinwentaryzo-wać warunki powstawania „sensus Ecclesiae”, czyli zmysłu wierzących, mechanizmów sprzężeń zwrotnych i oddziaływania wstecznego w łonie Ludu Bożego, między Kościołem zwanym „nauczanym” i Magisterium, które go uczy i prowadzi. W rzeczywistości w naszym chrześcijańskim itinerarium jest zawsze obecna podwójna i uzasadniona tradycja: tradycja wewnętrznego Mistrza, „który nas naucza wszystkiego i dzięki któremu nie potrzebujemy już pouczeń”, oraz tradycja Magisterium oficjalnego, której wierzący daje posłuch i pragnie okazywać rozumny szacunek i posłuszeństwo. Wrócimy do tej kwestii w rozdziale jedenastym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.