Promy idą w odstawkę

Pierwsze statki kosmiczne wielokrotnego użytku miały być technologiczną rewolucją. W praniu wyszło, że są zawodne i drogie w utrzymaniu. Ten rok jest ostatnim rokiem promów kosmicznych.

Przed kilkoma dniami, po trwającej 12 dni misji, wylądował w Centrum Kosmicznym na Florydzie prom Atlantis. Wszystko odbyło się bez zakłóceń. Po otwarciu drzwi po schodach zeszła uśmiechnięta sześcioosobowa załoga. Niektórym jej członkom być może wcale nie było jednak do śmiechu. Po 25 latach Atlantis odchodzi na emeryturę. Takie są przynajmniej plany polityków. We wrześniu br. na orbitę ma jeszcze polecieć prom Discovery, a w listopadzie Endeavour. Później wszystkie wylądują w muzeum.

Rewolucja w ślepej uliczce
Trudno powiedzieć, czy wahadłowce powstały pod wpływem filmu science fiction „Star Trek”. Faktem jest, że w pewnym momencie zaczęto uważać, że przyszłość lotów kosmicznych nie należy do jednorazowych rakiet, tylko do samolotów czy – jak je nazwano – promów kosmicznych, które będą mogły być używane wielokrotnie. Miały być tanie, wygodne i bezpieczne. Te wybudowane przez NASA na pewno nie były tanie. I były niebezpieczne. Na wygodę astronauci co prawda nie narzekali, ale oni na nic nigdy się nie skarżą. Konstruktorzy, którzy parli do budowy wahadłowców, mieli całkowitą rację. Przyszłością są statki wielokrotnego użytku. Niestety, sposób, w jaki zabrano się za budowę promów, technologie, jakie wykorzystano, spowodowały, że to, co w teorii miało być rewolucją, szybko zostało uznane za ślepą uliczkę. Swój program promów miał też Związek Radziecki.

Choć radzieckie burany były znacznie lepsze niż amerykańskie wahadłowce, Rosjanie z programu zrezygnowali i postawili na rakiety kosmiczne. USA w projektowanie i budowę zainwestowały tak dużo, że z projektu nie bardzo mogły się wycofać. W ciągu prawie 30 lat na orbitę okołoziemską amerykańskie promy latały 128 razy. Najczęściej w kosmosie bywał prom Discovery (36), najrzadziej Challenger (10 razy). Gdyby policzyć dystans, jaki pokonały wszystkie wahadłowce, okazałoby się, że przeleciały ponad 760 mln km. Ziemię okrążyły około 18 tys. razy. Te liczby mogą szokować, ale gdy planowano i budowano promy, zakładano, że będą latały w kosmos 2–3 razy w miesiącu. Szybko zdano sobie sprawę, że to z wielu względów nierealne, głównie z powodu ogromnych kosztów i skomplikowanej i długotrwałej procedury przygotowawczej.

Cięcia, cięcia i jeszcze raz cięcia
Promy kosmiczne zaczęto projektować na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Na samym początku projekt szybko się rozwijał na fali wielkiego sukcesu NASA, jakim było wylądowanie człowieka na Księżycu w ramach projektu Apollo. Gdy zdobyto Srebrny Glob, w NASA powstał projekt lądowania na Marsie i budowy dużej bazy orbitalnej. By to zrealizować, konieczne było – jak wyliczono – wysyłanie w przestrzeń kosmiczną przynajmniej 2 razy w miesiącu ludzi i sprzętu. Obliczono, że koszt wystrzeliwania rakiet przy takim natężeniu „ruchu” byłby zbyt duży. Postanowiono więc uruchomić program budowy samolotu kosmicznego wielokrotnego użytku. Biały Dom zaczął jednak obcinać, nadmuchany księżycowym programem, budżet NASA. Najpierw postanowiono zrezygnować ze zdobywania Marsa. Po dalszych cięciach odłożono budowę stacji orbitalnej. Priorytetem były promy kosmiczne. Uznano, że gdy powstanie tani sposób na latanie w kosmos, znajdą się pieniądze na realizację dalszych kosmicznych projektów. I to założenie byłoby słuszne, gdyby nie fakt, że budżet NASA znowu zmniejszono. By program promów nie upadł, organizacja zwróciła się z propozycją współpracy do wojska. Armia miała i pieniądze, i potrzeby. Chciała wynosić na orbitę satelity szpiegowskie i wojskowe. Generałowie na propozycję NASA przystali. Zgodzili się dorzucić do programu promów, ale postawili swoje warunki. Jak się później okazało, to właśnie z ich powodu program okazał się klapą.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg