Promy idą w odstawkę

Pierwsze statki kosmiczne wielokrotnego użytku miały być technologiczną rewolucją. W praniu wyszło, że są zawodne i drogie w utrzymaniu. Ten rok jest ostatnim rokiem promów kosmicznych.

Czego chciało wojsko
Podstawowym warunkiem sił powietrznych było to, by nowy pojazd kosmiczny mógł wynosić na orbity duże ładunki – do 18 ton. Takiej wielkości były satelity szpiegowskie. Co więcej, satelity miały być umieszczane na orbitach, na których nie prowadzi się „działalności naukowej”. By na nie dotrzeć, silniki wahadłowca musiały być znacznie większe, niż pierwotnie zakładano. Wojskowi chcieli też, by prom miał dużą powierzchnię nośną, by mógł manewrować w powietrzu i by mógł lądować nie tylko na specjalnie przygotowanych pasach, ale na większych lotniskach (to wtedy postanowiono na przykład zamontować spadochron hamujący, a więc skracający wymaganą długość pasa). Większa siła nośna to większe skrzydła. Te nie mogły być jednak zbyt długie (to także był warunek wojska). By to wszystko pogodzić, projektanci z NASA postanowili wyposażyć promy w skrzydła w układzie delta. Te muszą być jednak masywniejsze niż skrzydła tradycyjne. Masywniejsze, czyli cięższe. Większe ciężary ładunków, większe skrzydła, większe silniki – to wszystko oznaczało większe ilości paliwa. Szybko okazało się, że prom kosmiczny nie będzie w stanie wznieść się na orbitę dzięki swoim własnym silnikom, że będzie potrzebował ogromnych silników dodatkowych. Do promu postanowiono dołączyć zbiornik na paliwo, które było podawane do silników głównych promu, oraz dwie rakiety na paliwo stałe. Taka konstrukcja, jeszcze zanim powstała, już była niedoskonała. Silników na paliwo stałe nie da się wyłączyć. Raz odpalone muszą lecieć. Prom przestał być, nie tylko z powodu dodatkowych silników, „elastyczny”.

Projekt goni projekt
Dodatkowe rakiety i duży zbiornik paliwa okazały się znacznie wyższe niż sam prom. W efekcie z samolotu, który miał być lekki i kompaktowy, powstał pojazd ciężki i skomplikowany. A nade wszystko bardzo duży. Całość była wyższa niż amerykańska rakieta Saturn V – rakieta nośna programu księżycowego Apollo. Tak duże rozmiary konstrukcji powodowały wzrost kosztów całej infrastruktury i obsługi. Z kolei złożoność powodowała, że promy przestały być samolotami kosmicznymi, które stoją w hangarze gotowe w każdej chwili do lotu. Przygotowania do każdej misji musiały zaczynać się kilka tygodni przed samym lotem. Sprzeczne interesy wojskowych i naukowców, ale także niestabilne źródła finansowania projektu, powodowały, że prom był wielokrotnie przeprojektowywany i przerabiany. Ze wstępnego założenia, że prom będzie wielokrotnego użytku, zaczęto rezygnować. Coraz więcej elementów postanowiono wykorzystywać tylko raz. Tak było znacznie taniej i praktyczniej. Tak działają rakiety, które w całości są spisywane na straty. Nawet kapsuła, w której siedzą ludzie, choć wraca na Ziemię, nie jest wykorzystywana ponownie. Pod tym względem promy zaczęły przypominać rakiety, od których miały się przecież różnić.

Zgniły kompromis
Promy kosmiczne, które w tym roku idą w odstawkę, są kompromisem pomiędzy tym, czego chciało wojsko, i tym, co mogli dać, w ramach określonego budżetu, naukowcy. Kompromis okazał się zgniły. Ciężkie i duże promy trudno było zabezpieczyć przed wysoką temperaturą, do jakiej nagrzewają się, gdy wracając z misji na orbicie, wchodzą w ziemską atmosferę. Ceramiczne elementy ochraniające dół i skrzydła promów były zawodne. Często odpadały już przy starcie. Przynajmniej raz kawałek poszycia promu uszkodził zbiornik paliwa i o mało nie doszło do tragedii. Dwa promy eksplodowały w powietrzu: pierwszy – Challenger – przy starcie (rok 1986), drugi – Columbia – w czasie wchodzenia w ziemską atmosferę (rok 2003). Po tym drugim wypadku loty wahadłowców wstrzymano. Projektowi raz jeszcze przyjrzano się i przyznano to, co specjaliści wiedzieli od samego początku. Promy kosmiczne, choć niewątpliwie przydatne, nie były dobrymi konstrukcjami. Za pieniądze, które przeznaczono na ich projekt, konstrukcję i eksploatację, można było zrobić dużo więcej. A o tym, że samoloty kosmiczne wielokrotnego użytku mają sens, dzisiaj przekonują prywatne firmy, które przygotowują się do uruchomienia komercyjnych, turystycznych lotów na orbitę. Już próbnie latają niewielkimi samolocikami kosmicznymi w bardzo wysokie partie ziemskiej atmosfery. No ale do tych projektów nie wtrąca się wojsko.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg