Turze, wróć

Tomasz Rożek

GN 12/2012 |

publikacja 22.03.2012 00:15

Nie chodzi o to, by po Katowicach biegały dinozaury. Chodzi o to, by przywrócić do życia te zwierzęta czy rośliny, które sami wytępiliśmy. Po co?

Turze, wróć East News Jednym z gatunków, które zostały uratowane przez genetykę, są muflony

A jaki jest sens prowadzenia prac archeologicznych? Po co szukać zaginionych książek czy obrazów? Cel jest zawsze ten sam. Chcemy wiedzieć więcej o świecie, który nas otacza.

Każdy gatunek zwierząt czy roślin jest jednym z elementów większej całości. Tą całością jest ziemski ekosystem. Gdy jeden z gatunków ginie, kłopoty ma kilka następnych. Poznanie zależności, jakie panują pomiędzy żywymi organizmami, daje obraz życia na Ziemi w ogóle. Poza tym każdy organizm jest biblioteką wiedzy biologicznej. Warto pamiętać o tym, że większość leków, choć produkowana w sposób syntetyczny, ma pochodzenie roślinne albo zwierzęce. Każdy gatunek może być źródłem substancji, związków, które mogą nam się przydać.

Zaczęło się od dinozaurów

Do szerszego odbiorcy temat wskrzeszania wymarłych gatunków trafił w 1993 r., w dniu premiery filmu „Jurassic Park”. Cała fabuła obracała się wokół sklonowania wymarłych dawno temu dinozaurów. Depozytariuszem ich DNA był komar, który ponad 65 milionów lat temu ugryzł dinozaura, pożywiając się jego krwią. Przetrwała krew, w bursztynie przetrwał komar, przetrwały dinozaury – oto przesłanie filmu. Materiał genetyczny został z układu pokarmowego owada wyciągnięty i przetransferowany do wnętrza żywej komórki. Scenariusz całkowicie nierealny (jak małemu komarowi udało się przebić przez zrogowaciałą skórę ważącego kilka ton tyranozaura?), ale problem jak najbardziej rzeczywisty. Czy da się przywrócić do życia coś, co już nie istnieje? Tak, o ile spełnione są pewne warunki. Głównym jest posiadanie materiału genetycznego wymarłego organizmu.

Na początku lat 90. XX wieku na należącej do Nowej Zelandii wyspie Enderby pozostała ostatnia samica bardzo rzadkiego gatunku bydła. Naukowcy wiedzieli, że gdy ona padnie, będzie to oznaczało utratę całego gatunku. Wtedy postanowili ostatnią krowę uśpić i przetransportować do instytutu badawczego zajmującego się klonowaniem. Tam pobrano od niej materiał genetyczny i sklonowano. Urodzone cielaki były takie same jak ich matka, a więc wszystkie były rodzaju żeńskiego. Całe szczęście badacze mieli zamrożone próbki spermy byka tego samego gatunku. Teraz na wyspie Enderby żyje całe stado gatunku, który przed kilku laty był na granicy wymarcia. W tym samym czasie w Hiszpanii naukowcy pracowali nad sklonowaniem koziorożca pirenejskiego, którego ostatni przedstawiciel (także samica) padł kilka lat temu. Zwierzę od razu zamrożono. DNA koziorożca zostało wprowadzone do komórki kozy. W ten sposób urodziły się samice koziorożca pirenejskiego. Niestety w przypadku koziorożca badacze nie dysponują męskimi komórkami. Aby „przywrócić” gatunek, są więc zmuszeni do pobrania nasienia od żyjącego męskiego przedstawiciela gatunku spokrewnionego z koziorożcem. Młode, które się urodzą, nie będą w 100 proc. reprezentantem koziorożca alpejskiego, ale gatunkiem bardzo blisko z nim spokrewnionym. W podobny sposób badacze starali się wskrzesić wymarłego w 1936 roku wilka workowatego. Wyglądał jak pies, z umaszczenia przypominał tygrysa, ale młode nosił w torbie tak jak kangur. Takie zwierzę żyło w Australii, Gwinei i na Tasmanii. Wilki workowate przestały istnieć z powodu ludzi, którzy na nie polowali.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.