Czarna przyszłość szaraka

ŁOWICKI GOŚĆ NIEDZIELNY

publikacja 09.04.2012 06:00

– Jeszcze parę lat temu, wracając z pracy, niemal każdego dnia widziałem na łąkach zające. Nieraz zmuszały mnie do ostrego hamowania, gdy wbiegały pod koła mojego auta. Dziś już nie widujemy się – mówi Artur Jasiński.

Zając toMAsz sMierzcHAłA/GN Zając
Na terenie diecezji łowickiej od kilku lat dramatycznie spada populacja szaraków

Obok baranka i kurczaczka, jednym z symboli wielkanocnych jest zając. Jego podobiznę można spotkać na serwet­kach, obrusach, torbach, słodyczach. Zrobiony z czekolady zajmuje wiele miejsca na sklepo­wych półkach. Nie wszyscy jednak wiedzą, że to miłe zwierzę na terenie diecezji jest za­grożone wyginięciem. Z roku na rok znacznie spada jego populacja. I kto wie, czy za kilka lat żywego szaraka nie będzie można zobaczyć jedynie w telewizji.

Lis, kłusownik i ekolodzy
– Od wielu lat liczba zajęcy na naszym tere­nie, który obejmuje Skierniewice po Rawę Ma­zowiecką i Łowicz, jest bardzo mała – mówi Jan Pawlaczyk, zastępca nadleśniczego w Skiernie­wicach. – Najgorsza sytuacja jest w okolicach Rawy. Tam myśliwi już od kilku lat nie polują na zająca. Niewiele lepiej jest w Skierniewi­cach. W okolicach Łowicza kilka kół łowieckich pozyskuje je, ale w znikomych ilościach, nieprzekraczających 25 sztuk – wyjaśnia nadleśniczy.

Przyczyn spadku populacji jest przy­najmniej kilka. Jedna z nich to ochrona dra­pieżników myszołowatych. Ponadto od wielu lat na terenie Polski z pomocą szczepionek zwalczana jest wścieklizna u lisów. Dzięki niej ubytek tych zwierząt jest znikomy. Na życie zająca czyhają także gawrony, kruki, koty, bezpańskie psy.

Problemem są nie tylko naturalni wrogo­wie. Do pełnego obrazu zagrożeń trzeba doło­żyć jeszcze szerzące się wśród zajęcy choroby, a także zmiany, jakie zaszły w rolnictwie. Kie­dyś zając, który jest stuprocentowym wegetarianinem, miał w czym wybierać. Duża liczba małych gospodarstw, w których uprawiano niemal wszystko, sprawiała, że jego jadłospis był bogaty i różnorodny. Dziś już tak nie jest. Nie dość, że rolnicy nastawiają się na jedną uprawę, to jeszcze stosują wiele nawozów i środków ochrony, które są szkodliwe dla zajęcy.

- Jeśli dołożymy do tego kłusownictwo, nieprzemyślane chronienie jakiegoś gatunku, a także towarzystwa ekologiczne skupiające się nad ochroną jednostki, a nie całego systemu, nie ma się co dziwić, że sytuacja staje się dra­matyczna - zauważa J. Pawlaczyk.

W tym roku dodatkową przeszkodą w rozrodzie zająca jest także opóźniająca się wiosna. W sezonie samica może mieć nawet cztery mioty. Pierwszy w marcu, a ostatni - pod koniec lata. I - co ciekawe - w jej układzie rozrodczym dochodzi do niezwykłego zjawiska, zwanego nadpłodnieniem. Polega ono na tym, że w macicy samicy mogą równocześnie rozwijać się dwa mioty. Pod koniec jednej ciąży zachodzi już w drugą.

Comber do lamusa?
- Jeśli sytuacja się nie zmieni, o bożo­narodzeniowym pasztecie i wielkanocnym combrze z zająca będziemy mogli tylko pomarzyć. I pomyśleć, że kiedyś potrawy z niego gościły na pańskich stołach - mówi z nostalgią J. Pawlaczyk.

Na taki stan rzeczy nie zgadza się Stanisława Majewska, która do dziś pamięta, jak jej matka od zna­jomego myśliwego na każde święta kupowała po dwa zające. Ona sama z ich futra miała uszy­tą czapkę i rękawiczki. Jedna ze skórek leżała pod jej łóżkiem. Do dziś ma w domu także łapkę zająca, którą jej mama na szczęście.

- Od pięciu lat nie jadłam już mięsa zajęczego - przyznaje Stanisława Majewska. - Zastanawia­łam się nawet, dlaczego nie można go nigdzie ku­pić. Mam jednak nadzieję, że ktoś odpowiedzialny w ministerstwie ruszy głową i coś na tę sytuację zaradzi. Nie chcę do lamusa schować przepisu mo­jej mamy na zajęczy comber z grzybami leśnymi, podawany z sosem jarzębinowym. Mięso, które przez 24 godziny leżało w marynacie, po upiecze­niu w połączeniu z grzybkami, jarzębiną i winiakiem było prawdziwym rarytasem - wspomina pani Stanisława.

Przysłuchująca się rozmowie Anna Maj jest podobnego zdania. W jej domu rodzinnym również jadano zająca pod wieloma postaciami. Ostatnio w jego miejsce pojawił się królik. Nieste­ty, nie jest on w stanie godnie zastąpić swojego kuzyna.

- Teraz bez problemu na święta możemy kupić jedynie cze­koladowego zająca. Proszę popatrzeć, stoją tu od początku Wielkiego Po­stu. Kolorowe, wykonane nie zawsze z najlepszej czekolady, chcą być sym­bolami świąt. A w rzeczywistości cieszą tylko dzieci - wtrąca A. Maj. - Kto wie, może już nieba­wem dojdziemy do tego, że dzie­ci nie będą chciały uwierzyć, że zając ma futerko i żywi się roślinami? To tylko sprawa cza­su. Fioletowe krowy już mamy, to i na zające przyjdzie pora -żartuje J. Pawlaczyk.

TAGI: