Żelazny lud

ks. Tomasz Lis

publikacja 06.06.2012 06:37

W miejscu, gdzie 2 tys. lat temu wytapiano żelazo, powstała starożytna wioska. Można tutaj z bliska poznać tajniki starożytnego hutnictwa, a w odtworzonych starych chatach – ulepić garnek z gliny lub utkać płótno.

Nowa Słupia ks. Tomasz Lis/GN Nowa Słupia
Wioski strzegą rzymska wieża – burga i mur obronny

Z glinianego pieca bucha siwobrunatny dym. Przy miechu uwija się dymarz. W rozpalonym węglem drzewnym piecu dymarskim wy­tapia łupkę, czyli kęs żelaza. Obok w chacie garncarza każdy może spróbować swoich sił w lepieniu i wypalaniu garnków metodą sprzed wieków, a w kolejnej zoba­czyć, jak robiono drewniane łuki i strzały.

Co jakiś czas, podczas większych imprez, przybywa­ją tu nawet rzymscy legioniści, którzy obejmują wartę na wieży strażniczej i fragmencie muru obronnego. Choć w rzeczywi­stości prawdopodobnie nigdy tutaj nie dotarli, to ich obec­ność jest w pełni uzasadniona, bo u schyłku starożytności wpływy kultury prowincjonalnorzymskiej na terenach zajmo­wanych obecnie przez Polskę były ogromne.

W taki starożytny świat za­biera nas otwarte niedawno Cen­trum Kulturowo-Archeologiczne w Nowej Słupi. – Skansen archeologiczny powstał, by przybliżać turystom, jak żyli i czym się zajmowali nasi przodkowie właśnie tutaj, u podnóża Puszczy Jodłowej. Chcemy, aby zwiedzanie połączo­ne było z zabawą i edukacją. Do­tychczas wytop żelaza w pierwot­nych piecach odbywał się tylko raz w roku podczas „Świętokrzy­skich Dymarek”, teraz nasi goście mogą poznać tę tajemnicę prawie codziennie - wyjaśnia Piotr Sepioło, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Nowej Słupi.

Starożytne ścieżki
Przekraczając drewnianą bramę Centrum, strzeżoną przez potężną czaszkę zwierzęcia, wchodzimy w świat sprzed dwu tysiącleci. Zbudowane z drągów, trzciny i oblepione gliną niskie chaty pokazują pierwotny styl budownictwa.

- Nie są to jakieś wymyślone chatki, każda z nich jest kopią domostw odkrytych w trakcie wykopalisk archeologicznych na terenie naszego kraju lub w Europie. Burga, czyli wieża strażnicza, i mur obronny to kopie umocnień strzegących Imperium Rzymskie przed barbarzyńcami. Odtwarzając tę wioskę, bazowali­śmy na autentycznych odkryciach - dodaje P. Sepioło.

I tak w szeregu możemy znaleźć chatę z Wrocieryża, zie­miankę ze Świlczy, starą kuźnię czy odtworzony dom rybaka nad maleńkim stawem. Przy chacie tkaczki pasie się kilka owiec, z których wełny wyrabiano pierw­sze tkaniny. Zaś przy chacie sezo­nowej, budowanej przez przodków tylko na lato, poznajemy tajniki zielarstwa oraz pierwotnego lecznictwa. – Tu naprawdę można się poczuć jak w innej epoce. Nie ma pomieszania tego, co historyczne ze współczesnym marketingiem. Dla dzieci to świetna edukacja wi­zualna połączona z zabawą – za­chwala uroki wioski Ewa Kuroń z pobliskich Kielc.

Na środku osady piecowisko. Gliniany piec, gotowy do wytopu żelaza. Do niego podłączony ol­brzymi miech poruszany przez jednego z hutników. – Trzeba mieć krzepę, by kilka godzin tak dymać, aby rozpalić piec i wytopić żelazo – z uśmiechem wyjaśnia Grzegorz Gałecki, przebrany za starożyt­nego hutnika. Gdy zadmie, snop ognia i iskier oraz słup dymu unosi się z pieca. Ale to dopiero początek hutniczej przygody. Po kilkunastu godzinach trzeba będzie rozebrać piec, aby wydobyć zanieczyszczoną żużlem surową łupkę żelaza, z której powstanie po przerobie kęs metalu. Tak właśnie powstawało pierwsze na tere­nach Polski żelazo.

Świętokrzyskie złoto
Mieszkańcy Nowej Słupi i okolic wielokrotnie narzekali na ciężkie i ogromne bryły żuż­la, które wyorywali podczas prac polowych. Wyrzucany z pól ma­teriał w połowie ubiegłego wieku zainteresował krakowskich na­ukowców – metalurga prof. Mie­czysława Radwana i archeologa prof. Kazimierza Bielenina. To, co stanowiło utrapienie rolników, okazało się archeologicznym skar­bem. Na północnych terenach Gór Świętokrzyskich aż po dolinę rze­ki Kamiennej odkryto olbrzymi starożytny okręg przemysłowy sprzed dwu tysiącleci. To bezpre­cedensowe odkrycie zaowocowało utworzeniem w 1967 r. Muzeum Starożytnego Hutnictwa w Nowej Słupi oraz organizowaniem do­rocznej imprezy „Świętokrzyskie Dymarki”, na której starano się odtworzyć dawne metody wytopu żelaza.

– Odkrycia i badania archeologiczne w rejonie święto­krzyskim pokazują, że w okresie od II w. przed Chr. do IV w. po Chr. mieli tu swoje siedziby Lugiowie, określani w archeologii mianem kultury przeworskiej, którzy po­siadali niezwykłe umiejętności wydobycia naturalnych bogactw naszej ziemi i zamianę ich na cen­ny towar, jakim było żelazo. Hut­nicy ci wytapiali go z występują­cych na tym terenie rud w małych, użytkowanych jednorazowo, pie­cach typu kotlinkowego, zwanych potocznie dymarkami – tłumaczy dr Szymon Orzechowski z Uni­wersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Taka technika wytopu znana była wcześniej plemionom celtyckim, ale jej upowszechnie­nie na naszych terenach należy raczej przypisać ludom germań­skim. Pewnym fenomenem jest to, że jedynie w tym regionie hutni­cy do budowy naziemnej części pieca używali glinianych bloczków-cegieł, co prawdopodobnie zaczerpnęli od obcych rzemieśl­ników, niewykluczone, że może nawet z kręgu prowincjonalno-rzymskiego. W okolicach Gór Świętokrzyskich odkryto wiele stanowisk wskazujących na ist­nienie dwóch nurtów produkcji.

– Małe warsztaty, tzw. piecowiska nieuporządkowane, umiejscowio­ne były najczęściej na obrzeżach danej osady i produkowały metal dla lokalnych potrzeb. Zostały odkryte także duże i wyspe­cjalizowane warsztaty zwane „piecowiskami uporządkowany­mi” mające po około 100 pieców, gdzie wytapiano duże ilości tego metalu – dodaje. Jak obliczają naukowcy, taka starożytna huta mogła zużywać po około 20 ton rudy i węgla drzewnego, by wy­produkować około 2 ton żelaza.

– Zachowując dużą ostrożność w szacowaniu liczby istniejących wówczas warsztatów i przepro­wadzonych wytopów, przyjmu­jemy, że na przebadanym terenie pracowało ok. 5,9 tys. piecowisk uporządkowanych i ok. 2 tys. nieuporządkowanych, w których przeprowadzono łącznie ponad 550 tys. wytopów, uzyskując ok. 11 tys. ton żelaza – wylicza dr S. Orzechowski. To stawia rejon Gór Świętokrzyskich wśród naj­większych okręgów hutniczych w starożytnej Europie.

Według domniemań historyków, święto­krzyskie żelazo trafiało na lokalny rynek, ale także nabywały je ple­miona barbarzyńskie, które w tym czasie toczyły wojny z rzymskim imperium. – Określenie pagus ferrariensis (żelazny lud) odnale­zione na inskrypcji na rzymskim ołtarzu poświęconym bóstwu Ageio w Pirenejach, które opieko­wało się tamtejszymi hutnikami, odpowiada także charakterowi społeczności świętokrzyskich hutników specjalizujących się w tej dziedzinie wytwórczości – wyjaśnia dr S. Orzechowski.

Żywa historia
Po dokonanych odkryciach, od lat 60. ub. wieku, co roku podej­mowano próby odtworzenia daw­nej techniki wytopu podczas „Świę­tokrzyskich Dymarek”. O dziwo, mimo wielu badań nad techniką i sposobem produkcji nie udało się przeprowadzić udanego procesu i odseparować w trakcie wytopu żelazo od żużla. Do dziś pozosta­je więc tajemnicą, w jaki sposób starożytnym hutnikom udało się przy użyciu bardzo prostych urzą­dzeń uzyskać żelazo tak wysokiej jakości.

– Musimy przyznać z po­korą, że nasza teoretyczna wiedza nie idzie w parze z praktyką i praw­dopodobnie nigdy nie osiągniemy biegłości, z jaką prowadzili ten proces pradziejowi hutnicy – do­daje S. Orzechowski, znawca an­tycznego hutnictwa. Mimo to Cen­trum Kulturowo-Archeologiczne swoją ekspozycją i oferowanymi prezentacjami przyciąga coraz więcej zainteresowanych historią regionu.

– Wybieramy takie miej­sca na wiosenne lekcje historii, aby dzieci mogły dotknąć tego, co działo się tutaj dwa tysiące lat temu. Taka lekcja połączona z oso­bistym doświadczeniem bardziej utrwala wiadomości – wyjaśnia pani Agnieszka, która przybyła na lekcję historii do Nowej Słupi ze swoją klasą. Innowacyjność takiego nauczania to stanięcie oko w oko z odległą przeszłością. To nie tylko bierne zwiedzanie, ale możliwość włączenia się w re­alia tamtej epoki poprzez naukę pozyskiwania i przygotowywania żywności, wyrób przedmiotów co­dziennego użytku, broni, ozdób, a także zapoznanie się z relacjami społecznymi, jakie wtedy obowią­zywały. – Każdy dzień to dla nas nowe doświadczenie w przekazie tej żywej historii. Najważniejsze, że młodzież i turyści wychodzą od nas zadowoleni, co pokazu­je, że cel całego projektu został dobrze zrealizowany i każdy może poznać z bliska antyczną świetność tego żelaznego zagłę­bia – podsumowuje Piotr Sepioło.