Monika wącha jedwab

Bogdan Gancarz

publikacja 18.07.2012 07:05

Popularyzacja nauki. Ładna, zgrabna dziewczyna w granatowej bluzce i jasnych spodniach pręży się niczym puma i wypala: „Czas przemija cały czas!”.

Monika trzyma kokon jedwabnika zawierający nitki jedwabiu naturalnego Grzegorz Kozakiewicz/GN Monika trzyma kokon jedwabnika zawierający nitki jedwabiu naturalnego
– Są mocniejsze od kevlaru, z którego przędzie się bardzo wytrzymałe włókna sztuczne, odporne na rozciąganie – wyjaśnia

Apotem z żywą gestyku­lacją Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, recy­tującej monolog Hamleta, mówi dalej: „Wszystko, co nas otacza, chociaż wydaje się na pozór stabilne i trwałe, drąży nieprzerwany mecha­nizm, który prowadzi do całkowitego rozpadu”. Przedstawia kasandryczną wizję zniknięcia danych z nośników elektronicznych. Ratunek widzi w... papierze. Wymachuje taśmami, pły­tami, łańcuchem z papieru.

Krakowska doktorantka została uznana za najlepszą popularyzatorkę nauki w świecie. Zachwyciła publicz­ność swoją prezentacją.

Naukowi showmeni
Trzy minuty i już po wszystkim. „A amfiteatr oszalał” – jak u Sienkie­wicza. Najpierw w trakcie polskiego finału konkursu FameLab, który wygrała, potem zaś w letnim finale międzynarodowym w angielskim Cheltenham. Przyznano jej tam miejsce drugie, ale publiczność przez swoją nagrodę uznała, że to ona była najlepsza.

– Ogromnie się cieszę z wy­różnienia, jakie mnie tu spotkało, ale jeszcze większą radość sprawiła mi sama możliwość wzięcia udziału w konkursie, który świetnie pokazu­je ludziom, jak fascynująca potraf być nauka – mówi chemiczka Mo­nika Koperska, doktorantka z Uni­wersytetu Jagiellońskiego.

– Moja prezentacja dotyczyła papieru, który w epoce komputerów paradoksal­nie może okazać się najlepszym dziś, bo najtrwalszym z produkowanych na skalę przemysłową nośnikiem in­formacji. Zapis cyfrowy ulega stop­niowemu niszczeniu i już po kilku latach możemy nie odczytać danych z dysku CD, a po kilkunastu – z dys­ku naszego komputera. Książka wydrukowana na dobrym papierze przetrwa 300–400 lat. Dziś obserwu­jemy dłuższą jeszcze trwałość śre­dniowiecznego papieru, czyli tego produkowanego z włókien konop­nych czy lnianych. Nie bez znaczenia jest fakt, że do odczytu informacji utrwalonej drukiem nie potrzebu­jemy jakiejkolwiek technologii, poza tą, w którą wyposażyła nas ewolucja – oka, dłoni i mózgu. Papier nie jest, oczywiście, najtrwalszym materia­łem znanym człowiekowi. Wielo­krotnie trwalszy jest choćby kamień czy diament. Pragnę zwrócić uwagę na to, aby zamiast myśleć tylko o po­jemności nośników, wziąć pod uwagę także ich trwałość i łatwość odczytu. A ponieważ każdy nośnik w koń­cu się rozpadnie, może w przyszłości powinniśmy zapisywać na takich, które same będą się naprawiać, a najlepiej samopowielać wraz z za­pisaną informacją. Skojarzenia z samoreplikującymi się cząsteczkami DNA są jak najbardziej na miejscu – śmieje się.

Podziwiam wszystkich finalistów, których miałam okazję poznać. To nie tylko niesamowici badacze, ale też wspaniali młodzi ludzie, którzy z wielkim oddaniem realizują swoją naukową pasję dla dobra nas wszystkich. Z wynalaz­ków nauki korzysta przecież cała ludzkość – tłumaczy.

Konkurs wymyślił 7 lat temu brytyjski prezenter telewizyjny Malcolm Love. Ma być w założe­niu naukowym odpowiednikiem konkursów młodych talentów, medialnym show. Nie śpiewa się tu więc, nie fika tanecznie nogami, ale pasjonująco i zwięźle opowia­da o osiągnięciach nauki. Choć – jak pokazuje przykład Moniki – nieco uroku osobistego też się przydaje.

Polska wersja konkursu Fame-Lab została w bieżącym roku zor­ganizowana po raz pierwszy, przez Centrum Nauki Kopernik. Monika zgłosiła tam swój filmik prezenta­cyjny „Co widzimy, kiedy patrzymy”. Widzowie wiele nie widzieli poza jaskrawoczerwoną bluzką prezen­terki, upstrzoną wielobarwnymi owocami, bo filmik był nagrany amatorską kamerką.

– Przed jego nagrywaniem (w mojej sypialni) wbiegłam szybko do Galerii Krakowskiej, szukając bluzki, która miałaby na sobie jak najwięcej kolorów. Panie sprzedające patrzyły na mnie nieco dziwnie – śmieje się młoda chemiczka.

Jej prezentacja była jednak przekonywająca, skoro znalazła się wśród 25 osób wybranych do półfinału spośród 81 zgłoszonych.

– Opowiadałam w niej między innymi o tym, czemu widzimy w zakresie fal światła widzialnego, a nie na przykład podczerwonego czy mikrofalowego. Odpowiedź tkwi w tym, że nasze oko zbudowa­ne jest w większości z wody. Woda pochłania część fal, jak te z zakresu podczerwieni i mikrofali. To, co do­ciera do dna naszego oka, to fale z za­kresu ultrafioletowego i widzialnego – wyjaśnia. – Proszę sobie tylko spró­bować wyobrazić, jak wyglądałby świat w szerszym zakresie fal, gdy­by nasze oko było zupełnie inaczej skonstruowane.

Czemu niszczeje papier?
Pochwała papieru, która sta­ła się podstawą konkursowego suk­cesu Moniki, nie była przypadkowa. To jej chleb powszedni. Pracuje bo­wiem na Wydziale Chemii UJ w Pra­cowni Badań nad Trwałością i De­gradacją Papieru. Tutaj od wielu lat prowadzone są – m.in. przez Tomasza Łojewskiego – zaawansowane prace nad zakwaszonym papierem. Po 1850 r. prawie wszystkie książki i czasopisma były drukowane na takim papierze, co z czasem powodowało jego szyb­ki rozpad, grożąc unicestwieniem potężnej części dziedzictwa kulturo­wego. Praktycznym efektem badań było m.in. uruchomienie w Bibliotece Jagiellońskiej Kliniki Papieru, gdzie odkwasza się książki i czasopisma, przedłużając ich żywot... Monika jest absolwentką słynnego V liceum (matura 2004). – Wyboru che­mii jako przedmiotu moich studiów dokonałam w VII klasie podstawów­ki. Zafascynowało mnie chemiczne spojrzenie na świat przez pryzmat ato­mów, których nikt nie widział. Urzekło mnie oglądanie świata w skali mikro – mówi Monika.

Zajmuje się tzw. chemią konserwa­torską, badającą problemy degradacji przedmiotów dziedzictwa kulturowe­go, ich konserwacji i przechowywa­nia. Pracę magisterską poświęciła problemowi rozpadu barwników naturalnych pod wpływem światła. Badania miały pomóc w opracowa­niu metody przechowywania w Mu­zeum Narodowym pasteli Stanisława Wyspiańskiego.

– To była część szerszych badań tego problemu. Staraliśmy się spraw­dzić tezę, że gdy przedmiot jest prze­chowywany w atmosferze z bardzo małą ilością tlenu, degradacja zacho­dzi wolnej – mówi. – Na koniec tego projektu wykonano kasety, w których zamknięto kopię jednego z pasteli Wy­spiańskiego w atmosferze, gdzie tlenu jest bardzo mało. Ta kopia wisi teraz w Muzeum Narodowym, dzięki czemu mogą państwo sami sprawdzić efekt naszych badań..

Tajemnice jedwabiu
Teraz pasjonują ją inne problemy badawcze. Dla potrzeb pracy doktor­skiej bada samoistną degradację je­dwabiu na przykładzie wykonanych z tej tkaniny XVI – i XVII-wiecznych chorągwi ze zbiorów wawelskich. Są to: chorągiew nagrobna Stanisła­wa Berziego, dworzanina króla Zyg­munta Augusta, chorągiew nadworna przygotowana w Krakowie na ślub króla Zygmunta Augusta i Anny Au­striaczki, chorągiew wojsk śląskich arcyksięcia Maksymiliana Habsburga zdobyta w 1588 r. w bitwie pod Byczy­ną, wreszcie chorągiew turecka zdo­byta w 1683 r. pod Wiedniem.

Monika postarza więc sztucznie je­dwab i bada, jak się on potem zachowu­je. Porównuje go z próbkami starych jedwabi udostępnionych przez Zamek Królewski na Wawelu. Do szczegóło­wych badań używa spektroskopu, urządzenia do analizy widma.

– Próbki modelowego jedwabiu sztucznie się postarza i obserwuje zmiany w jego strukturze i właści­wościach. Wyniki porównywane są z próbkami starych jedwabi udo­stępnionych przez Zamek Królewski na Wawelu. Do szczegółowych badań używa się spektroskopu w podczer­wieni, urządzenia do analizy widma cząsteczkowego w tym zakresie fal. Pozwala to na poznanie składu bada­nej materii. Widzę, jak wzbudzone promieniowaniem połączenia w czą­steczkach „się wiercą” – śmieje się Monika. – Zapis widma mówi wiele o badanym przedmiocie. Tutaj na przy­kład szczyty linii wspinające się po­nad poziom wskazują, że pojawiły się tu jakieś elementy niepochodzące od samego jedwabiu. Prawdopodob­nie jest to zwyczajny brud – wyjaśnia.

Na talerzyku leży garść pokru­szonych nitek, pobranych podczas różnych zabiegów konserwatorskich na Wawelu. – Przydadzą się do analiz – mówi Monika. – Chociaż tak napraw­dę podczas rejestracji widma w pod­czerwieni próbka nie jest niszczona, co w przypadku pracy z cennymi obiektami zabytkowymi jest bardzo ważne – tłumaczy.

Zawsze ma pod ręką szklaną rurkę z próbką starzonej sztucznie tkani­ny. – Ja wącham też jedwab, nie tyl­ko na niego patrzę w podczerwieni. Podczas analizy na chromatografie gazowym wyczuwam np. kwaśne produkty rozpadu tkaniny. Kwaśne środowisko mocno przyspiesza de­gradację jedwabiu. Dlatego zamykanie muzealnych jedwabnych przedmio­tów w niewentylowanych gablotach jest niewskazane – dodaje.

Obawia się trochę, że jej udział w konkursie FameLab będzie trakto­wany jako przejaw zwykłego lansu i przesłoni najważniejsze dla niej ba­dania naukowe.

– Umiejętność klarownego przed­stawienia swoich badań to nie tylko medialny show. Takie umiejętności mogą się również przydać uczonym podczas prezentacji wyników badań w trakcie konferencji naukowych – mówi. – Dzięki takim prezentacjom podatnik może dowiedzieć się, na co idą jego pieniądze przeznaczo­ne na badania naukowe. Laboratoria przestają być zamkniętymi akwaria­mi, do których normalny człowiek nie ma dostępu. To, co się w nich dzieje, pokazuje się w trakcie dni otwartych uniwersytetów, festiwali nauki czy wreszcie podczas konkur­su FameLab – wyjaśnia.

– Co najważ­niejsze, popularyzacja nauki to chęć pokazania, że nie jest ona trudna. Do­brze przyswojona staje się najlepszym narzędziem do poznawania świata.

Intensywne prace naukowe, udział w konkursach nie wyczerpują jej ener­gii. Znajduje również czas na działal­ność społeczną. Prezesuje m.in. Towa­rzystwu Doktorantów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z racji pełnienia tej funkcji wchodzi również w skład sza­cownego Senatu UJ.

– Ostatnio miałam mniej czasu na zainteresowania pozazawodowe. Prowadzę badania, działam w To­warzystwie Doktorantów UJ, jestem również kierownikiem projektu finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki – mówi.