Szkoła średniowiecznego życia

Elwira Wachel

publikacja 08.08.2012 08:43

– Warsztaty mają z jednej strony charakter naukowy, a z drugiej badawczy, bo wykonujemy eksperymenty – mówi Paweł Lis, kierownik oddziału Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym: Grodzisko Żmijowiska.

Szkoła średniowiecznego życia Elwira Wachel/GN Krzysztof Wasilczyk przy rekonstrukcji jamy dziegciarskiej

Warsztaty odbywają się 8. raz, od 2008 r. w Żmijowiskach. – W latach 2004–2006 organizowaliśmy je w Bielsku. Po­mysł narodził się w 2001 r., podczas wykopalisk w Chodliku. Znaleźli­śmy tam warstwę gliny, którą uda­ło nam się później wypalić. Posta­nowiliśmy doświadczalnie, przy użyciu prymitywnych technik, zrekonstruować proces tworze­nia naczyń. Później pracowaliśmy nad odtworzeniem wytopu żelaza z rudy darniowej – opowiada Pa­weł Lis.

Poznać w praktyce
Warsztaty Archeologii Do­świadczalnej w Żmijowiskach są przeznaczone dla osób, które pasjonują się kulturą materialną wczesnośredniowiecznych Sło­wian i chcą ją poznać w praktyce. – Oprócz dzieci i członków bractw rekonstruktorskich, zainteresowa­ni są również studenci, nie tylko archeologii, ale i np. bromatologii. Dziewczyny z Koła Naukowego „Bromatos” pracowały z nami przy uzyskaniu mąki do potraw. Rozcie­rały ziarno na żarnach kamiennych – mówi Paweł Lis.

Marcin Springer z Tarnowskie­go Bractwa Rycerskiego opowia­da:

– Do Żmijowisk przyjechałem po raz trzeci. Fascynuję się tym, co można wykonać ręcznie. Tutaj można się wiele nauczyć, np. lepie­nia gliny. W zeszłym roku najbar­dziej podobało mi się wytapianie szklanych koralików, tym razem zainteresowało mnie hutnictwo. Dominika Kowal z Krakowa przy­jechała do Żmijowisk z rodziną po raz pierwszy. – O warsztatach dowiedzieliśmy się od znajomych. Mamy swoją rodzinną grupę rekonstruktorską. Staramy się odtwarzać wszystkie aspekty życia minionych epok, dlatego zaciekawiły nas ku­linaria, zielarstwo, garncarstwo. W mieszkaniu trudno się tym zaj­mować – mówi.

Koło sponowe
W tegorocznej ofercie nie za­brakło zajęć z wczesnośredniowiecznego garncarstwa. Uczestnicy mogli ulepić własnoręcznie naczy­nia typu praskiego. – Wytwarzamy je za pomocą koła sponowego o na­pędzie nożnym. Praca jest żmudna. Naczynie średniej wielkości robi się godzinę lub półtorej. Mamy wzorni­ki z VI–VII w. z Lublina, Czwartku, Chodlika, Żmijowisk z motywem fali, paseczków układających się równolegle. Potem w ciągu 8 go­dzin wszystko wypalamy w doł­ku, w którym jest zagłębione palenisko. Sztuką jest wyjąć całe naczynie z pieca. Wypał pokazuje, na ile garncarz jest sprawny – opo­wiada Marta Wasilczyk, garncarz, ceramik.

Zielona polewka
W kręgu zainteresowań orga­nizatorów znalazł się słowiański jadłospis. – Zastanawialiśmy się, czy można gotować w wytworzo­nych naczyniach, co zainspirowało nas do zajęcia się dawnym menu. Naukowcy z Katedry Bromatologii Warszawskiego Uniwersytetu Me­dycznego namówili nas na kolejny projekt. Pomagali nam, badając wartości odżywcze, skład, przyswajalność potraw – mówi Paweł Lis.

– Słowianie nie znali słowa „zupa”. Dlatego używając ich no­menklatury, będę gotowała zieloną polewkę ze szczawiu – mówi Hanna Lis. – Żeby gliniany garnek nie pękł, musi być jednakowa temperatura wody i naczynia. Dopiero wtedy można go mocniej podgrzewać. Zagadką było pieczenie chleba. Nie wiemy, czy Słowianie znali piece, choć stosowali zakwas. Na południu Europy odkryto klosze piekarnicze, które u nas zrekonstru­owaliśmy. Pieczemy podpłomyki, kiedyś służące też jako talerze.

Polepa gliniana
Hutnictwo, dziegciarstwo i smolarstwo to kolejne projekty badawcze. Pierwszy, realizowa­ny przez Władysława Wekera z Państwowego Muzeum Arche­ologicznego w Warszawie, pole­gał na uzyskaniu żelaza z rudy darniowej w piecu dymarskim. Do zajęcia się średniowiecznym dziegciarstwem zainspirowa­ło organizatorów urządzenie znalezione w 2011 r. na trasie S17 w okolicach Kurowa.

– Oka­zało się, że pochodzi ze schyłku XV w. Nie udało się wyciągnąć go w całości, gdyż polepa glinia­na była poprzerastana korzonka­mi. Wyjęliśmy je w elementach i obecnie znajduje się w muzeum w Kazimierzu Dolnym – tłumaczy Paweł Lis. Podczas warsztatów zbudowano jamę dziegciarską, wzorując się na wspomnianym znalezisku. – Spróbujemy pozy­skiwać dziegieć tzw. metodą beznaczyniową. Stos musi się ogrzać własnym ciepłem, czyli trzeba tak pokierować ogień, aby się nie spa­lił, a jak najmniejszą ilością ma­teriału własnego się rozgrzał – opisuje Krzysztof Wasilczyk, prowadzący projekt.

Bez ogrodzeń
Grodzisko Żmijowiska znaj­duje się na piaszczystej wydmie w widłach dwóch rzek: Chodelki i Jankówki. Od końca IX w. zakładali tu swoje osady Słowianie. – Główna część to relikty grodu. Dzięki badaniom w latach 2002–2009 udało się odwzorować system obronny. Wyznaczono dokładną datę ścięcia drewna do jego budowy (888 r.). W głębi poza stanowiskiem archeologicznym wybudowano skansen archeologiczny. Rzeźby bóstw wokół pokazują nam teren, który należy do Muzeum Nadwi­ślańskiego – tłumaczy Anna Kac­przak, archeolog.

– Świadomie zrezygnowaliśmy ze współczesnych obiektów – pawilonów wystawowych, ogrodzeń, kas. To ma być część przywrócone­go, pierwotnego krajobrazu kul­turowego. Nie możemy tu robić masowych imprez. To jest miejsce na kameralne spotkania z arche­ologią. Wielką zaletą jest położenie grodziska daleko od zgiełku życia. Gdy się przebieramy, możemy po­czuć klimat tamtych czasów. Śpimy w chacie. Jesteśmy sami. Nie krę­cą się tłumy turystów – podkreśla Marcin Springer z Tarnowa, kie­rownik oddziału muzeum.