Świat zhakowany

Tomasz Rożek

GN 34/2013 |

publikacja 22.08.2013 00:15

Hakera nie da się powstrzymać. Może się włamać do każdego komputera i zrobić z nim, co mu się tylko podoba. A co z samochodami, lodówkami, telewizorami? W nich też są procesory. Do nich także można się włamać?

Świat zhakowany CANSTOCKPHOTO

Najkrótsza odpowiedź brzmi: tak, można. Nie ma sensu nikogo przekonywać, że haker – jeżeli tylko chce – może się włamać do każdego komputera. Wiadomo. Nawet te komputery, które nie są podłączone do sieci, nawet te szczególnie chronione, wcale nie są bezpieczne. I do takiego stanu rzeczy jesteśmy przyzwyczajeni. Nie jest też tajemnicą, że haker albo wirus może się dobrać do telefonu komórkowego. Dzisiaj komórka to w zasadzie komputer z niewielkim wyświetlaczem. Zresztą wirusy komputerowe i hakerzy są w pewnym sensie ze sobą związani. Hakerzy bardzo często wykorzystują wirusy do kradzieży danych, do otwierania „drzwi” komputera od środka, do sprawdzenia, jak komputer czy system komputerowy są zabezpieczone. W końcu wirusy mogą być wykorzystane do przejęcia kontroli nad komputerem. A wtedy to, czego chce użytkownik, jest mało ważne, komputer słucha swojego nowego pana.

Widzę cię!
Z opisanymi wyżej sytuacjami właściciele komputerów pewnie nieraz się spotkali. Tyle tylko że tak jak jeszcze kilka lat temu jedynymi urządzeniami w domu wyposażonymi w procesor i działającymi dzięki napisanemu oprogramowaniu były komputery i telefony, tak dzisiaj ilość sprzętu, do którego można się włamać, jest całkiem spora.

Jednym z najczęściej używanych sprzętów domowych jest telewizor. Do niedawna nie było wątpliwości co do wykorzystania tego urządzenia. Na ekranie wyświetlane były filmy czy programy, które nadawane były przez stację telewizyjną. Ale dzisiaj telewizor służy do wielu czynności. Jest centrum domowej rozrywki. W tzw. inteligentnych domach jest panelem do sterowania wszystkimi urządzeniami. Na jego ekranie można oczywiście oglądać filmy, ale niekoniecznie te, które w danym momencie nadaje stacja telewizyjna. Telewizor ma swój własny twardy dysk, z którego można sobie coś – jak książkę z biblioteczki – po prostu wyciągnąć. Albo ściągnąć z sieci. Nowoczesny telewizor – dzięki zainstalowanej kamerze – może służyć też jako komunikator albo urządzenie umożliwiające wirtualne spotkania, telekonferencje. Do takiego urządzenia, które tylko w niewielkim stopniu jest telewizorem w rozumieniu tego słowa sprzed kilku lat, można się jednak włamać. To umożliwi dostęp do wszystkich połączonych w sieć urządzeń znajdujących się w domu, a także korzystanie z kamery. W skrócie, przez zainstalowaną w telewizorze kamerę można zdalnie obserwować, co dzieje się w domu. To daje np. złodziejowi możliwość oceny wartości znajdujących się w mieszkaniu sprzętów albo możliwość sprawdzenia, czy w mieszkaniu ktoś się znajduje. Po publikacji w amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN reportażu, w którym haker zdalnie włamał się do telewizora nowej generacji i podglądał, co dzieje się przed nim, jeden z gigantów elektronicznych zalecił swoim klientom... przyklejanie samoprzylepnej taśmy na obiektyw kamery. Widać specjaliści od PR uznali, że zapewnienia o bezpieczeństwie sprzętu byłyby niewiarygodne.

Mogę cię zabić!

Po co w telewizorach kamera, procesory, twardy dysk i podłączenie do internetu? Dla wygody konsumentów. Przecież nikt nie budowałby telewizorów nowej generacji, gdyby nie było na nie popytu. Podobnie jest z samochodami. Klienci narzekają, że auta coraz częściej się psują, że coraz więcej w nich elementów, które mogą ulec awarii... ale równocześnie kupują te, które mają już nie tylko jedną klimatyzację, ale dwie osobne – dla kierowcy i pasażera (na wypadek gdyby mężowi było za ciepło, a żonie za zimno), system radarowy niemal jak w samolocie (pomagający w uniknięciu kolizji) i już nie kilka, tylko kilkanaście poduszek powietrznych. Te ostatnie przynajmniej poprawiają bezpieczeństwo. W samochodzie jest system, który nie dopuszcza do blokowania się kół (ABS) i kilka systemów, które kontrolują trakcję, nie dopuszczają do buksowania na piasku albo w śniegu. Coraz częściej montuje się także systemy wprost ostrzegające kierowcę, gdy robi coś niezgodnego z regułami. Gdy zaczyna przysypiać (wiotczeje mu ciało), odpowiedni mechanizm szarpie pasami. Gdy na poboczu stoi znak ograniczenia prędkości, a kierowca jedzie szybciej, odpowiedni system upomni go, że łamie przepisy. Tym wszystkim musi zarządzać komputer. No właśnie. Komputer. W czasie odbywającej się w Las Vegas (USA) konferencji DEF CON dwóch hakerów pokazało, jak zdalnie można przejąć kontrolę nad jadącym drogą samochodem.

Charlie Miller i Chris Valaska w czasie swojej prezentacji rozpędzili na autostradzie Toyotę Pirus do prędkości 130 km/h. Wszystko odbywało się zdalnie i wbrew kierującemu pojazdem. Pirus to nowoczesny samochód hybrydowy, a więc taki, który ma dwa rodzaje napędu. Komputer pokładowy w samochodzie cały czas – jak powiedzielibyśmy o komputerze stojącym na biurku – jest podłączony do sieci. Przez sieć właśnie hakerzy dostali się do samochodu. I choć zrobili to wirtualnie, efekt i związane z nim zagrożenie było jak najbardziej realne.
Drugi pokaz zrobił na obserwatorach jeszcze większe wrażenie. W jadącym z dużą prędkością samochodzie Ford Maverick hakerzy po prostu wyłączyli hamulce. Od strony mechanicznej układ hamulcowy był całkowicie sprawny, ale nieprawidłowo zadziałał komputer pokładowy samochodu. I znowu, choć „wizyta” hakerów w samochodzie była wirtualna, jej efekty były jak najbardziej rzeczywiste.
Po pokazie hakerzy przekazali producentom tych dwóch modeli samochodów raport, w którym pokazali luki w ich systemach zabezpieczeń.

Mogę tobą sterować?
Komputerów wokół nas jest i będzie coraz więcej. Nawet sprzęty, które do niedawna absolutnie nie kojarzyły się z procesorami czy programami, dzisiaj działają, opierając sie na nich. Piec centralnego ogrzewania ma wbudowany moduł komputerowy i jest podłączony do internetu. Po co? Żeby jego właściciel mógł, będąc na wakacjach, sprawdzać, czy dom lub mieszkanie są należycie ogrzewane. Po to, by wracając z wakacji, mógł SMS-em czy mejlem włączyć ogrzewanie, żeby – gdy otworzy drzwi – w środku było ciepło, a w kranie była gorąca woda. Ale tą samą drogą, którą z piecem kontaktuje się właściciel, może wejść haker. To samo dotyczy także lodówki. Na rynku są lodówki z podłączeniem do internetu. Na ich przednim panelu domownicy mogą zaznaczać, co trzeba kupić, a osoba, która robi zakupy w każdym momencie może ściągnąć aktualny raport. Tak jak zhakowanie lodówki czy pieca centralnego ogrzewania może co najwyżej uprzykrzyć życie ich właścicielowi, tak włamanie się do komputera samochodu może to życie kosztować. Tak samo realne jak zagrożenie życia i zdrowia pasażerów jadących samochodem, nad którym haker przejął kontrolę, jest zagrożenie osób, które mają wszczepione inteligentne implanty albo bioniczne protezy. Te ostatnie to przyszłość medycyny. Nie przyszłość w perspektywie 100–200 lat, tylko w perspektywie 10–20. Bioniczne protezy rąk i nóg są „podłączone” do układu nerwowego człowieka. Właściciel bionicznej protezy ręki czuje ciepło, fakturę czy strukturę przedmiotów, które dotyka. Dzieje się tak dlatego, że informacje z czujników zainstalowanych w sztucznej dłoni wędrują najpierw przewodami elektrycznymi, a potem nerwami biologicznymi do mózgu. Problem w tym, że takie protezy mają procesory. To generalna tendencja. Coraz więcej elektroniki instalujemy w obiektach biologicznych. Testuje się roboty, których ośrodkiem decyzyjnym są żywe neurony, czyli komórki nerwowe. Elektronikę wszczepiamy do mózgu, używamy coraz bardziej inteligentnych protez i stymulatorów. W maju 2010 roku brytyjski naukowiec dr Mark Gasson zaraził się wirusem komputerowym. Gasson jest biocybernetykiem i w ramach eksperymentu operacyjnie wszczepił sobie pod skórę chip RFID. Element elektroniczny, który pozwala na zdalną komunikację, identyfikację i przechowywanie danych. Koledzy Gassona stworzyli wirus, którym zdalnie zainfekowali naukowca. Chip zaczął działać nieprzewidywalnie i nieprawidłowo. A gdyby np. haker kazał bionicznej protezie ręki – wbrew woli jej właściciela – kogoś uderzyć? Albo pociągnąć za spust pistoletu? Cóż, mocno pofantazjowaliśmy. Choć z drugiej strony, gdyby kilkanaście lat temu ktoś powiedział, że można zdalnie rozpędzać samochody albo powodować, że nie działają w nich hamulce, też byśmy chyba nie uwierzyli.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.