Niewolnicy zapachów

Tomasz Rożek

GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

O zmysłach, zapachach, brzydkich i tych przyjemnych, oraz o ich wpływie na podejmowane przez nas decyzje z prof. Ewą Czerniawską, dziekanem Wydziału Psychologii UW

Dr hab. Ewa Czerniawska  jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, dziekanem Wydziału Psychologii UW,  należy do European Association for Research on Learning  and Instruction jakub szymczuk /gn Dr hab. Ewa Czerniawska jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, dziekanem Wydziału Psychologii UW, należy do European Association for Research on Learning and Instruction

Tomasz Rożek: Czy ma sens licytowanie, który z naszych zmysłów jest najważniejszy?

Prof. Ewa Czerniawska: Nie użyłabym słowa „ważniejszy”. Natomiast nie ma wątpliwości, że najwięcej informacji o naszym otoczeniu uzyskujemy dzięki wzrokowi i słuchowi. Dotyk, smak, zapach, czucie wewnętrzne też odgrywają rolę, ale na pewno nie dominującą.

Świat najbardziej poznajemy przez wzrok i słuch, jednak z drugiej strony to węch jest najstarszy. Ale to nie znaczy przecież, że kiedyś ludzie nie widzieli i nie słyszeli...

Chodzi tutaj o coś innego. Węch u części słabiej rozwiniętych gatunków, od których pochodzimy na drodze ewolucji, miał, czy u niektórych wciąż ma, dużo większe znaczenie. Nawet u wielu prostszych ssaków to węch, a nie słuch czy wzrok, ma pierwszorzędne znaczenie. Węch spełnia wiele funkcji, które u nas powierzone są wzrokowi czy słuchowi. Na przykład u szczurów węch daje szansę na przeżycie, lokalizację przestrzenną, znalezienie partnera, znalezienie pokarmu, a także na ocenę, czy nadaje się on do zjedzenia.

U ludzi odpowiedzialny jest za to wzrok?

Węch i smak sygnalizują nam niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo fizyczne dla naszego zdrowia lub wręcz życia, w dużo większym stopniu, niż może to robić wzrok lub słuch. Dzieje się tak, ponieważ bodźce węchowe docierają do nas dosyć szybko.

Jeżeli chodzi o bodźce wzrokowe, droga ta jest długa i skomplikowana. Druga sprawa jest taka, że bodźce węchowe docierają do tego naszego starego mózgu, czyli do układu limbicznego. Układ limbiczny odpowiada za przetwarzanie emocji, a jeszcze dodatkowo za tworzenie długotrwałych wspomnień.

Jeżeli zapach trafia wprost do mózgu, na dodatek do jego bardzo specjalnej części, to czy odpowiednie nim sterowanie może wpływać na nasze postępowanie?

Tak, zdecydowanie. W Holandii przeprowadzono badanie, podczas którego dwie grupy ludzi siedziały w identycznych pomieszczeniach. W jednym pomieszczeniu rozpylano śladowe ilości zapachu cytrusów, w drugim nie rozpylano nic. Badanych z obu grup proszono o rozpoznawanie, czy zbitki liter są słowami, czy nie. Były tam prawdziwe słowa i niby-słowa, a część słów była związana ze sprzątaniem, czyszczeniem. Okazało się, że ci, którzy siedzieli w zapachu kojarzonym z czystością, szybciej rozpoznawali słowa związane ze sprzątaniem, czyszczeniem. W kolejnym badaniu poproszono ludzi, by powiedzieli, jakie mają plany na następny dzień. Okazało się, że ci, którzy byli pod wpływem zapachu środka czyszczącego, trzykrotnie częściej pisali, że będą sprzątać, porządkować, prać. W trzecim eksperymencie, który zaaranżowano tak, by badani myśleli, że mają przerwę, wszystkich wprowadzono do studenckiej stołówki, po czym poczęstowano kruszącymi się herbatnikami. Nie podano talerzyków. Ci, którzy byli wcześniej pod wpływem zapachu środka cytrusowego, trzykrotnie częściej zgarniali ręką okruszki ze stołu. Okazało się, że jest wyraźnie taka tendencja, żeby przy cytrusach myśleć o sprzątaniu, a przy np. wanilii o jedzeniu i relaksie, co wynika z innych badań.

To, że w supermarketach rozpyla się różne zapachy, żebyśmy więcej kupowali, wiadomo. Natomiast czy w biurach lub innych miejscach publicznych także się to robi?

Tak. W niektórych zakładach przemysłowych w Japonii rozpyla się różne zapachy w zależności od pory dnia. Wcześniej takie, które pobudzają, później, blisko przerwy na lunch, takie, które obniżają aktywność i napięcie. W niektórych miejscach, w szczególności na lotniskach, rozpyla się mieszankę cytrusową, w której są zapachy cytryny, zazwyczaj również limonki, pomarańczy, czasami też grejpfruta i melona. To wprowadza w dobry nastrój. Czasami w poczekalniach u dentystów rozpyla się zapach goździków, bo rozluźnia. Niektóre miasta lub kraje mają swoje logo zapachowe. Nie mylić z perfumami. Czasem jest to zapach mokrej ziemi czy zapach jakichś drzew, które są charakterystyczne dla danego obszaru.

Czy turysta, pracownik czy pacjent czekający na wizytę u dentysty świadomie te zapachy odczuwa?

Skutek stosowania niektórych zapachów może wystąpić nawet wtedy, gdy świadomie nie będziemy ich odczuwać. Ale tutaj pojawia się bardzo istotny czynnik, jakim jest dopasowanie. Jest okres Bożego Narodzenia. Wchodzimy do sklepu, wszędzie choinki, z głośników lecą kolędy, a my czujemy zapach tropikalnych kwiatów. Nawet jeżeli ten zapach nie jest odbierany świadomie, podświadomie wiemy, że coś tu nie gra. W takiej sytuacji człowiek czuje się niekomfortowo i niepewnie. O wydawaniu pieniędzy, o dłuższym przebywaniu w takim miejscu można zapomnieć. Podobnie obserwuje się związek pomiędzy zapachem, muzyką i smakiem. W restauracjach, w których puszczano muzykę klasyczną, klienci wybierali więcej ekskluzywnych dań jako bardziej pasujących do muzyki.

Czy my w takim razie jesteśmy niewolnikami zapachu? Czy wpływ zapachu na nas jest nieograniczony?

Zależy, o których zapachach mówimy. Te w otoczeniu sklepowym, w pracy mogą nas do pewnych zachowań co najwyżej skłonić. To nie jest tak, że idąc do sklepu po mydło i pastę do zębów, pod wpływem zapachu wydamy na głupstwa całą pensję. Ale jeżeli np. mieliśmy zamiar kupić pieczywo, pod wpływem zapachu zamiast trzech kajzerek kupimy może cztery i jeszcze coś do pieczywa. Jeżeli idziemy kupić satynową piżamę i widzimy, że ładnie pachnie czymś, co kojarzy się ze snem, może ją kupimy mimo ceny, która przekracza nasze wcześniejsze ustalenia. Inaczej wygląda sytuacja z zapachami sygnalizującymi zagrożenie. Te działają dużo silniej. Jeżeli wchodzimy do pomieszczenia i czujemy zapach, który nam się wydaje zapachem spalenizny, to większość ludzi robi coś, co ja określam jako węszenie. Automatycznie zaczynamy szybko i płytko wciągać powietrze. W przypadku dużego stężenia zapachów wydzielanych przez zepsute jedzenie automatycznie pojawia się odruch wymiotny. Człowiek nad tym nie potrafi zapanować. Tak, jesteśmy niewolnikami niektórych zapachów.

W skrajnych wypadkach to może ocalić człowiekowi życie.

Tak, to prawda. Ale opowiem o jeszcze jednych badaniach, podczas których przyglądano się noworodkom wkrótce po urodzeniu. Jedna ich grupa była karmiona przez własną mamę pokarmem naturalnym, druga była karmiona pokarmem humanizowanym, sztucznym. Następnie eksponowano tym dzieciom zapachy naturalnego pokarmu i sztucznego. To, że dzieci karmione przez własną matkę pokarmem naturalnym zawsze odwracały się w kierunku, z którego nadchodził zapach pokarmu naturalnego, było jasne. Natomiast to, że dzieci karmione mieszanką także zwracały się w kierunku pokarmu naturalnego, z którym nie miały nigdy do czynienia, to intrygujące i zapewne wrodzone.

Czy zapachy odczuwamy indywidualnie?

Preferencje zapachowe uwarunkowane są indywidualnie, ale też kulturowo. Proszę zwrócić uwagę, że kultura wpływa na to, co matka je w okresie ciąży, czyli na co dziecko jest eksponowane w życiu płodowym. Kiedy jest karmione piersią, to przecież też do pokarmu kobiecego przedostaje się część tego, co je kobieta. Wykraczając nieco poza temat – jestem mocno sceptycznie nastawiona do zaleceń, które mówią, że kobiety w ciąży nie powinny jeść jakichś pokarmów, np. cebuli czy czosnku, bo to przejdzie do pokarmu. Jeżeli chcemy, żeby dziecko nie lubiło cebuli i czosnku, to to jest najkrótsza do tego droga. A wracając do preferencji zapachowych – jeżeli dziecko urodziło się w Polsce i np. w zimie czuje zapach chociażby drzew iglastych, będzie go lubiło, bo on będzie się mu kojarzył z rodziną, świętami i prezentami. Ale dziecko urodzone na Saharze tego zapachu najpewniej nigdy w życiu nie poczuje. To będzie coś obcego, coś, do czego trzeba podchodzić z rezerwą. Z niektórych badań wynika także, że istnieje zależność pomiędzy odczuwaniem zapachów a niektórymi cechami osobowości, szczególnie tymi, które można uznać za uwarunkowane biologicznie.

Czy są takie zapachy, które niezależnie od wieku, kultury, pochodzenia, płci czy wykształcenia lubią wszyscy, albo takie, które u wszystkich wywołują reakcję alarmową?

Jeżeli chodzi o wywoływanie reakcji alarmowej, to tak. Jeżeli chodzi o lubienie czy nielubienie, to nie. Uniwersalne są zapachy zagrażające, czyli np. spalenizny czy zgnilizny. W pewnym zakresie kulturowo można te odruchy stępić. Na przykład w Skandynawii je się zupę ze zgniłego śledzia. Smród jest straszny, ale tam nie wywołuje to odruchu wymiotnego.

Mamy gorszy węch niż wiele współczesnych zwierząt i gorszy niż nasi przodkowie. Te braki nadrabiamy innymi zmysłami. Ale czy to znaczy, że w dalekiej przyszłości przestaniemy całkowicie odczuwać zapachy?

Nie sądzę, by tak było. Rzeczywiście naszym przodkom węch był znacznie bardziej potrzebny niż nam teraz, ale gdyby miał całkowicie zaniknąć, stałoby się to już dawno temu. A jednak wciąż czujemy zapachy. Myślę, że tej zdolności nigdy nie utracimy. Natomiast współcześnie zauważalny jest inny fenomen. Zwiększa się odsetek osób cierpiących na różnego rodzaju zaburzenia węchu. To się wiąże z zanieczyszczeniami środowiska naturalnego, ale także z takimi chorobami jak np. alzheimer. Aż 85 proc. chorych na niego osób ma problemy z funkcjami węchowymi. W przypadku parkinsonizmu ten odsetek wynosi aż 90 proc. Z kolei zaburzenia węchu u ludzi zdrowych, często młodych, mają związek z nadmiarem bodźców zapachowych oraz z coraz większą ilością przeróżnych nienaturalnych substancji chemicznych. Takie drażnienie chemiczne jest dla zmysłu węchu dosyć wymagające i może być szkodliwe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.