Scenariusz pisze natura

Jan Głąbiński

publikacja 12.02.2014 06:00

O sile dzikiej przyrody i skutkach ingerencji człowieka w jej prawa z dr. Pawłem Skawińskim, dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, rozmawia Jan Głąbiński.

Tatry HENRYK PRZONDZIONO /GN Tatry
Kolejka linowy na Kasprowy Wierch

Jan Głąbiński: Prawdziwa zima przyszła w tym roku bardzo późno, a tuż przed nią niszczycielską siłę pokazał halny. Czy dla Tatrzańskiego Parku Narodowego takie anomalie pogodowe są czymś niepokojącym?

Dr Paweł Skawiński: Nie widzę w ostatnich załamaniach atmosferycznych żadnych odstępstw od klimatu. Jako pracownik naukowy Tatrzańskiego Parku Narodowego przez 10 lat (1989–1999) wspólnie z innymi osobami prowadziłem monitoring pokrywy śnieżnej na Kasprowym Wierchu. Ta góra jest wskaźnikiem tego, co dzieje się zimą w Tatrach. Przez ostatnich 50 lat pamiętam tylko trzy zimy, kiedy nie funkcjonowało narciarstwo na Hali Goryczkowej. W jednym przypadku Goryczkowa funkcjonowała zaledwie trzy tygodnie, w innym w ogóle nie ruszyła. Podobnie jest tej zimy. Bywa tak, że opady śniegu zaczynają się dopiero w styczniu. Badania prowadzi też nieprzerwanie od 1941 r. Obserwatorium na Kasprowym Wierchu. Bardzo dobrze pamiętam zimy, kiedy w styczniu można było jeździć na rowerze, ale bywało i tak, że we wrześniu albo w czerwcu pokrywa śniegu pozwalała na narciarskie zjazdy.

Dr Paweł Skawiński od 12 lat sprawuje funkcję dyrektora TPN, po przejściu na emeryturę dalej chce zajmować się tematyką tatrzańską   Jan Głąbiński/GN Dr Paweł Skawiński od 12 lat sprawuje funkcję dyrektora TPN, po przejściu na emeryturę dalej chce zajmować się tematyką tatrzańską
Ostatnie wydarzenia pokazują, że Tatrzańskim Parkiem Narodowym rządzi nie dyrektor, ale przyroda…

To trafne stwierdzenie. Park jest podzielony na strefy ochronne. Najważniejszą z nich jest strefa ochrony ścisłej (rezerwat ścisły). Tam wszelkie zjawiska przyrodnicze i ich skutki nie są korygowane przez człowieka, tak jak te ostatnie wiatrołomy. Ingerencja dotyczy jedynie udrożnienia szlaków wszędzie tam, gdzie dokonane spustoszenia zagrażają człowiekowi. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie się działo w tej strefie. Scenariusz wydarzeń pisze Pan Bóg i siły natury. Musimy mieć w Polsce, w Tatrach takie miejsca, które nie podlegają jakiejkolwiek ingerencji człowieka. Panuje tam pełna harmonia.

Na czym ona polega?
Odpowiadając na to pytanie posłużę się przykładem młodych i starych drzew. Te pierwsze czekają z niecierpliwością na dostęp do światła. Lasy tatrzańskie zawsze podlegały katastroficznemu rozwojowi. Kataklizmy z jednej strony niszczą drzewostan, a z drugiej – powodują jego rozwój. Podobnie dzieje się ze zwierzętami. Kiedyś turyści alarmowali nas, że w okolicach Doliny Strążyskiej niedźwiedzica przechodzi z dwoma małymi, z czego jeden miał najprawdopodobniej porażenie tylnych nóg. Podczas przechodzenia przez potok matka przenosiła małego niedźwiadka. Ostatecznie go zostawiła. Jak mogliśmy zareagować? Czy nie powinniśmy mu pomóc? Musimy pamiętać, że nie wpychamy naszych rąk w przestrzeń, która nie jest organizowana przez człowieka.

Za kilka tygodni zakończy Pan 12-letnią pracę na stanowisku dyrektora TPN i przejdzie Pan na emeryturę. Co uważa Pan za największy sukces, a czego nie udało się do końca zrealizować?
W przyrodzie nie ma nigdy konkretnego finału. Nie jesteśmy inżynierami, którzy coś zaprojektują, by potem budowlańcy mogli dany obiekt postawić. W parku narodowym nie ma rzeczy skończonych. Najważniejszym zadaniem jest stworzenie i wspomaganie systemu ochrony przyrody i zachęcanie do jego przestrzegania wszystkich ludzi. Akceptacja społeczna jest tutaj bardzo ważna.

Miejscowa ludność momentami bardzo nieprzychylnie patrzy na działania TPN, zarzuca jego władzom ograniczanie możliwości rozwoju różnego rodzaju usług związanych z turystyką.
W TPN pracuję już od 28 lat, a ochroną przyrody zajmuję się 43 lata. Na podstawie kontaktu ze studentami z Podhala mogę stwierdzić, że podejście młodych górali do ochrony przyrody bardzo się zmienia. Proszę zobaczyć reklamy niektórych pensjonatów – jako jeden ze swoich atutów podają fakt, że są w otulinie parku. Również turyści coraz bardziej zaczynają zwracać uwagę na miejsca, gdzie przyroda jest bardzo dobrze zachowana. Kiedy pytałem młodych górali, co by zrobili z ziemiami swoich dziadków, które wróciłyby do nich, usłyszałem odpowiedź, że oni ich nie potrzebują.

Czy duża liczba turystów jest problem dla Tatr?
Każdego dnia w okresie wakacji w Tatry wychodzi około 20 tys. osób. Mówiąc nieco żartem, dobrze, że niektórym wystarczą Krupówki i szczyty oglądane stamtąd. Były pomysły na monitoring czy wprowadzanie liczbowych ograniczeń. Ja rozwiązania widziałbym gdzie indziej. To jest kwestia przestrzeni i czasu wchodzenia w góry. Podam prosty przykład. Największe kolejki na wejście na sam szczyt Giewontu tworzą się między godziną 11 a 13. Kiedy wchodzilibyśmy tam wcześniej, a najlepiej rano, takiego problemu już nie będzie. Podobnie jest np. ze znaną wszystkim doskonale Doliną Kościeliską czy Morskim Okiem. Pamiętajmy też o jednej ważnej rzeczy, aby Tatry w godzinach wieczornych i nocnych pozostawić zwierzętom i nie wychodzić na szlaki. Niestety, coraz więcej osób łamie tę zasadę.

„Lawinowe ABC”, „Akademia Tatr”, „Bliżej Tatr” – to nazwy akcji, dzięki którym chcecie dotrzeć do mieszkańców Podhala i turystów.
Zależy nam na tatrzańskiej przyrodzie, ale i na bezpieczeństwie poruszających się tam ludzi. Spotykamy się z młodymi osobami, mówimy im: „Nie zabijaj przyrody i nie daj się zabić”. Organizujemy warsztaty. Stawiamy na ochronę przyrody i bezpieczeństwo. Pamiętajmy też, że Tatry to nie tylko górskie szczyty, ale przede wszystkim dom dla wielu zwierząt. Na terenie TPN udało nam się zaobserwować dwie watahy wilków, powiększyła się liczba niedźwiedzi, w całych Tatrach jest ponad 1000 kozic. Trzeba pomyśleć o korytarzach migracyjnych łączących sąsiednie grupy górskie, aby np. nie zaskakiwała nas informacja o niedźwiedziu spacerującym na Zarabiu w Myślenicach.