Największe lustro

Tomasz Rożek

GN 10/2014 |

publikacja 06.03.2014 00:15

Zajmuje 1600 hektarów powierzchni i składa się z 173 tys. luster. Wszystkie one mają tylko jedno zadanie – skierować promienie kalifornijskiego słońca na sam czubek wieży. Tak powstaje prąd w największej na świecie elektrowni słonecznej Ivanpah.

Wygląda jak kolonia na obcej planecie, tymczasem to największa na świecie elektrownia słoneczna Gilles Mingasson /Getty Images/Bechtel/EAST NEWS Wygląda jak kolonia na obcej planecie, tymczasem to największa na świecie elektrownia słoneczna

Słońce nie tylko wydaje się, ale w rzeczywistości jest nieograniczonym źródłem energii. Pierwsze, co się nasuwa, to oczywiście elektrownie słoneczne, te, które produkują prąd, czy panele, które produkują ciepło, ale to dopiero początek. Dzięki światłu rosną rośliny. Paląc więc drewnem w kominku czy piecu – w zasadzie odzyskujemy energię słoneczną. Rośliny czy zwierzęta (które roślinami się żywią) obumierając – przy zachowaniu odpowiednich warunków – zamieniają się w węgiel, ropę czy gaz. Paliwa kopalne nie są więc niczym innym jak magazynem energii słonecznej. Ale to wciąż nie wszystko. Słońce jest jedynym czynnikiem, który może zmieniać temperaturę ziemskiej atmosfery. A to znaczy, że zmiany ciśnienia, czyli po prostu wiatr, także są wywoływane przez Słońce. Wiatraki więc również korzystają z energii słonecznej.

Ogniwa i panele

Ale wracając do tego najbardziej oczywistego skojarzenia. Energia słoneczna to panele i ogniwa fotowoltaiczne. Te pierwsze dostarczają ciepła użytkowego, drugie prądu. Tam, gdzie promienie słoneczne niosą mniej energii, gdzie zachmurzenie jest duże, sensowniej jest stosować panele słoneczne. Mogą one ogrzewać wodę użytkową, np. w basenie. Działają przez cały rok, ale zimą ich wydajność jest niewielka. Nie z powodu niskiej temperatury powietrza, tylko z powodu niewielkiego kąta padania promieni słonecznych oraz znacznie krótszego dnia zimą niż latem. Ogniwa fotowoltaiczne natomiast przerabiają energię światła na prąd elektryczny. W naszej części świata, na naszych szerokościach geograficznych słońca jest za mało, by fotowoltaika zaspokoiła znaczącą część zapotrzebowania energetycznego, ale w krajach położonych na południu jest inaczej. Tam uzyskanie kilku procent energii ze Słońca nie jest czymś trudnym, poza technicznymi możliwościami. I nie dotyczy to tylko Europy, ale także Ameryki. Aby rozwijać energetykę słoneczną, trzeba mieć pieniądze. To nie ulega wątpliwości. No i w pewnym sensie „nóż na gardle”. Słońce pozwala uniezależnić się od dostaw ropy czy gazu. Natomiast nie ma co liczyć na rozwój fotowoltaiki np. w krajach Zatoki Perskiej. Tam jest pod dostatkiem ropy. Ten rodzaj energetyki nie rozwija się także w Azji. Pewnie z braku pieniędzy. Europa i Ameryka to jednak zupełnie inne warunki. Właśnie otworzono największą na świecie elektrownię słoneczną w Kalifornii.

Kalifornia to nie Polska

Nazywa się Ivanpah i jest rzeczywiście ogromna. Zajmuje na pustyni Mojave pas o szerokości 2 km i długości 8 km. Składa się z trzech wysokich, 140-metrowych wież i morza indywidualnie sterowanych przez komputer luster (konkretnie jest ich 173 tys., a każde wielkości dużych drzwi garażowych). Lustra odbijają światło słoneczne w kierunku wież, gdzie ogrzewana jest woda, która, parując, napędza turbinę. Prąd powstaje więc podobnie jak w elektrowni węglowej czy jądrowej. Z tą tylko różnicą, że paliwem do ogrzania wody nie jest węgiel (czy materiał rozszczepialny), tylko skupione światło słoneczne. Elektrownia Ivanpah ma moc 400 megawatów, a to ma wystarczyć na zasilenie prądem 140 tys. domów. Chodzi o domy w Kalifornii, a więc takie, które nie mają, bo nie potrzebują, centralnego ogrzewania i w których bardzo często ciepłą wodę użytkową ogrzewa się na dachach we własnym zakresie. W naszych warunkach, polskich czy nawet europejskich, ten wynik byłby nieporównywalnie gorszy. Poza tym w Polsce byłoby niezwykle trudno znaleźć odpowiednio dużą przestrzeń do tego, by taką elektrownię wybudować. Co innego Kalifornia, która ma ogromne obszary, także pustynne, które można w ten sposób wykorzystać. Czy jest sens właśnie tak wykorzystywać, to zupełnie inna sprawa. Elektrownia kosztowała ok. 2,2 mld dolarów, z czego 1,6 mld pochodzi z kredytów gwarantowanych przez rząd federalny, a reszta od prywatnych inwestorów. Największym był gigant informatyczny – korporacja Google.

Jezioro na pustyni

Ivanpah dość trudno jednak nazwać „zieloną elektrownią”. Nie tylko dlatego, że została wybudowana na pustyni, gdzie nie ma zielonego koloru prawie wcale. W czasie inwestycji w zasadzie zniszczono siedliska wielu gatunków zwierząt. Poza tym silne wiązki światła słonecznego, które kierowane są na jedną z trzech wież, zabijają (smażą w locie) ptaki, bo przy wieżach panuje temperatura 500 stopni C. Co gorsza, nie dotyczy to tylko ptaków, które w okolicy znalazły się przypadkowo. Ogromny obszar pokryty lustrami przypomina ptakom taflę wody w jeziorze. Każdego miesiąca ta pomyłka kosztuje życie kilkadziesiąt ptaków. Krzywda ptaków wystarczyła, by ekolodzy zaczęli protestować przeciwko budowie kolejnej dużej elektrowni słonecznej, także w Kalifornii, w pobliżu parku narodowego Joshua Tree. W przyszłym roku, znowu w Kalifornii, otworzona ma zostać ogromna (o mocy 550 MW) elektrownia oparta już nie na lustrach, tylko na panelach fotowoltaicznych. Te, choć nieporównywalnie droższe od systemu zwierciadeł, nie będą kusiły ptaków, by przylatywały w te rejony. Pewnie nie z powodu grillowania ptaków Google już zapowiedział, że Ivanpah jest ostatnią tego typu inwestycją, że nie będzie już wspierał energetyki słonecznej opartej na lustrach. Poza tym energia słoneczna jest droga. Nawet w słonecznej Kalifornii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.