Dziennikarz jak robot

Tomasz Rożek

GN 29/2014 |

publikacja 17.07.2014 00:15

Na początku troszkę się przestraszyłem. A potem zrobiło mi się wstyd. Zachowuję się jak robotnik na polu bawełny, który płacze na widok kombajnu, albo woźnica płaczący na widok lokomotywy parowej.

Cyberprezenterka  nie ma osobowości,  ale wygląda i mówi  jak prawdziwa osoba YOSHIKAZU TSUNO /east news Cyberprezenterka nie ma osobowości, ale wygląda i mówi jak prawdziwa osoba

Jeden z japońskich uniwersytetów, konkretnie uniwersytet w Osace, zaprezentował ostatnio robota humanoidalnego, który mógłby być prezenterką telewizyjną, a po zmianie... skorupy – pewnie także prezenterem. Robot nie chodzi ani nie stoi, podobnie jak prezenterka czy prezenter wieczornych wiadomości telewizyjnych. Siedzi i mówi. Można nim sterować bezprzewodowo, można mu załadować teksty do przeczytania, albo dać tekst napisany – przeczyta go bezbłędnie. Ponadto robot łączy swoje obwody z globalną siecią i gdy tylko zostanie o to poproszony (czyli jak tylko zostanie uruchomiony odpowiedni „podprogram”), będzie czytał jak najęty np. to, co znajduje się na Facebooku, Twitterze czy gdziekolwiek indziej.

Skaza w diamencie

To, co w robocie, a właściwie w androidzie, najcenniejsze, to nie jego nienaganna fryzura czy nudnie poprawne i uśrednione rysy twarzy, tylko – za przeproszeniem – jego wnętrzności. Cyberprezenterka ma bowiem niemal doskonały symulator mowy. Nie mówi jak robot, mówi jak człowiek. Co najlepsze, w kilku językach. Czy z poprawnym akcentem? Nie wiem, wersji polskiej jeszcze nie wyprodukowano. Nie męczy się, nie strajkuje, nie prosi o podwyżkę i jest całkowicie sterowalna. Nie ma tylko jednego. Nie ma osobowości. A to przecież dla osobowości prezentera najwięcej osób ogląda programy telewizyjne. Przecież nie dla informacji, które znacznie szybciej można zaczerpnąć z internetu. To osobowości Kamila Durczoka, Tomasza Lisa, Krzysztofa Ziemca czy Doroty Gawryluk sprawiają, że miliony ludzi codziennie siadają przez telewizorem. Robot osobowości nie ma. Co z tego, że ma nienaganną dykcję czy nieskazitelną urodę? Czasami właśnie niedociągnięcia językowe czy odstępstwa od ideału w wyglądzie są tym czymś, co wzbudza sympatię widzów. Roboty takich charakterystycznych „skaz” nie mają. Tak samo jak nie mają nieregularności w strukturze sztuczne kryształy. I dlatego właśnie sztuczne, syntetyczne diamenty są dużo tańsze od tych mniej doskonałych, ale występujących w przyrodzie.

Oczywiście konstruktorzy robotów podobnych do ludzi zdają sobie sprawę z tego mechanizmu i próbują wzbogacić swoje „dzieła” w charakterystyczne cechy, w niedoskonałości. Ale to wcale nie jest takie proste. Wartość charakterystycznej niedoskonałości polega przecież właśnie na tym, że jest niezaplanowana i zaskakująca. Robota trzeba do wszystkiego zaprogramować.

Wracając do prezenterki androida – jej konstruktor, profesor Hiroshi Ishiguro z Osaki, stworzył w sumie trzy urządzenia. Kodomoroid to robot dziecko, Otanodroid to dorosły, w zależności od konfiguracji mężczyzna albo kobieta. No i ostatni z robotów to Telenoid, maszyna, która – zdaniem konstruktora – ma pewne cechy charakteru. Pytany na konferencji prasowej, o jakie cechy chodzi, konstruktor odpowiedział, że jego najnowszy robot „otrzymał zuchwałą osobowość”. No to na dziennikarza się nadaje – mogliby powiedzieć złośliwcy.
 

Rzemieślnik, nie artysta

Kilka tysięcy kilometrów od japońskiej Osaki, w USA, gazeta do pisania krótkich notatek i artykułów „zatrudniła” program komputerowy. Gazeta nie byle jaka, bo chodzi o „Los Angeles Times”. I o ile trudno – patrząc na prezenterkę z Osaki – przypuszczać, żeby w najbliższym czasie gwiazdy TV zostały zastąpione przez maszyny, o tyle dla programów komputerowych gazeta to wymarzone miejsce pracy. Może chodzić o koszty, może także o dyspozycyjność. Ale najbardziej o szybkość.

Gdy w pewien poniedziałek rano zatrzęsła się ziemia w Kalifornii, trzy minuty po tym wydarzeniu na stronach internetowych „Los Angeles Times” pojawił się krótki artykuł na ten temat. W trzy minuty żywy dziennikarz nie zdążyłby przejrzeć pierwszej strony danych sejsmicznych. Nie mówiąc już o wyszukaniu statystyki czy znalezieniu informacji o historii wstrząsów w tym rejonie. Samo wyszukiwanie podstawowych informacji to przynajmniej kilkanaście minut. Kolejnych kilkanaście to pisanie. Tymczasem program aktywował się, gdy w automatycznej sieci należącej do Amerykańskiej Służby Geologicznej pojawiły się dane z detektorów wstrząsów. Człowiek czekałby na opublikowanie na stronach Służby – na podanie oficjalnego komunikatu. Program nie czekał. Sprawdził w internetowych bazach danych informacje o podobnych przypadkach w przeszłości. Dodatkowo w internetowej encyklopedii znalazł odpowiedź na pytanie, dlaczego w Kalifornii dochodzi do trzęsień. Na koniec wszystko spiął w zgrabną notatkę i wysłał do człowieka, który miał dyżur internetowy w redakcji. Ten kliknął tylko przycisk „publikuj”. I tak „Los Angeles Times” stał się pierwszą gazetą, która opublikowała artykuł napisany „ręką” maszyny.

Jaka będzie przyszłość? Trudno powiedzieć. Być może niektóre gatunki dziennikarskie rzeczywiście zostaną zrobotyzowane. Depesze agencyjne czy krótkie notki mogą być pisane przez roboty, ale reportaże, analizy czy felietony... wymagają osobowości piszącego. Często czyta się je dla konkretnego autora. Komputery, maszyny czy programy nie mają osobowości. Są rzemieślnikami, ale jeszcze długo nie będą artystami. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.