Kościół sprzeciwia się nauce

Christopher Kaczor

publikacja 09.09.2014 10:44

Jest przeciwieństwem szczęścia i wolności oraz nienawidzi kobiet i homoseksualistów. Antykoncepcja wzmacnia miłość, a celibat deformuje osoby duchowne. To wiedza powszechna. Wiedza czy mit?

Kościół sprzeciwia się nauce Wydawnictwo Święty Wojciech

Wielu ludzi wierzy, że wiara i rozum – lub też religia i nauka – są uwikłane w niemożliwy do rozwiązania konflikt, który wyniszcza obie strony. Każdy z nas musi zatem wybrać: jest człowiekiem wiedzy, nauki i rozumu czy też jedynie religii, dogmatu i wiary. Zgodnie z tym punktem widzenia Kościół sprzeciwia się nauce, a kto zdecyduje się zostać zwolennikiem nauki, ten powinien odrzucić Kościół.

Metoda naukowa poszukuje dowodów, aby odpowiedzieć na pytania, a zatem może dobrze byłoby poszukać dowodów, które pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście Kościół katolicki sprzeciwia się nauce i rozumowi. Jeśli Kościół katolicki naprawdę sprzeciwiałby się nauce, należałoby oczekiwać, że nie znajdziemy żadnych katolickich naukowców – albo będzie ich naprawdę niewielu – żadnych przypadków wspierania badań naukowych przez instytucje katolickie, zaś w nauce Kościoła zauważymy wyraźny brak zaufania wobec rozumu jako takiego, a w szczególności wobec naukowej argumentacji. Tymczasem rzeczywistość przedstawia się inaczej.

Z historycznego punktu widzenia katolicy stanowią dużą grupę w gronie najważniejszych naukowców wszechczasów – są w niej Kartezjusz, który odkrył geometrię analityczną oraz prawa załamania promieni słonecznych; Błażej Pascal, wynalazca maszyny sumującej, prasy hydraulicznej oraz matematycznej teorii prawdopodobieństwa; mnich z zakonu augustianów Gregor Mendel, który jest prekursorem współczesnej genetyki; Ludwik Pasteur, prekursor mikrobiologii oraz twórca pierwszej szczepionki przeciwko wściekliźnie i wąglikowi; kanonik Mikołaj Kopernik, który jako pierwszy wykazał naukowo, że to Ziemia obraca się wokół Słońca.

Szczególnie długą historią osiągnięć naukowych mogą poszczycić się jezuici, którzy przyczynili się do powstania zegarów z wahadłem, pantografów, barometrów, teleskopów zwierciadlanych i mikroskopów, do rozwoju takich dziedzin nauki jak magnetyzm, optyka i elektryczność. Dostrzegli oni, w niektórych przypadkach dużo wcześniej niż inni, barwne smugi na powierzchni Jowisza, mgławicę Andromedy oraz pierścienie Saturna. Tworzyli teorię na temat krwioobiegu (niezależnie od Harveya), mówili o teoretycznej możliwości latania, wpływie księżyca na przypływy i odpływy oraz przypominającej fale naturze światła. Mapy gwiazd półkuli południowej, logika symboliczna, pomiary kontrolne powodzi na rzekach Pad oraz Adyga, wprowadzenie znaków plus i minus do włoskiej matematyki – wszystkie te dokonania były typowym dziełem jezuitów, zaś naukowcy tak bardzo wpływowi jak Fermat, Huygens, Leibniz i Newton nie byli odosobnieni w zaliczaniu jezuitów do swoich najbardziej cenionych korespondencyjnych przyjaciół.

Naukowcem, który w latach trzydziestych XX wieku zdobył sobie uznanie teorią powstania wszechświata, znaną później jako „teoria Wielkiego Wybuchu”, był Georges Lemaitre, belgijski fizyk i rzymskokatolicki ksiądz. Aleksander Fleming, wynalazca penicyliny, był jego współwyznawcą. Bliżej naszych czasów katolicy stanowili pokaźną liczbę pośród laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, medycyny oraz fizjologii; byli wśród nich Erwin Schrodinger, John Eccles oraz Alexis Carrel. Czy osiągnięcia tak wielu katolików w sferze nauki można pogodzić z poglądem, że Kościół katolicki sprzeciwia się wiedzy naukowej i postępowi?

Niektórzy będą pewnie próbowali twierdzić, że tak wyróżniający się naukowcy katoliccy są rzadko spotykanymi osobowościami, które odważyły się zbuntować przeciwko zinstytucjonalizowanemu Kościołowi, sprzeciwiającemu się nauce. Jednakże Kościół katolicki jako instytucja opłaca, sponsoruje oraz wspiera badania naukowe prowadzone w Papieskiej Akademii Nauk oraz na wydziałach przyrodniczych w każdym katolickim uniwersytecie na świecie, łącznie z tymi kierowanymi przez biskupów rzymskokatolickich, takich jak Katolicki Uniwersytet Ameryki. To finansowe oraz instytucjonalne wspieranie nauki przez Kościół zaczęło się w siedemnastowiecznej Europie i trwa do dziś. (…)

Badania nad komórkami macierzystymi, które nie wiążą się z zabijaniem embrionów, nie tylko mają przyzwolenie Kościoła, a nawet są przez Kościół wspierane finansowo; Kościół zorganizował przynajmniej dwie międzynarodowe konferencje na temat badań nad komórkami macierzystymi oraz sponsorował badania nad dojrzałymi komórkami macierzystymi prowadzone na wydziale medycznym Uniwersytetu w Maryland. Tam wykorzystuje się komórki macierzyste pochodzące od osób dojrzałych lub pobrane z pępowiny; a dzięki tym badaniom opracowano nowe metody leczenia, które już przyczyniły się do ratowania ludzkiego życia. Badania nad embrionalnymi komórkami macierzystymi, choć wydano już miliardy dolarów, nie przyczyniły się jak dotąd do opracowania choćby jednego leku, choćby jednej efektywnej metody leczenia. Kościół nie sprzeciwia się badaniom nad komórkami macierzystymi, sprzeciwia się wyłącznie takim badaniom, które wiążą się z zabijaniem ludzi.

W tym momencie możemy już zmierzyć się z zarzutem, jakoby Kościół miał sprzeciwiać się nauce. Z jednej strony mamy poczet świetnych katolickich naukowców z rożnych epok, od początków istnienia metody naukowej po dzień dzisiejszy, którzy twierdzą, że pomiędzy ich wiarą a pracą naukową nie ma konfliktu. Mamy też instytucjonalny Kościół sponsorujący rozmaite działania naukowe podejmowane na uniwersytetach katolickich na całym świecie, w ośrodkach kościelnych oraz w samym Watykanie. Mamy również nauczanie katolickie, które mówi wyraźnie, że wiara i rozum nie przeciwstawiają się sobie, lecz wzajemnie się dopełniają oraz że rozumowanie naukowe i wiara wzajemnie się wzbogacają.

***

Zamieszczony tekst to fragment pierwszego rozdziału książki pt.: „7 wielkich mitów o Kościele katolickim” prof. Christophera Kaczora.

Więcej informacji o książce znajdziesz tutaj