publikacja 26.03.2015 00:15
O przeszczepach rogówki z prof. dr. hab. n. med. Edwardem Wylęgałą, kierownikiem oddziału klinicznego okulistyki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, rozmawia Tomasz Rożek.
henryk przondziono /foto gość
Tomasz Rożek: Ile przeszczepów rogówki przeprowadza się rocznie w Polsce?
Prof. Edward Wylęgała: Mniej niż tysiąc. Chcielibyśmy więcej, ale od lat nie jesteśmy w stanie przekroczyć tysiąca.
W czym jest problem?
Głównie w tym, że nie mamy rogówek, czyli w dawcach.
A ile osób czeka na takie przeszczepy?
W kolejce czeka kilka tysięcy osób, a gdybyśmy mieli robić transplantacje na bieżąco, musielibyśmy operować przynajmniej dwa razy częściej, czyli rocznie około 2 tys. razy.
Czy transplantacje rogówki dotyczą tylko osób starszych?
Ależ nie, przeszczep rogówki dotyczy zarówno noworodków, jak i osób w wieku młodzieńczym czy starszych.
Jak Pan jako ekspert patrzy na doniesienia o sztucznych rogówkach, także tych wyprodukowanych metodami bioinżynierii?
Z pewnością jest to przyszłość, ale problem jest bardzo złożony. Rogówka musi być zrobiona z materiału, który powinien mieć odpowiednie cechy, nie tylko przezroczystość. To jest twór, który ma kontakt z wnętrzem oka, czyli musi być biokompatybilny. Jeżeli mówimy o rogówkach plastikowych, nie dla wszystkich potrzebujących jest to wskazane. Obecnie to opcja dla około 2 proc. oczekujących.
W ilu miejscach w Polsce przeprowadza się przeszczepy rogówek?
Obecnie odpowiednie pozwolenie mają chyba 24 ośrodki, ale tylko cztery, pięć ośrodków w Polsce przekracza liczbę 100 transplantacji rocznie. Moim zdaniem minimalna liczba takich operacji w każdym z ośrodków powinna wynosić 50. Wtedy mamy pewność, że zespół jest odpowiednio wyszkolony i jest odpowiednia ciągłość w leczeniu.
Czy transplantacja rogówki jest skomplikowaną operacją?
Mówimy o przeszczepieniu kółeczka, które ma grubość 0,6 mm i średnicę 7 mm. Doszywamy to szwami widocznymi pod mikroskopem, nicią o grubości 0,2 mm. Przeprowadziłem około 2 tys. takich transplantacji i muszę powiedzieć, że nie jest to zabieg prosty. Trudność nie polega na samym wszyciu rogówki. Najpierw musimy przygotować dawcę, potem wykroić podobny kawałek tkanki u biorcy. W to zaangażowany jest cały zespół ludzi. Największym problemem nie jest jednak trudność zabiegu, tylko to, że nie mamy w Polsce odpowiedniej liczby dawców.•
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.