Spacer po wraku... w 3D

Jan Hlebowicz

Gość Gdański 17/2015 |

publikacja 03.05.2015 06:00

– Mało kto wie, że dziedzictwo archeologiczne Bałtyku jest jednym z największych na świecie. To właśnie na dnie naszego morza spoczywa wiele statków do dziś skrywających swoje tajemnice – podkreśla Tomasz Bednarz.

 Projektem kieruje archeolog podwodny Tomasz Bednarz Jan Hlebowicz /Foto Gość Projektem kieruje archeolog podwodny Tomasz Bednarz

Mówi o sobie „archeolog podwodny”. Ubrany w tzw. suchy skafander do nurkowania, wyposażony w butlę tlenową, schodzi nawet kilkanaście metrów pod wodę. Razem z innymi naukowcami bada statki i okręty, które z różnych przyczyn zatonęły w odmętach Bałtyku. Czasami pod wodą jest tak ciemno i brudno, że trudno cokolwiek dostrzec. Wtedy robi się niebezpiecznie. Bywa tak, że nadzieje się na coś ostrego, skaleczy albo przetnie skafander.

– Niedawno kolega został ofiarą... gigantycznego gwoździa. Została po nim pamiątka w postaci pokaźnej dziury w skafandrze. Na szczęście było to na małej głębokości i nic się nie stało – opowiada T. Bednarz. Jednak takie sytuacje są niezwykle rzadkie. – Asekurujmy się nawzajem i pozostajemy w stałym kontakcie. Przy pomocy tzw. kabloliny komunikacyjnej przekazujemy sobie informacje o ewentualnych zagrożeniach – wyjaśnia.

Archeolodzy filmują badany obiekt i robią mu zdjęcia. Tysiące zdjęć. Dzięki nim po wynurzeniu, w zaciszu swoich pracowni, są w stanie stworzyć wyjątkowy model wraku w... 3D. Fotogrametria 3D to technika polegająca na wykonaniu fotografii – z różnej perspektywy i pod różnym kątem – które następnie za pomocą programów komputerowych tworzą bardzo dokładny przestrzenny model danego obiektu. Wykorzystująca najnowocześniejszą technologię metoda zastąpiła żmudną i mało precyzyjną praktykę wykonywania szkiców zatopionych statków. – Obecnie w ciągu 2–3 tygodni jesteśmy w stanie odtworzyć wrak – mówi Tomasz.

Fotogrametria 3D pozwala też na dokumentowanie zatopionych statków przy bardzo słabej widoczności pod wodą, nawet poniżej 1 m. Za opracowanie i wdrożenie tej techniki ekipa archeologów z Gdańska została nominowana do prestiżowej nagrody „National Geographic” w kategorii „Naukowe odkrycie roku”. Obecnie Narodowe Muzeum Morskie realizuje wyjątkowy projekt „Wirtualny skansen wraków Zatoki Gdańskiej”, którego twórcą i kierownikiem jest T. Bednarz.

– Do 2016 r. stworzymy aż 13 modeli 3D wraków. Trzy z nich są już gotowe – zaznacza. Na stronie NMM od grudnia tego roku będzie można obejrzeć pierwsze efekty pracy naukowców. A w miarę postępu badań wirtualny skansen będzie rozbudowywany o kolejne obiekty. – Dzięki jednemu kliknięciu komputerowej myszki przeniesiemy się do podwodnego świata. Wirtualnie spacerując po wraku, będziemy mogli przyjrzeć się z bliska wyjątkowym przedmiotom znalezionym na zatopionych statkach – zapowiada Tomasz.

Podwodne znaleziska potrafią zaskoczyć i archeologów. Niedawno udało się im wydobyć świetnie zachowany, zakorkowany kamionkowy baniak. Uwagę badaczy zwrócił tajemniczy znak wytłoczony na odnalezionym przedmiocie. Okazało się, że jest to ok. 200-letnia butelka ekskluzywnej wody mineralnej Selters z niemieckiej miejscowości Limburg-Weilburg w Hesji. Znalezisko trafiło do laboratorium. Po odkorkowaniu butelki okazało się, że w środku, zamiast wody, znajduje się flamandzka odmiana... ginu. – Co ciekawe, alkohol nadaje się do wypicia. Nikt by się nim nie zatruł. Chociaż trzeba przyznać, że czas robi swoje. Trunek nieszczególnie pachnie – śmieje się Tomasz.

Wśród wraków, którego modele 3D powstaną w przyszłym roku, jest „De Jonge Seerp”. – To fryzyjski statek handlowy, który zatonął w 1791 r. na skutek kolizji z angielską jednostką o nazwie „The Recovery”. Znaleźliśmy na nim ponad 10 tysięcy zabytków – informuje Tomasz. Wśród nich są brzytwy, grzebienie, spluwaczki, tabakiera, fajki czy kamienie domino. Przedmioty te wiele mówią o życiu codziennym załogi. – Na wraku odkryliśmy też kaszę gryczaną i muszle ostryg, co pozwoliło nam odtworzyć dietę marynarzy – podkreśla archeolog.

W czasie badań naukowcy natrafili również na kilkadziesiąt... kości. – Okazało się jednak, że nie należą one do załogi, która w całości uratowała się z katastrofy, ale do świń i krów spożywanych przez marynarzy podczas rejsu – tłumaczy Tomasz. Za kilka miesięcy archeolodzy podwodni rozpoczną prace na kolejnym, niebadanym wcześniej wraku. O tym, co zastaną na miejscu, przekonamy się wkrótce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.