Telefon w samolocie

Tomasz Rożek

publikacja 30.05.2015 06:00

Dlaczego w czasie lotu samolotem nie można korzystać z telefonu komórkowego? Czy komórki rzeczywiście mogą być źródłem zagrożenia, czy to tylko dmuchanie na zimne?

Urządzenia elektroniczne muszą być wyłączone podczas startu  i lądowania samolotu henryk przondziono /foto gość Urządzenia elektroniczne muszą być wyłączone podczas startu i lądowania samolotu

Na wstępie warto może powiedzieć, że w dmuchaniu na zimne nie ma niczego złego. Gdy chodzi o bezpieczeństwo kilkudziesięciu, a czasami nawet kilkuset pasażerów, dmuchanie na zimne to wręcz obowiązek przewoźników. Loty mają być bezpieczne. To przede wszystkim.

Jedno przeszkadza drugiemu

No dobrze, ale czy korzystanie z urządzeń elektronicznych może w ogóle czemukolwiek zagrażać? Nie jest łatwo znaleźć odpowiedź na to pytanie. Gdy samolot jest wysoko, telefon i tak nie działa. Sygnał z naziemnych anten systemu komórkowego nie dochodzi na wysokość, na której latają samoloty. Poza tym za wyjątkiem startów i lądowań większość linii lotniczych pozwala korzystać z elektroniki. Nie jest ona wtedy zagrożeniem dla bezpieczeństwa podróżnych. W czym zatem problem, by z elektroniki korzystać na początku (start) i końcu (lądowanie) podróży samolotem? No i dlaczego zakazana jest jakakolwiek elektronika, a nie tylko telefony? W największym skrócie chodzi o fale elektromagnetyczne, które wysyłają i odbierają urządzenia elektroniczne. Nie tylko telefony, ale także tablety, elektroniczne czytniki książek, zdalnie sterowane zabawki, a coraz częściej także aparaty fotograficzne z funkcją Wi-Fi. Trudno, żeby stewardesa sprawdzała każdy gadżet i niektóre kazała wyłączyć, a niektóre pozwoliła zostawić. Tym bardziej, że fazy startu i lądowania są z punktu widzenia bezpieczeństwa kluczowe. Cała załoga samolotu ma wtedy pełne ręce roboty.

Łatwiej więc wydać ogólne zarządzenie, niż podejmować decyzje na temat każdego urządzenia z osobna. Start i lądowanie to nie tylko spore obciążenie dla załogi, ale także dla systemów elektronicznych zainstalowanych na pokładzie samolotu. Samolot jest naprowadzany, a wymiana informacji pomiędzy urządzeniami naziemnymi a kokpitem pilotów jest szczególnie intensywna. Ta wymiana odbywa się oczywiście za pośrednictwem fal elektromagnetycznych. Wszystkie urządzenia zainstalowane w samolocie są gruntownie sprawdzone, mają odpowiednie licencje i certyfikaty, które zaświadczają nie tylko o tym, że dane urządzenie będzie poprawnie działało, ale również że nie będzie „przeszkadzało” w działaniu innych urządzeń pokładowych.

Fachowo nazywa się to kompatybilność elektromagnetyczna. I tutaj dochodzimy do kluczowej kwestii. Elektronika, którą wnoszą na pokład pasażerowie, nie ma przecież odpowiednich certyfikatów. Choć to niezwykle mało prawdopodobne, eksperci nie są w stanie całkowicie wykluczyć wpływu elektroniki pasażerów na elektronikę samolotu. I to dlatego właśnie w kluczowych fazach lotu pasażerowie proszeni są o wyłączenie swoich urządzeń. Gdy samolot jest już na wysokości przelotowej, tam, gdzie telefony i tak nie działają, można korzystać z elektroniki dość swobodnie.

Łatwo o panikę

Ale aspekt techniczny nie jest tutaj jedyny. Większość z nas, gdy może coś robić, robi to. Gdy może dzwonić – dzwoni. I super, po to są telefony. Tyle tylko, że zdarzają się sytuacje, w których wylewna i siłą rzeczy publiczna rozmowa telefoniczna jednego z pasażerów może przeszkadzać albo dodatkowo stresować innych. Szczególnie że mówimy o dwóch najbardziej stresujących (dla tych, którzy nie lubią latać) momentach lotu. W samolocie nie można wstać i wyjść porozmawiać do wytłumionego pomieszczenia. Są też sytuacje, w których lepiej, żeby kontakt z ziemią był ograniczony. Lecący samolot nie zatrzyma się na najbliższej stacji, gdy jeden z podróżnych dostanie informację np. o dramacie rodzinnym. Samochód może zawrócić, z pociągu czy autobusu można wysiąść. W samolocie trzeba czekać, aż maszyna wyląduje. Czy naprawdę byłoby wskazane, by w tak specyficznym środku komunikacji, jakim jest samolot, każdy mógł dzwonić, każdy mógł odbierać telefony? Jest jeszcze coś. Jedna z agencji rządu USA zaledwie kilkanaście dni temu wydała raport na temat udostępniania bezprzewodowego internetu (Wi-Fi) na pokładach samolotów. Eksperci agencji byli temu przeciwni, argumentując to bezpieczeństwem lotu. Ich zdaniem internet w samolocie „może potencjalnie prowadzić do nieautoryzowanego zdalnego przejęcia kontroli nad systemami awioniki”. Innymi słowy – znowu – choć prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest niewielkie, nie można jednak wykluczyć przejęcia kontroli nad samolotem, włamania się do systemów komputerowych samolotu, właśnie poprzez sieć internetową udostępnianą na jego pokładzie. Czy zatem terrorysta haker mógłby przejąć kontrolę nad samolotem, nie wchodząc nawet do kokpitu pilotów? Zdaniem ekspertów od bezpieczeństwa taki scenariusz jest możliwy. Bo choć kokpit i urządzenia elektroniczne są chronione przez odpowiednie programy komputerowe, tej ochronie nigdy nie należy w pełni ufać.