Żubry Pl...

Przemysław Kucharczak

publikacja 21.06.2015 06:00

Cenne zwierzę. Możesz sam wybrać imię dla najmłodszego żubra z Pszczyny. To dziołcha – ważąca około 20 kg cieliczka urodziła się nad ranem 20 maja.

Mała krowa żubra, urodzona w maju w Pszczynie Przemysław Kucharczak /Foto Gość Mała krowa żubra, urodzona w maju w Pszczynie

Imię dla tego żubrzątka musi zaczynać się od liter: „Pl...”. A to dlatego, żeby już po imieniu można było poznać, że to hanys. Jak to? Ano tak, że imiona wszystkich żubrów z linii pszczyńskiej, jak głęboko sięga ludzka pamięć, zawsze zaczynały się od tych dwóch liter. – Już książę pszczyński tak nazywał swoje żubry. To „Pl...” prawdopodobnie pochodzi od nazwy Pless, czyli Pszczyna – zdradza Grzegorz Czembor, dyrektor Pokazowej Zagrody Żubrów w Pszczynie. Imię powinno też kończyć się literą „a”, zgodnie z regułami języka polskiego. – Chcielibyśmy, żeby to imię wyróżniało płeć. Żebyśmy nie mieli wątpliwości, że to jest mała krówka – tłumaczy Michał Pawlak z Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej. Konkurs z nagrodami lada dzień zostanie ogłoszony na stronie: zubry.pszczyna.pl.

Żubry się rodzą
Szczęśliwą matką jest Placka. To już jej czwarte dziecko. Przed porodem i tuż po nim Placka była nerwowa: sprawiała wrażenie, że chce karmiących ją ludzi poczęstować rogami. – Broniła swojego dziecka – komentuje dyrektor. – Teraz już znowu jest łagodna. A jej młode już rano po urodzeniu stało na nogach i biegało – dodaje.

Ojcem jest potężny żubr o majestatycznym wyglądzie: Plawiant. – Najcięższy żubr, jakiego kiedykolwiek udało się zważyć, miał 950 kilogramów. Myślę, że nasz Plawiant dobija do tej wagi – uważa Grzegorz Czembor. Urodzona ostatnio żubrza krówka tej wagi nigdy nie osiągnie – za parę lat ma szanse mieć „tylko” 600–700 kilogramów. To tyle samo lub trochę więcej niż zbudowany z żelastwa fiat 126p – „maluch”, powstający kiedyś kilkanaście kilometrów od Pszczyny.

Śląskich żubrów, które żyją w zagrodzie w Pszczynie oraz w rezerwacie w niedalekich Jankowicach, jest dziś 48. Przed zamknięciem tego numeru katowickiego "Gościa Niedzielnego" pracownicy w rezerwacie w Jankowicach spodziewali się jednak, że lada dzień u nich też urodzą się małe żubry. – Corocznie przychodzi u nas na świat 7–9 żubrów, ale w tym roku może ich będzie o kilka więcej – zdradzili.

Wstęp wolny dla kłusowników
A wszystko to jest możliwe dzięki księciu pszczyńskiemu Janowi Henrykowi XI Hochbergowi, który w 1865 roku dokonał korzystnej wymiany z rosyjskim carem Aleksandrem II. Posłał mu 20 jeleni złapanych w pszczyńskich lasach. W zamian car dał księciu pszczyńskiemu cztery żubry: trzy krowy i jednego byka. Te potężne zwierzęta przyjechały z Białowieży na stację kolejową w Murckach. Trafiły do zagrody w tej miejscowości, a później – do lasów pszczyńskich. Przemierzały potężny obszar ponad 15 tysięcy hektarów. Książę pozwalał strzelać do żubrów tylko swoim najznamienitszym gościom, np. królom pruskim. Zwierząt szybko przybywało. W 1918 roku żyły tu aż 74 żubry. I właśnie wtedy przyszła pierwsza katastrofa. Koniec roku 1918 przyniósł chaos w całym państwie niemieckim.

Jego przyczyną była oczywiście klęska Niemców w I wojnie światowej i wewnętrzne niepokoje, które zaczęły wstrząsać wyczerpanym państwem. Brak silnej władzy spowodował, że do żubrów bezkarnie strzelali niemieccy żołnierze, powstańcy śląscy, a przede wszystkim zwykli, lokalni kłusownicy.

– Nie zważali, czy to młodzież, czy krowy z młodymi, strzelali do wszystkiego – ubolewa Grzegorz Czembor. – Działo się tak, bo brakowało wtedy gospodarza. Pasjonat historii żubrów Jerzy Szołtys znalazł nawet opisy, że w okolicy organizowano wtedy nawet zabawy wiejskie tylko dla „żubroniów” albo „jelenioków”, czyli kłusowników poszczególnych specjalności... Tylko oni mieli tam prawo tańcować. Rezultat był taki, że z 74 żubrów zostały tylko 4 – dodaje.

Góry mięsa
Rozmowę przerywa nam krótkie i głośne chrapnięcie – a raczej chruczenie – bo tak nazywa się głos żubra. Tuż obok nas pszczyńskie kolosy długimi jęzorami zlizują zmielone ziarna kukurydzy z drewnianych koryt. – Pracownicy nie mogą teraz wystawiać rąk przez ogrodzenie, bo przepychające się zwierzęta nawet mogą je nieświadomie zmiażdżyć – ostrzega dyrektor. Krowy karnie ustępują miejsca wielkiemu Plawiantowi, który sam sobie wybiera, z którego koryta ma ochotę jeść. Choć, jak na byka, jest bardzo łagodny, porządek musi być. I hierarchia w stadzie też.

Niewiele brakowało, a tych żubrów dzisiaj na Śląsku by nie było. Po III powstaniu śląskim książę pszczyński chciał przewieźć ocalałe cztery sztuki do swoich dóbr koło zamku Książ na Dolnym Śląsku. Akurat wtedy jednak na Górnym Śląsku kończyły się już czasy chaosu, bo region właśnie został podzielony między Polskę a Niemcy. Polska Naczelna Rada Ludowa nie dała więc księciu pozwolenia na wywóz zwierząt. Uznała je za część śląskiego dziedzictwa, przypadającego Polsce. Cztery śląskie żubry stały się wtedy bezcenne także dla dziedzictwa całego świata. A to dlatego, że I wojny światowej nie przeżył żaden z 785 żubrów, które jeszcze w 1915 roku zasiedlały Puszczę Białowieską. Stado kilkudziesięciu osobników rozstrzelali tam z karabinów maszynowych żołnierze niemieccy, a dzieła zniszczenia dopełnili kłusownicy. Zanim jednak tych ludzi się potępi, warto sobie przypomnieć, że w tych latach w Polsce i całej Europie panowała wielka bieda. Kiedy pojawiała się pierwsza lepsza choroba, np. grypa, jako pierwsze masowo umierały niedożywione dzieci. A żubr to przecież góra mięsa, w dodatku łatwa do upolowania.

Żubry padają
Potomstwo czterech ocalałych w Pszczynie żubrów pomogło więc w programie odrodzenia gatunku, przeprowadzonego w II RP przez polskich naukowców. Wszystkie żyjące dzisiaj na świecie żubry są potomstwem zaledwie kilkunastu sztuk, które udało się wtedy odnaleźć w hodowlach i ogrodach zoologicznych. I całe szczęście, że część potomstwa śląskich żubrów – w sumie cztery sztuki – zostały przed wojną i tuż po niej przekazane do Białowieży. W latach 1953–1954 na pszczyńskie stado spadła bowiem kolejna katastrofa, tym razem już totalna: wszystkie osobniki padły. Powód? Wirus pryszczycy.

Współczesne żubry to cherlaki w porównaniu ze swoimi przodkami – przynajmniej, jeśli idzie o stan zdrowia. O wiele łatwiej ulegają chorobom, bo są ze sobą zbyt blisko spokrewnione. Dzisiaj możemy podziwiać na Śląsku żubry z linii pszczyńskiej, bo zostały na nowo sprowadzone z Białowieży. Siedem z nich – licząc z małym żubrzątkiem – można oglądać w Pokazowej Zagrodzie Żubrów w Pszczynie.

Za trzy lata nowo narodzona krówka zostanie przekazana do hodowli w sąsiednich Jankowicach Pszczyńskich. – Dzieci naszych krów nie mogą zostać tutaj, przy ojcu, bo nastąpiłby chów wsobny. A zbyt bliskiego pokrewieństwa chcemy u żubrów uniknąć – wyjaśnia dyrektor Grzegorz Czembor. – Oczywiście, przekażemy ją tam, jeśli przeżyje, bo to różnie może być. Mamy nadzieję, że przeżyje, bo jest w bardzo dobrej kondycji – dodaje.