Zielona woda, w którą chce się wejść

Barbara Gruszka-Zych

GN 25/2015 |

publikacja 18.06.2015 00:15

Nie ma prawdy w powiedzeniu: „Nie będzie nas, będzie las”. Lasu nie będzie, jeśli nie pomoże mu człowiek.

 Maszyna Harvester 1270 B obrabia ścięte drzewa w Nadleśnictwie Gidle koło Częstochowy Henryk Przondziono Maszyna Harvester 1270 B obrabia ścięte drzewa w Nadleśnictwie Gidle koło Częstochowy

Przed wejściem na szlak prowadzący na Rysiankę widać tablicę z napisem: „Mieszkańcy lasu proszą o ciszę”. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że w tym miejscu to oni mają głos. W maju już o trzeciej rano można nastawiać zegarek według śpiewu drozda śpiewaka, który jako pierwszy w taki sposób reaguje na blask wschodzącego słońca. Cykl ptasich koncertów kończy o godzinie 16.40 szpak. Wojciech Szkotak, od 29 lat leśniczy w Leśnictwie Rycerka, ( Nadleśnictwo Ujsoły) nieraz spędza w pracy czas od  3 rano do 10 wieczorem. Zwłaszcza gdy trzeba okorowywać ręcznie drzewa, bo zżera je kornik. Wtedy nie ma nawet ochoty zastanawiać się, który z ptaków właśnie daje koncert. Do odległych miejsc dociera w przypominającym czołg jeepie. A kiedy wybiera się na obchód, wkłada gumowce, bo rano trawy i mchy toną w rosie. – Liczy się przede wszystkim czas, bo kiedy pojawia się szkodnik, trzeba natychmiast go opanować – mówi. Okazuje się, że tak jak wszędzie na świecie, w lesie też trzeba się spieszyć. Zanieczyszczenie środowiska powoduje, że szybciej niż przed laty, jak to wymownie określił w swojej sztuce Alejandro Casona, „drzewa umierają stojąc”. Zabijają je nie tylko kwaśne deszcze, ale wiatrołomy i korniki, dlatego stale trzeba je wzbogacać o nowe egzemplarze. Nowoczesne technologie pozwalają na przyspieszenie ich wzrostu. – Sadzonka buka, która na polanie rosłaby 2 lata, w szkółce leśnej w Sowinie robi to w kilka tygodni.

Przez dwa dni razem z kolegą fotoreporterem staraliśmy się poznać, jak żyje las w dwóch nadleśnictwach. Jedno z nich to Gidle, położone w woj. śląskim i łódzkim, drugie – Ujsoły na Żywiecczyźnie. Okazało się, że w praktyce życie lasu ma często niewiele wspólnego z naszymi wyobrażeniami o przepastnych krainach puszcz opisywanych w „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza czy w bajkach dla dzieci.

Hala zamiast świątyni

W lesie Leśnictwa Niesułów, należącym do Nadleśnictwa Gidle, słychać huk jak w wielkim zakładzie przemysłowym. To pracuje har- vester, zastępujący kilku drwali. Przypomina olbrzymi księżycowy pojazd z ogromną łapą, którą obejmuje pnie wybranych drzew, mające szerokość do 70 cm, i ścina je. Mariusz Jędrzejczyk kieruje nim od 12 lat. Dziś wycina około 90-letnie sosny, które już swoje przeżyły i lada moment mogą umrzeć. Sosny zajmują aż 85 proc. powierzchni liczącego 21 tys. hektarów Nadleśnictwa Gidle. Kilkaset metrów dalej tyle samo hałasu robi forwarder, również służący do zrywki drewna. Maszyna ładuje pocięte kawałki, nie dotykając podłoża, żeby nie uszkadzać poszycia. Pomierzone zawozi na wyznaczone miejsce, układając je w sterty nazywane mygłami. W partii stojącej przy drodze mygły nadleśniczy Jan Wiśniewski pokazuje „papierówkę”, czyli drewno o średnicy od 7 do 13 cm, przeznaczone do produkcji papieru, a nieco dalej drewno tartaczne o średnicy 14–24 cm.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.