Intelekt w służbie Chrystusa

Paweł Milcarek

publikacja 19.05.2016 06:00

Do swoich największych odkryć doszedł wbrew swoim profesorom. Étienne Gilson zupełnie zmienił myślenie naukowców o średniowiecznej filozofii.

Intelekt w służbie Chrystusa www.azquotes.com

Istnieją książki, które nawracają. Zwykle wyobrażamy sobie, że taką książką – nie mówimy tu o Piśmie Świętym – musi być od razu coś w rodzaju „Wyznań” świętego Augustyna czy „Księgi życia” świętej Teresy z Ávila, czyli osobiste, żarliwe zwierzenie z własnych dróg szukania Boga. Pewnie nie wydaje się nam, że taką rolę może odegrać studium z historii filozofii. Jednak z autobiograficznej opowieści Thomasa Mertona, amerykańskiego trapisty i znanego autora duchowego, wiemy, że w jego życiu tak się właśnie zdarzyło.

W lutym 1937 r. jako dwudziestodwulatek wsiadł do pociągu z książką, którą kupił dość przypadkowo. Ta lektura była zaskoczeniem i przełomem: zrozumiał, że o Bogu można mówić w kategoriach obiektywnej prawdy i że w kulturze tworzonej przez Kościół istnieje połączenie wiary i rozumu. Od tego momentu zaczął szukać kontaktu z Kościołem. W następnym roku był już katolikiem.

Książką, która odegrała tak wielką rolę w poszukiwaniach duchowych przyszłego autora dzieł mistycznych, była praca francuskiego filozofa i historyka filozofii Étienne'a Gilsona pt. „Duch filozofii średniowiecznej”. W rzeczywistości nie ma nic dziwnego w tym, że akurat ta książka i ten autor przemieniły Mertona. Gilson to jeden z największych katolickich myślicieli XX wieku.

Odkrycie średniowiecza

Urodził się w roku 1884 w Paryżu. Jego edukacja rozwijała się od dobrej katolickiej szkoły, dającej między innymi znajomość greki, łaciny i klasyków, do studium uniwersyteckiego, gdzie w duchu pozytywizmu kładziono ogromny nacisk na wymagania naukowości, poprawnej metody badawczej. Zgodnie z tymi wymaganiami Gilson miał się uczyć poprawności myślenia od Kartezjusza. Jednak młody uczony szybko odkrył, że nie da się zrozumieć autora „Rozprawy o metodzie” bez zapoznania się z wcześniejszymi od niego scholastykami. Dlatego zajął się średniowieczem, czyli epoką wówczas pogardzaną wśród wykładowców uniwersyteckich. Dość szybko zdał sobie sprawę, że ci lekceważeni średniowieczni teologowie są równocześnie filozofami z pewnością przynajmniej tak samo dobrymi jak polecani autorzy nowożytni.

Trzeba znać atmosferę intelektualno-duchową paryskiej Sorbony w początkach XX wieku – naznaczoną agnostycyzmem i scjentyzmem – żeby zrozumieć trudną dolę młodego wykładowcy, który odkrywał żywe źródło tam, gdzie wedle obowiązującej opinii miała być tylko pustynia. To bolesne zderzenie pasji badawczej uczonego z murem uprzedzeń kantowskich, oświeceniowych i pozytywistycznych zostało opisane przez Gilsona w niezwykle ciekawej quasi-autobiografii naukowej „Filozof i teologia” Z jej pomocą łatwiej zrozumieć, dlaczego Francuz Gilson większą część swego życia wykładał w Papieskim Instytucie Mediewistycznym w Toronto (Kanada), a nie na swojej macierzystej Sorbonie w Paryżu.

Wbrew swym uniwersyteckim mistrzom poprzez drobiazgowe i rzetelne studia nad autorami średniowiecznymi Gilson doszedł do swoich największych odkryć. Szybko zdał sobie sprawę z myślowego zróżnicowania „wieków średnich”, które w jego czasach były postrzegane (i odrzucane) jako okres panowania jednolitej „myśli chrześcijańskiej”, pozbawiony prawdziwej filozofii i dyskusji.

Pierwsze było odkrycie świętego Tomasza z Akwinu. Gilson stwierdził, że większość ówczesnych opinii o Akwinacie nie ma potwierdzenia w rzeczywistości. Nie jest więc na przykład prawdą, że główną zasługą Doktora Anielskiego było „ochrzczenie” Arystotelesa, gdyż w rzeczywistości stworzył on filozofię samodzielną, która z Arystotelesa korzysta, lecz nie jest tylko jego wersją chrześcijańską. W związku z tymi zainteresowaniami Akwinatą Gilson napisał jedną z najważniejszych prac: „Tomizm”. Podtytuł mówi o „wprowadzeniu do filozofii św. Tomasza z Akwinu”. Praca ta powstała w trakcie wykładu prowadzonego w roku akademickim 1913/14 na uniwersytecie w Lille.

Filozofowi chodziło o coś więcej niż udokumentowaną biografię św. Tomasza, katalog jego dzieł i streszczenie głównych myśli. Światło wykładu Gilsonowskiego sięga głębiej i pomaga uchwycić jakby zasadę życia myśli Tomaszowej, która jest zdolna poruszyć i nas samych do refleksji nad rzeczywistością. Gilson wprowadza nas w zasięg wielkiej sprawy, którą jest dostępne człowiekowi poprawne zrozumienie bytu, osoby, Boga, poznania, moralności, życia społecznego.

„Tomizm” jest pracą filozoficzną. Gilson był głęboko przekonany o tym, że nauka św. Tomasza jest „z istoty teologiczna”, a sam Doktor Anielski pragnął być przede wszystkim właśnie teologiem. Równocześnie jednak nasz autor podkreślał, że teologia Tomaszowa zawiera określoną filozofię, którą da się wyłożyć i wybronić w planie czysto rozumowym, także poza jej kontekstem teologicznym. Właśnie tego podjął się w „Tomizmie”. Zachowany porządek teologiczny wykładu (od Boga do stworzeń), zresztą przejęty z „Sumy teologicznej” św. Tomasza, nie powinien nas mylić. Autor przedstawia św. Tomasza – filozofa i jego filozoficzne rozumienie rzeczywistości.

Filozofia chrześcijańska

Odkrycie świętego Tomasza oraz dalsze lektury autorów średniowiecznych i patrystycznych (Bonawentury, Augustyna, Bernarda z Clairvaux) doprowadziły do drugiego ważnego odkrycia: filozofii chrześcijańskiej. Gilson dowodził, że bardzo różniący się między sobą mistrzowie średniowiecza są wspólnie jeszcze bardziej różni od każdego autora epoki starożytności pogańskiej. Wytrawny historyk filozofii odkrywał więc, że wraz z nadejściem chrześcijaństwa coś zmieniło się zasadniczo w filozofii. To delikatna kwestia: ta tworzona w świetle wiary „filozofia chrześcijańska” nie jest filozofią w mniejszym stopniu niż myśl Platona czy Arystotelesa. Chrześcijaństwo nie zastąpiło filozofii teologią. Filozofia pozostaje filozofią, dziełem ludzkiego umysłu, które musi argumentować bez odwoływania się do wiary. A jednak to właśnie wiara sprawia, że w tej filozofii umysł ludzki widzi dalej i pewniej.

To właśnie temu poświęcona jest książka „Duch filozofii średniowiecznej” (1932), która wstrząsnęła młodym Mertonem. Koncepcję Gilsona atakowali z jednej strony ci, którzy odmawiali chrześcijaństwu jakiegokolwiek zainteresowania spekulacją filozoficzną; z drugiej strony uderzali w nią ci, którzy twierdzili, że wpływ wiary pozbawia filozofię jej wolności.

Wiele lat później koncepcję filozofii chrześcijańskiej wspierał i objaśniał papież filozof Jan Paweł II w encyklice o relacjach wiary i rozumu „Fides et ratio”: „Określenie to jest samo w sobie uzasadnione (...), nie powinno ono sugerować, jakoby istniała jakaś oficjalna filozofia Kościoła, gdyż wiara jako taka nie jest filozofią. Ma ono raczej oznaczać chrześcijańską refleksję filozoficzną, spekulację filozoficzną powstałą w żywotnym związku z wiarą” (n. 76).

Wciąż nieznany

Étienne Gilson nie jest u nas autorem zupełnie nieznanym. Znamy go głównie ze względu na jego podręczniki do historii filozofii średniowiecznej bądź monografie dotyczące poszczególnych autorów. Zna się go również czasami – ale w wąskich kręgach specjalistów – jako autora subtelnych prac z dziedziny filozofii bytu. Polski czytelnik nie zna natomiast niemal w ogóle jego myśli na temat sztuki, edukacji czy cywilizacji chrześcijańskiej. Nie znamy także w Polsce esejów Gilsona, dotyczących spraw Kościoła z epoki Vaticanum II, ani jego frapującej korespondencji z dwoma wielkimi tego czasu: Jacques'em Maritainem i o. de Lubakiem SJ.

Zmarł w roku 1978, kilka tygodni po papieżu Pawle VI, który w specjalnym liście na 90. urodziny gratulował mu zasług dla Kościoła. Mądry, inteligentny, dowcipny, elegancki – odchodził z tego świata z niepokojem o to, czy następne pokolenia będą nadal widziały w rozumie „ulubiony twór Boży”, a w wierze katolickiej – jedyny ratunek dla ludzkości.