Pasą się pod wodą

Barbara Gruszka-Zych

Gość Niedzielny 37/2016 |

publikacja 08.09.2016 00:00

Rybacy z Krogulnej aż trzy lata muszą pracować, żebyśmy mieli karpia na wigilijnym stole. Właśnie tyle trwa jego ekologiczna hodowla.

Janusz Preuhs – dyrektor gospodarstwa rybackiego w Krogulnej. HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Janusz Preuhs – dyrektor gospodarstwa rybackiego w Krogulnej.

Gospodarstwo Rybackie w Krogulnej koło Pokoju na Opolszczyźnie, należące do Lasów Państwowych, co roku przed Wigilią sprzedaje około 400 ton karpia. Trudno sobie wyobrazić tyle złowionych ryb. Chyba tak obfite połowy mieli na Jeziorze Tyberiadzkim rybacy towarzyszący Jezusowi. W Krogulnej chwalą się, że ich karpie są bardzo zdrowe, bo hodowane naturalnie, na pszenicy, której rocznie zjadają 1300 ton. Nie tak jak karmione sztucznymi granulatami łososie norweskie, ostatnio masowo sprzedawane na naszym rynku.

Orzeł 
nad domem

Dyrektor Janusz Preuhs dogląda hodowli ryb, ale też rejestruje na zdjęciach otaczającą przyrodę, bo gospodarstwo rybackie leży na terenie Stobrawskiego Parku Kraj­obrazowego. Ponad 60 proc. jego obszaru znajduje się pod ochroną. Turyści przyjeżdżający nad rozreklamowaną zaporę w Turawie często nie wiedzą, że za miedzą mają takie cuda przyrody. – Zachód słońca nad stawem ma wartość bezcenną – mówi dyrektor. Ci, którzy kupują karpia na święta, dokładają pieniądze do utrzymania tych pięknych terenów. Na fotografiach, które robi o różnych porach roku, widać wielki majestat przyrody. Łabędzie, unoszące się nad wodą, przypominają tancerki Degasa. Czarne i białe czaple w dramatycznym geście załamują skrzydła nad światem jak artyści w starożytnym teatrze. Deszcz ptaków spada na ziemię, co przypomina lawinę kamieni w piórach. Ważki, potrafiące zatrzymać się w locie, to żywe wyroby jubilerskie.

Przyroda otaczająca miejsca pracy rybaków z Krogulnej wchodzi im do domów drzwiami i oknami. Dyrektor Preuhs, obserwując krążącego nad swoim domem orła bielika, boi się, że ten porwie mu psa. Nad sufitem swojego gabinetu od niedawna codziennie słyszy tupanie nieustępliwej kuny. Razem z kolegami na stawie koło biura obserwował walki dwóch rodzin łabędzi. Te ptaki mają ogromne poczucie własności i nie chciały oddać swojego terytorium. Jednak na co dzień 15 rybaków z 22-osobowej załogi gospodarstwa nie tylko podziwia okoliczną faunę i florę, ale zajmuje się także ciężką pracą przy hodowli ryb. Jesienią można u nich kupić też suma, amura i szczupaka, ale karp to podstawa. Dzisiejsi rybacy kontynuują dawną tradycję, bo jak widać na zachowanych mapach tego terenu z 1747 r., już wieki temu były tu stawy hodowlane. – Cystersi w średniowieczu zajmowali się hodowlą ryb na południu Polski – wyjaśnia dyrektor. A pierwsza wzmianka o Krogulnej znajduje się w dokumencie pochodzącym z 1309 r.

Nie jestem wędkarzem

Przyjeżdżamy na karmienie karpi, które zaczyna się o 7 rano. Z brzegu widać rybaków w aureolach rozsypywanego zboża. – Tygodniowo na ośmiu obiektach (każdy tzw. obiekt to kilka stawów – przyp. red.) zużywamy go 120 ton – mówi wicedyrektor Zbigniew Borek. Hodowla ryb odbywa się na 600 ha wody, czyli w 54 stawach. Wody, tak jak pola i łąki, muszą być stale poddawane zabiegom pielęgnacyjnym, dokonywanym przez człowieka. Ryby, w przeciwieństwie do krów czy owiec, „pasą się” pod wodą i widać je tylko od czasu do czasu, gdy wyskakują nad lustro. Stawy nie mogą zarosnąć, dlatego są koszone przez specjalne kosiarki usuwające tzw. miękką roślinność. – Staw przypomina liść – robi nam lekcję poglądową wicedyrektor Borek. – Jego żyłki to główny rów i jego odgałęzienia, w których gromadzą się karpie – dodaje.

Wicedyrektor jest stąd i pracuje w gospodarstwie 20 lat. Dyrektor Preuhs w 1979 r. przyjechał na Opolszczyznę z Kaszub: – Skończyłem Wydział Ochrony Wód i Rybactwa Śródlądowego Akademii Rolniczej w Olsztynie i nie interesowała mnie hodowla przemysłowa. Nie jestem wędkarzem, ale producentem ryb. A poza tym hodowla karpia w stawach przynosi pożytek człowiekowi i przyrodzie. Okazuje się, że stawy kształtują klimat okolicy. Stanowią też naturalny wodopój dla zwierzyny. Są miejscem odpoczynku dla podróżujących dzikich gęsi i innych ptaków. To dobre siedlisko strzałki wodnej, błotniarki, ale i przekopnicy, która jest żyjącym do dziś… dinozaurem. – To gatunek, który nie zmienił się od 220 milionów lat, żywa skamieniałość – opowiada dyrektor.

Kto rano wstaje

Praca przy hodowli ryb zmienia się w zależności od pór roku, które dyktują warunki pogodowe. Wiosną pracownicy gospodarstwa zalewają stawy 30 mln metrów sześciennych wody roztopowej ze zlewni rzeki Stobrawy, dopływu Odry. Takie przyjęcie przez zarządzane przez nich zbiorniki dużych ilości wody potrafi powstrzymać falę powodziową. Hodowla karpia zaczyna się w maju, kiedy temperatura wody osiąga 18 stopni. Na wydzielonych tarliskach odbywa się tarło. – Jedna tzw. ikrzyca może złożyć milion ziaren ikry – opowiada dyrektor. – Po trzech dniach z ikry wylęgają się karpie. W workach foliowych z tlenem można przenosić je do wybranych stawów – dodaje. Dyrektor uważa, że najciekawszy jest moment, kiedy latem następnego roku od tarła odławia się narybek, tzw. lipcówkę – 30-dniowe maleństwo karpia. Pokazuje zdjęcia miniaturowych rybek z błyszczącą łuską. Do końca roku rośnie z niego narybek ważący do 10 dag. W drugim roku rybki przybierają na wadze do 30 dag, a w trzecim do półtora kilograma. Jesienią odbywa się sortowanie ryb i przenoszenie ich do magazynów – wykoszonych wgłębień w ziemi porośniętych przyciętą trawą. – Mamy 17 magazynów, w jednym mieści się około 10 ton ryb – wicedyrektor Borek prowadzi nas nad puste teraz, zielone baseny wydrążone w ziemi. Karpie należy odłowić ze stawów przed zimą, zanim ich tafla zamarznie, bo potem trzeba by było ją rozkruszać. Zwykle dzieje się to w październiku, bo w listopadzie przychodzą niższe temperatury. Rybacy z Krogulnej najwięcej pracy mają zimą. W grudniu wszyscy pracownicy są zaangażowani w dowożenie ryb do marketów na Dolnym i Górnym Śląsku – od Wrocławia po Katowice. Większość z nich przedstawia się: rybak, kierowca. Wtedy wstają o czwartej rano, w myśl popularnego wśród nich powiedzenia: „Kto rano wstaje, ten ryby sprzedaje”.

Kormorany
i bobry

Rybacy skarżą się, że największym zagrożeniem dla ich hodowli są stada kormoranów. Jednego dnia każdy z ptaków potrafi zjeść pół kilo ryb i gdyby nie działania leśników, mogłyby zniszczyć całe zasoby stawów. – Do nas przylatują stada liczące do 300 sztuk nawet z Estonii czy Finlandii – dyrektor pokazuje metalowe obrączki upolowanych ptaków. Leśnicy mają pozwolenie na ich odstrzał i odstraszanie armatkami na propan-butan. Przeszkadzają im też w pracy bobry, które nieraz kierowały przepływ wody po swojemu. Te zwierzęta potrafią pogryźć zamontowane przez rybaków zastawki i zniszczyć drewniane zabezpieczenia. – Człowiek od bobra uczył się, jak budować dobre umocnienia, tyle że bóbr ma inne pomysły niż my – uśmiecha się dyrektor. O tym wszystkim opowiada odwiedzającym gospodarstwo uczniom, którzy przyjeżdżają tu nie tylko dowiedzieć się, jak hoduje się karpia, ale i posmakować go. Od końca września ryba jest dostępna na miejscu w sprzedaży. – Karp to magiczna ryba – mówi wicedyrektor Borek. – Z żadnej innej nie chowamy łusek do portfela, żeby pomnożyły się nasze pieniądze – dodaje. Daje wskazówki, jak obchodzić się z karpiem kupionym przed Wigilią w markecie. Lepiej trzymać go w siatce niż w reklamówce, bo wtedy łatwiej mu oddychać. A w domu, kiedy wpuścimy go do wanny, zamiast dla pokrzepienia karmić rybę cukrem, powinniśmy wymienić wodę na zimną.

Na razie karpie pływają pod wodą w głębokich na metr stawach. Ryby według przysłowia głosu nie mają, ale rybacy na kilka głosów opowiedzieli nam ich historię. •

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.