Wszystko w naszych piecach i sumieniach

Maciej Rajfur

publikacja 24.01.2017 04:00

Dotychczas kojarzony z Krakowem i Górnym Śląskiem, we Wrocławiu, niestety, również zadomowił się na stałe. Jak go zatem „wykurzyć”?

Największe wyzwanie  w walce ze smogiem nie jest wyzwaniem naukowym  czy technologicznym,  ale raczej problemem ludzkich serc. Maciej Rajfur Największe wyzwanie w walce ze smogiem nie jest wyzwaniem naukowym czy technologicznym, ale raczej problemem ludzkich serc.

W poniedziałek 9 stycznia stężenie szkodliwego pyłu PM10 wynosiło we Wrocławiu ponad 350 proc. normy, a pyłu PM2.5 aż 730 proc. normy. Według indeksu jakości powietrza (air quality index) stan ten oceniono jako „bardzo niezdrowy – ostrzeżenie zdrowotne, poziom alarmowy, bardzo prawdopodobny negatywny wpływ na całą populację”. W innych miastach sytuacja jest podobna, więc w całym kraju podniosło się larum. Jak grzyby po deszczu powstają niestety smogowe mity, które jeszcze podgrzewają atmosferę. A jak jest naprawdę? Źle, ale wszystko w naszych rękach.

Kiedy to się zaczęło?

„W związku z notowanym dziś rano pogorszeniem jakości powietrza we Wrocławiu (przekroczeniami norm dopuszczalnych ilości pyłów zawieszonych i benzo[a]pirenu), wynikającym m.in. z niskich temperatur i braku wiatru, apelujemy do wrocławian, by ograniczyli do niezbędnego minimum przebywanie na powietrzu” – informowała 9 stycznia o poranku Anna Bytońska z Urzędu Miasta Wrocławia. Wielu zapyta: tak nagle się pogorszyło? Skąd ta panika? Przecież ludzie palą w piecach czym popadnie i jeżdżą samochodami już od dawna.

– Jakość powietrza od kilkunastu lat się nie poprawiła, ale i znacząco nie pogorszyła. Wiedzieliśmy wcześniej np. o normach europejskich, jednak nie było wiadomo, jak wygląda skala zagrożenia życia i zdrowia. W tej chwili świat medyczny wie już o szeregu schorzeń spowodowanych smogiem. Przede wszystkim są to choroby układu krążenia, nowotwory, alergie itd. – mówi Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego. Podkreśla, że dużą rolę odgrywa tu dostęp do informacji, który znacząco upowszechnił się dzięki internetowi. – Kiedyś ludzie mieli wgląd w ten temat jedynie przez coroczne raporty. W tej chwili śledzimy prawie na żywo przez wirtualną sieć informacje o jakości powietrza z konkretnych miejsc, mamy specjalne aplikacje na smartfony – opisuje działacz społeczny.

Nie dokładaj do pieca

Niepokojącym sygnałem jest brak zrozumienia głównej przyczyny problemu: za zanieczyszczenie powietrza w mieście wrocławianie obarczają głównie samochody i spalanie śmieci w domowych piecach. Tylko 7 proc. mieszkańców uważa spalanie węgla w domowych piecach za główny czynnik zanieczyszczenia powietrza. A jak wynika z raportów naukowych m.in. Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska, to właśnie tzw. niska emisja, czyli spalanie w celach grzewczych paliwa niskiej jakości w nieodpowiednich urządzeniach, stała się główną przyczyną trucizn w powietrzu – odpowiada za 70 proc. pyłów zawieszonych PM10. Ponad 95 proc. zanieczyszczeń benzo[a]pirenem pochodzi z lokalnych pieców, w których spalany jest węgiel, ale nierzadko także śmieci – stare meble, plastiki, opony, olej przepracowany.

Oddolny projekt społeczny, jakim jest Dolnośląski Alarm Smogowy od lat bada, informuje i upowszechnia wiedzę o stanie powietrza w naszym województwie. – Z „Programu ochrony powietrza”, czyli dokumentu prawa lokalnego, wynika, że ok. 50 tys. wrocławskich mieszkań ma szkodliwe piece. A nie wliczamy w to przypadków, gdy ludzie mają kominki albo kupują w marketach piece przestarzałe, pozaklasowe, których sprzedaż jest w Polsce dozwolona. Sensowne działanie to wprowadzenie prawa, które określi jasne standardy pieców, lub rozwiązanie bardzo radykalne: likwidacja pieców na paliwo stałe w całym mieście. Trudne, ale nie niemożliwe – tłumaczy K. Smolnicki.

Oby do 2053 roku

– 20 lat temu nie było wokół nas takiej ilości śmieci, która z roku na rok ewidentnie rośnie. Dotyczy to szczególnie śmieci palnych, czyli np. tworzyw sztucznych. Te często lądują w piecach, a potem, przez dym, w naszych płucach. Polacy specjalnie sortują odpady na palne i niepalne – podkreśla Krzysztof Smolnicki. We Wrocławiu istnieje jednocześnie dość dobrze rozwinięta sieć ciepłownicza. Podłączonych do niej jest około 60 proc. mieszkańców. Miasto posiada również sieć gazową. Mamy zatem niezbędne alternatywne źródła energii cieplnej, które można zastosować w miejsce paliw stałych. Urząd Miasta Wrocławia zaprasza mieszkańców do składania wniosków o dofinansowanie wymiany pieców w ramach programu „Kawka”. Na 2017 rok zarezerwowano na ten cel 12 mln zł. Za tę kwotę można wymienić ok. 1200 pieców.

– To gra o nasze zdrowie i życie. 12 milionów to stanowczo za mało. Trzeba zwiększyć środki. W tym tempie cel z „Programu ochrony powietrza”, który mamy osiągnąć do 2023 r., zrealizujemy według naszych szacunków w… 2053 roku. Bez działania władz tego problemu się nie rozwiąże. Na razie pojawiła się wola polityczna, ale to za mało – ocenia K. Smolnicki.

A co z takimi propozycjami jak darmowa komunikacja? – Jak wynika z danych, na tego typu ataki smogowe, jakie przeżywamy, wpływ samochodów jest niewielki – zaledwie ok. 1 proc. A więc wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej ma się nijak do poprawy jakości powietrza – apeluje działacz Dolnośląskiego Alarmu Smogowego. To więc pozorne działanie, które samo w sobie nie jest szkodliwe, ale sprawia złudne wrażenie, że coś zmieniamy. Warto zerknąć na sytuację w innych krajach, np. w Czechach, Niemczech, Estonii czy na Litwie. Tam wprowadzono standardy na piece.

– Niewielu wie, że kotły przestarzałe technologicznie są też niskosprawne energetycznie. Dają nam po prostu mniej ciepła – stwierdza Smolnicki i swoją tezę popiera wyliczeniami o porównaniu opłacalności ogrzewania. Z jednej strony postawiono przypadek grzania przestarzałym piecem i palenia tanim paliwem węglowym. W drugim przypadku użyto nowoczesnego pieca z dobrym węglem. Tańsza okazuje się ta druga opcja.

Źródło smogu leży głębiej niż w piecu

Coraz częściej porusza się w temacie smogu aspekt ludzkiej biedy, która wymusza na człowieku ogrzewanie mieszkania czym popadnie. Priorytety finansowe mają wpływ na takie decyzję, bo ciepło w domu, szczególnie podczas takich mrozów, to paląca potrzeba. Ubodzy mieszkańcy wybierają więc tańsze rozwiązania. Kupują np. muł czy flot węglowy, palą meble, stare okiennice. Dochodzimy do dylematu, u którego podstawy leży dobro wspólne.

– W naszym przekonaniu państwo poprzez system prawny powinno tak sterować działaniami, żeby wprowadzać rozsądne rozwiązania poprzez system programów pomocowych – samorządowych i rządowych. Bezsprzecznie należy wspierać wymianę kotłów, w szczególności u osób biedniejszych. Tak dzieje się w innych krajach, np. w Czechach czy na Słowacji – proponuje K. Smolnicki. Jego zdaniem najważniejsze, żeby nie traktować sprawy fragmentarycznie. Wymienić źródło ciepła na bardziej ekologiczne – i załatwione? Nie tędy droga. – Wprowadzajmy rozwiązania bardziej kompleksowe, np. z termomodernizacją budynków – kwituje ekodziałacz.

Świadomość zaduszona pyłem?

W smogowym temacie zahaczamy także o problem religijny i moralny. – Ludziom brak świadomości, że – jak pisze papież Franciszek w encyklice Laudato si’ – wszystko jest ze sobą połączone. Wszystko i wszyscy. Każdy z nas jest częścią większej całości. Jedna, pozornie drobna decyzja i jeden niewiele znaczący czyn pociągają za sobą konkretne konsekwencje. Nie będzie żadnej przesady, jeśli powiemy, że odczujemy je na własnej skórze – analizuje ks. dr Rafał Kowalski, dyrektor Wydziału Komunikacji Społecznej Wrocławskiej Kurii Metropolitalnej.

Przywołując papieskie nauczanie, stwierdza, że nie wolno izolować poszczególnych problemów ekologicznych czy sprowadzać kultury ekologicznej jedynie do działań technicznych, podejmowanych w związku z konkretnymi problemami. – Zdaniem papieża „kultura ekologiczna powinna być innym spojrzeniem, myślą, polityką, programem edukacyjnym, stylem życia i duchowości”. Potrzeba zatem ogromnej pracy nad zmianą myślenia każdego – od najmłodszych do najstarszych. Za nią dopiero może iść zmiana postępowania – uczula ks. R. Kowalski.

Podkreśla, że w takiej optyce prosty akt rozpalenia w piecu staje się aktem moralnym, którego realizacja powinna zawsze wiązać się z działaniem dobrze uformowanego sumienia i odpowiedzialnością za świat wokół nas. – Można zatem powiedzieć, że największe wyzwanie w walce ze smogiem nie jest wyzwaniem naukowym czy technologicznym, ale raczej problemem ludzkich serc i umysłów. Jeśli człowiek szanuje i kocha Boga, będzie szanował i kochał Jego stworzenie. Innymi słowy – to, jak traktujemy Boży dar (a takim jest świat darmo nam dany), pokazuje, jak traktujemy Boga – puentuje rzecznik wrocławskiej kurii.