Myszką po mapie

Tomasz Rożek

publikacja 03.07.2008 12:15

Do niedawna zdjęcia satelitarne mogły być oglądane przez wąską grupę zaufanych ludzi, analityków wywiadu lub wojskowych. Dzisiaj obrazy z orbity swojego podwórka, ulubionego parku czy miejsca, w którym spędziło się wakacje, może oglądać każdy. I to za darmo! .:::::.

Myszką po mapie

Zaczęło się kilka lat temu. Najpierw za duże, a później coraz mniejsze pieniądze można było kupić satelitarne zdjęcie swojej okolicy. To był całkiem oryginalny (bo nowy) sposób na zilustrowanie firmowego kalendarza czy folderu miasta lub regionu. Coraz częściej mapy pojawiały się w Internecie. Małe, wyrywkowe i słabej jakości, ale i tak stanowiły nie lada zdobycz. W pierwszych latach XXI wieku amerykańska firma Keyhole (kupiona w 2004 roku przez internetowego giganta – firmę Google) postanowiła zebrać wszystkie dostępne zdjęcia satelitarne i stworzyć kompletny obraz całej Ziemi. To była rewolucja.

Mapa, przewodnik, informator...

Program Google Earth umożliwia spoglądanie na rzeczywisty obraz naszej planety w trzech wymiarach. Oprogramowanie umożliwia podziwianie zdjęć każdego skrawka Ziemi pod różnymi kątami, sprawdzanie dokładnych współrzędnych geograficznych (tym samym może współpracować z urządzeniami GPS), czy wręcz wyszukiwanie konkretnych adresów. Coraz więcej firm umieszcza na komputerowym globusie informacje o swoich hotelach, restauracjach, sklepach czy kinach. Choć najwięcej takich punktów wprowadzonych jest w USA, także w Polsce szybko rośnie ich liczba. Klikając na każdy z takich punktów, otrzymuje się adres jego strony internetowej, numer telefonu i np. zdjęcie fasady (jeżeli szukamy restauracji) czy zdjęcie wnętrza pokoju (gdy szukamy hotelu).

Ale to wciąż nie wszystkie możliwości. Z programami takimi jak Google Earth można zaplanować udane wakacje. Ciekawe miejsca polecają ludzie, którzy je zwiedzili. Każdy może zamieścić w serwisie zdjęcie i opatrzyć je komentarzem. Po kilku dniach zdjęcie będzie widoczne dla każdego, kto ma zainstalowany na swoim komputerze program. Dla tych, których nie przekonują obrazy z satelity, na fotografie jednym kliknięciem można nałożyć granice administracyjne miast, województw czy krajów, ulice (wraz z nazwą i numeracją domów) i nazwy miejscowości.

Cały świat w zasięgu ręki

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przyjeżdżamy do obcego miasta. Nie mamy książkowego przewodnika, nie mamy mapy. Mamy za to dostęp do Internetu w pokoju hotelowym. Dzięki programom takim jak Google Earth czy polski Zumi wszystko jest w zasięgu ręki. Mapy, przydatne informacje praktyczne, zdjęcia i filmiki najciekawszych obiektów turystycznych, a nawet krótka informacja encyklopedyczna o mieście czy całym regionie. Te informacje można oczywiście znaleźć w sieci i bez programów pokazujących zdjęcia satelitarne, ale wtedy są one rozrzucone i często trzeba ich szukać w różnych miejscach. Poza tym programy „lokalizujące” mają tę przewagę, że… łatwo można zapoznać się z najbliższą okolicą miejsca, w którym się jest.

Te właśnie funkcje lokalizacyjne są szczególnie dobrze rozwinięte w polskim Zumi. Ten program od Google Earth różni wiele, ale to, co najważniejsze – nie trzeba go instalować w komputerze – jest dostępny przez Internet. Niestety, obejmuje tylko obszar Polski, podczas gdy Google Earth całą kulę ziemską. Z drugiej strony dzięki Zumi możemy sprawdzić, gdzie w naszej okolicy znajdują się bankomaty konkretnego banku, hotele ulubionej sieci czy restauracje. Na mapie satelitarnej możemy nawet sprawdzić, gdzie jest najbliższy laryngolog dziecięcy czy hydraulik. No i najważniejsze – od razu dostajemy informację z jego numerem telefonu, a jednym kliknięciem możemy sprawdzić, jak do niego dojechać.

Wirtualna wycieczka

Ale Zumi to znacznie więcej niż połączenie mapy i książki telefonicznej. To także interaktywny przewodnik po największych atrakcjach turystycznych kraju. Tak zwane panoramiczne wycieczki w tej chwili można odbyć po kilkudziesięciu atrakcjach w 16 miastach Polski. Jak wygląda taka wirtualna wycieczka? Trudno to opisać, łatwiej samemu zobaczyć. Po otwarciu odpowiedniego okna, na ekranie komputera pojawia się zdjęcie zwiedzanego obiektu. Gdy poruszamy myszką na boki lub w górę i w dół, obraz płynnie się przesuwa. Dokładnie tak, jak gdybyśmy będąc na miejscu poruszali głową. W wielu przypadkach można wejść do środka zwiedzanego obiektu czy obejść go dookoła. Za każdym razem „kręcąc głową” możemy podziwiać okolice. Dzięki serwisowi Zumi można przespacerować się np. wokół kościoła garnizonowego św. Elżbiety we Wrocławiu. Można wejść do środka i przyjrzeć się ołtarzom bocznym, czy nawet tablicom pamiątkowym wmurowanym w ściany kościoła. Nie ruszając się sprzed komputera, można też „wejść” na wieżę i podziwiać panoramę Wrocławia.

W Zumi niektóre zdjęcia są nowsze niż w Google Earth. W tym drugim z kolei można każdemu kawałkowi Ziemi przyjrzeć się z dowolnej strony (na mapach Zumi obowiązuje zasada północ „u góry”, a południe „na dole”). W aplikacji Google’a w wielu miastach „wybudowano” przestrzenne budynki, a niektóre elementy krajobrazu (np. pasma górskie) można podziwiać w trzech wymiarach. Dobrym przykładem są tutaj Alpy i… Katowice. Choć daleko mu jeszcze do miast amerykańskich, w centrum aglomeracji Górnego Śląska jest wiele budynków przestrzennych. To jedno z najlepiej „zrobionych” miast w Polsce.

Komputer zabierze cię na Księżyc

Programy takie jak Google Earth czy Zumi, ale także wiele, wiele innych, mogą wciągnąć na wiele godzin. To niezwykle pasjonujące oglądać świat z lotu… satelity. Jakość pokazywanych zdjęć jest różna. Na niektórych można rozpoznać sylwetki poszczególnych osób (widzianych z góry), na innych ledwo widać pojedyncze budynki. W Polsce w dużo wyższej jakości sfotografowany jest Kraków niż np. Warszawa. Jako że mapy zwykle są złożeniem zdjęć robionych przez różne satelity w różnym czasie, zdarza się, że panorama jakiegoś obszaru zimą sąsiaduje z widokami gorącego lata.

Serwisy tego typu cieszą się taką popularnością, że od niedawna zaczynają powstawać podobne programy dotyczące innych globów. To wiąże się także z coraz większą ilością dostępnych zdjęć. Aplikacja NASA World Wind pokazuje, oprócz Ziemi, także Księżyc, Marsa i Wenus. Także tam można „wylądować” i dokładnie pooglądać panoramę okolicy. Internet ma nieograniczone możliwości zacierania granic. Tutaj nic nie jest takie jak w świecie realnym. Mapa nie może być po prostu mapą. Musi być też słownikiem, encyklopedią i albumem ze zdjęciami (a nawet filmami). Co jednak najważniejsze, często Internet zaciera granicę między rozrywką i edukacją. W NASA World Wind można zobaczyć dokładne zdjęcia miejsca, w którym na Księżycu lądowali ludzie albo poszukać na Marsie, gdzie za kilkanaście lat powinni wylądować. Oprócz samych obrazów aplikacja pokazuje symulacje zachodów Słońca na innych globach czy obraz nieba widziany z powierzchni innych planet. Czy to nie jest rozrywka? A jaka edukacja!



Gość Niedzielny 03/2008