publikacja 27.02.2007 18:26
Konflikt wokół budowy obwodnicy dla Augustowa dotyczy dwóch grup ekologów. Pierwsza troszczy się o narażonych na śmierć lub kalectwo mieszkańców miasta. Druga walczy o ochronę jarząbka i storczyka w dolinie rzeki Rospudy. .:::::.
O Augustowie mówi nie tylko stara piosenka „Siedem dziewcząt z Albatrosa”. Dziś mówią niemal wszyscy, niekoniecznie obdarzeni słuchem muzycznym. Przez kilka lat mówili głównie sami mieszkańcy. Domagali się rozwiązania problemu niekończącego się sznura TIR-ów, przejeżdżających codziennie przez centrum uroczego miasteczka. Tutaj przecina się węzeł komunikacyjny tranzytu do krajów bałtyckich, skandynawskich, Rosji, Białorusi, a ostatnio także Chin. Kilkanaście tysięcy pojazdów na dobę, kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych w ciągu ostatnich lat, gigantyczne korki – to efekt braku obwodnicy wokół miasta.
I jest szansa na rozwiązanie w końcu tego problemu: przyjęty został projekt budowy obwodnicy, jest inwestor i… wiele hałasu o nieznaną specjalnie do tej pory rzekę Rospudę. Teraz to o niej wszyscy mówią, Augustów trochę mniej się liczy. Przez Rospudę właśnie ma biec odcinek trasy Via Baltica. Ekolodzy protestują, bo naruszy to – jak twierdzą – stosunki wodne i zagrozi unikatowym gatunkom ptaków. Głośno mówią o tym Greenpeace i niejaka Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. Cóż, mieszkańcy Augustowa do istot chyba nie należą.
Dawno temu na Dzikim Wschodzie
Nie będziemy teraz szukać winnych, którzy wpuścili na wąską drogę Augustowa tak gigantyczny ruch samochodowy. W czasach PRL państwo zaniedbywało budowę dróg. Od kilkunastu lat niewiele zrobiono, żeby ten fatalny stan zmienić. Jakby tego było mało, za rządów SLD Ministerstwo Środowiska przyjęło program „Natura 2000”. To inicjatywa Wspólnoty Europejskiej, mająca chronić najważniejsze dla naturalnego środowiska obszary w Europie. Poszczególne państwa same zgłaszały do programu miejsca, które zobowiązywały się chronić. Inicjatywa jest słuszna, problem w tym, że polska strona wpisała do tej chronionej sieci także Dolinę Rospudy, mimo że planowano tam budowę drogi.
– W poprzedniej kadencji rząd nie przesłał Komisji Europejskiej własnych rekomendacji obszarów chronionych i uznane zostały wnioski organizacji pozarządowych – tłumaczy minister transportu, Jerzy Polaczek. I dzisiaj różne grupy ekologów chętnie powołują się na to, że jesteśmy zobowiązani prawem europejskim. Straszą karami, jakie mogą nas spotkać, jeśli obwodnica tam powstanie. Zapominają jednak, że w „Naturze 2000” jest pewna klauzula, która wcale nie zakazuje prowadzenia inwestycji na chronionym terenie. Jeśli są jakieś usprawiedliwione okoliczności społeczne lub techniczne, można – przy zachowaniu wszelkich rygorów ochronnych – zbudować niezbędną infrastrukturę. W tym wypadku taka okoliczność zachodzi.
O braku przeciwwskazań dla budowy obwodnicy w Dolinie Rospudy pisał m.in. dr Włodzimierz Kwiatkowski z Politechniki Białostockiej w raporcie dla białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
„Wpływ projektowanej obwodnicy i estakady – pisze – na stanowiska roślin i zbiorowiska roślinne w Dolinie Rospudy, wobec braku istotnych oddziaływań na środowisko wodne oraz chemizm wód, należy uznać za nieistotny z punktu widzenia ciągłości i trwałości populacji gatunków rzadkich i chronionych”. Nie oznacza to, oczywiście, że w czasie budowy nie będzie konkretnych zakłóceń na przykład dla migracji gatunków wędrownych, jak jarząbek czy głuszec. Dotknie to również duże drapieżniki oraz mniejsze gatunki ssaków czy płazów.
Kwiatkowski zapewnia jednak, że utrudnienia te w dużym stopniu znikną po skończeniu budowy. Jak to możliwe? Otóż obwodnica będzie estakadą (wiaduktem) ustawioną na 10 podporach, rozmieszczonych co 50 metrów. – Po to są te zabezpieczenia, żeby właśnie chronić Rospudę – mówi Tadeusz Topczewski, dyrektor białostockiej GDDKiA.
Pułapki ekologii
Bardzo łatwo szafować słowami o miłości do natury, ochronie środowiska i ginących gatunkach roślin czy zwierząt. W wielu krajach różne partie polityczne zbijają kapitał na wspieraniu tego typu organizacji. Sami ekolodzy, często działając w dobrej wierze, zatracają się trochę w swojej ideologii ochrony matki Ziemi przed „okrutnym człowiekiem”. Wiele podejmowanych przez nich inicjatyw rzeczywiście uwrażliwia na bezmyślność ludzi w obchodzeniu się z dobrem naturalnym. Łatwo jednak popadają w przesadę, kiedy Światowy Dzień Mokradeł robi się ważniejszy od Światowego Dnia Chorego.
Ruch tranzytowy w Augustowie spowodował przekroczenie o ponad 100 proc. poziomu spalin i pyłu. Problemem jest także stężenie tlenku azotu. Nie wspominam już o przekroczonych normach dopuszczalności hałasu. Do zbiorników wodnych, np. Kanału Augustowskiego, przedostaje się zanieczyszczona woda z opadów. Wszystko z powodu braku obwodnicy. Jest to poważne zagrożenie katastrofą ekologiczną. No to, Panie i Panowie Ekolodzy – do dzieła!
Gość Niedzielny 08/2007