publikacja 14.02.2007 15:47
Prestiżowe czasopismo naukowe „New Scientist” zapytało 50 naukowców różnych dziedzin o to, jak, ich zdaniem, będzie wyglądał świat za 50 lat .:::::.
Koniec roku zawsze skłania do podsumowań. Pismo „New Scientist” zdecydowało się na ryzykowny krok. W czasie gdy wszyscy podsumowują i opowiadają o tym, co już się wydarzyło, angielski tygodnik zapytał znanych badaczy o to, co wydarzy się w przyszłości. To zadanie trudniejsze. Ale kto miałby się lepiej nadawać do przewidywania przyszłości niż naukowcy właśnie? Ludzie, którzy w swojej pracy jedną nogą stoją w przyszłości.
Dlaczego za 50 lat? Po pierwsze dlatego, że samo czasopismo obchodzi właśnie 50. urodziny. Ale to niejedyny powód. Pięć dekad to okres długi, ale nie na tyle długi, by być abstrakcyjnym i nieprzewidywalnym. Gdyby badaczy zapytano o świat np. za 200 lat, ich spekulacje byłyby czystą fantazją.
Każdy z naukowców miał opowiedzieć o swojej działce badawczej. Stąd wynikiem tej swoistej sondy nie jest jeden raport, który opisuje świat przyszłości, ale zbiór luźnych wypowiedzi. Niektóre są bardzo szczegółowe, inne ogólnikowe. Kilka najciekawszych prezentujemy poniżej.
Życie i nadwaga
W następnym pięćdziesięcioleciu zrozumiemy, skąd pochodzi życie. Chodzi głównie o to, jak znalazło się ono na Ziemi. Paul Davis, szef Centrum Badań Kosmicznych na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie, stwierdził, że badania, które już teraz są prowadzone, odpowiedzą na pytanie, czy życie na Ziemi pochodzi z jednego „źródła”, czy też przywędrowało na naszą planetę (a właściwie spadło na nią w meteorycie albo komecie) w kilku turach. Badania, jakie dotychczas prowadzono, nie potrafią tego sporu rozstrzygnąć. Jednokomórkowe organizmy mogły powstać na Ziemi, ale mogły też na nią przywędrować z zewnątrz. Jeżeli tak było rzeczywiście, życie mogło zostać zasiane także na innych globach. Jeżeli okaże się, że życie na Ziemi pochodzi z kosmosu (w całości lub też częściowo), można być prawie pewnym, że kiedyś było ono obecne także na Marsie czy na księżycach Jowisza. Zdaniem Paula Davisa, już za niedługo badania mikrożycia na Ziemi nie tylko rozwiążą nasze wątpliwości dotyczące jego pochodzenia na Ziemi, ale także zaświadczą (lub nie) o jego obecności w kosmosie w ogóle.
Z zupełnie innej perspektywy na rozwój życia na Ziemi patrzy laureat Nagrody Nobla z medycyny Sydney Brenner. Twierdzi on, że w ciągu następnych kilkudziesięciu lat człowiek w końcu dokładnie pozna swoje ewolucyjne pochodzenie. Ale nie tylko to. Zostaną rozszyfrowane wszystkie mechanizmy biologiczne, które leżą u podstaw życia i funkcjonowania człowieka. Poza tym poznamy swoje miejsce jako gatunku zamieszkującego Ziemię. – Mam nadzieję, że będziemy lepiej korzystali z naszego intelektu w kontaktach z przyrodą – napisał dla „New Scientist” prof. Sydney Brenner – pod warunkiem, że przetrwamy następne dziesięciolecia – podkreśla. Zdaniem Sydneya Brennera, w przyszłości zniknie problem nadwagi. Przyroda będzie preferowała raczej ludzi drobnych, takich, „których ciała będą dostosowane do potrzeb mózgu”.
Od lat 60. XX w. prowadzone są badania w tzw. tokamakach – czyli reaktorach termojądrowych. Nie zagłębiając się w szczegóły, temperatura i ciśnienie panujące we wnętrzu tych urządzeń są tak potężne, że jądra atomowe same się ze sobą łączą. Dotychczasowe konstrukcje tokamaków nie nadają się jednak do produkcji prądu elektrycznego. W ciągu kilku następnych lat ma się to jednak zmienić. Na wiosnę 2007 roku na południu Francji, niedaleko Nicei, rozpocznie się budowa pierwszego reaktora termojądrowego, którego konstrukcja zbliżona będzie do komercyjnej elektrowni. ITER – bo tak nazywa się ten reaktor – ma sprawdzić, czy z fuzji da się na ziemi wyprodukować prąd. Wszystko wskazuje na to, że tak, a wtedy spełni się to, o czym mówił dla „New Scientist” Bill Joy, bo energia z fuzji nie zanieczyszcza środowiska, a składniki potrzebne do rozpętania fuzji są wszędzie. Są nimi izotopy wodoru, których jest dużo np. w wodzie morskiej.
Ludzkie organy w świni?
Za 50 lat zapotrzebowanie na lekarzy będzie znacznie mniejsze niż dzisiaj. A wszystko to dzięki lekom nowej generacji, które będą zmuszały organizm człowieka do samoleczenia – twierdzi profesor Ellen Heber-Katz z Wistar Institute w Filadelfii, USA. Uważa ona, że organizm człowieka jest w stanie naprawić uszkodzone serce czy kości kręgosłupa. Ale to, zdaniem amerykańskiej profesor, nie wszystko. – Utracone chociażby w wypadku samochodowym kończyny będą odrastać – uważa profesor Heber-Katz. – Już za kilka lat nauczymy się stymulować organizm, by tworzył palce – dodaje. – Za kilkadziesiąt lat będziemy w stanie wymienić wszystkie organy człowieka na nowe. I to tylko za pomocą organizmu pacjenta.
Innego zdania jest prof. genetyki Bruce Lahn z Uniwersytetu w Chicago w USA.
Uważa on, że przyszłość medycyny to transplantologia. Wyspecjalizowane firmy będą hodowały na zamówienie praktycznie wszystkie – z wyjątkiem samego mózgu – organy wewnętrzne człowieka, zgodne z jego profilem immunologicznym. Tym samym ryzyko odrzutów po przeszczepie będzie minimalna. Organy mają być hodowane w laboratoriach (np. skóra czy krew), albo w... zwierzętach (np. serce czy nerki). – Gdy pacjent będzie potrzebował nerki, lekarz prowadzący skontaktuje się z farmą, w której będzie kilka świń z gotowymi do przeszczepu nerkami – przewiduje prof. Lahn.
Profesor nie jest pewien, które organy będą hodowane w trzewiach jakich zwierząt – to będziemy musieli jeszcze sprawdzić – mówi. Przyszłość medycyny w oczach profesora Lahna jest być może zaskakująca, ale nie jest pozbawiona realnych podstaw. Świnie bardzo często wymienia się jako dawców organów dla ludzi. Hoduje się osobniki transgeniczne, czyli takie, których kod genetyczny jest bliższy kodowi człowieka. Tzw. przeszczepy ksenogeniczne (czyli międzygatunkowe) przeprowadzano już w przeszłości. W połowie XX w. przeszczepiano np. ciężko poparzonym pacjentom świńską skórę.
Gość Niedzielny 52/2006