Solar Impulse

Magdalena Znamirowska

publikacja 19.11.2009 08:57

Jest niewątpliwie samolotem. Ma nawet taką samą rozpiętość skrzydeł jak Airbus A340. Jednak na tym podobieństwa się kończą. Ponad trzy razy krótszy i sto razy lżejszy, Solar Impulse przez swoich twórców nazywany jest nie tylko paradoksem, ale i prowokacją.

Solar Impulse

A gdyby znali oni język polski, rzekliby bez wątpienia „tak, to właśnie to!”. Samolot. Taki, który lata naprawdę sam. No, z pilotem, ale za to bez paliwa – więc i bez spalin. O to właśnie w projekcie chodzi – maszyna, która sama wzbija się w powietrze by następnie lecieć dniem i nocą napędzana cały czas jedynie energią słoneczną.

HB-SIA

Po czterech latach badań, obliczeń i analiz projekt „Solar Impulse” wszedł w fazę bardziej konkretną. Skonstruowano bowiem pierwszy prototyp, który otrzymał nazwę HB-SIA. Kilka dni temu samolot wyprowadzono z hangaru, zmontowano w całości (wysokość hangaru nie pozwalała na dokonanie tego w środku) i powoli, jeden po drugim uruchamiano wszystkie cztery silniki elektryczne. Działają! To bardzo dobrze rokuje na przyszłość, ale jeśli chodzi o testy to dopiero początek. Trzeba zweryfikować zarówno hipotezy, na których oparto się przy tworzeniu planów, jak i technologie wybrane do konstrukcji maszyny. A pierwszy lot – jeśli testy przebiegną pomyślnie – przewiduje się już na 2010 rok. Pełen cykl dzień-noc-dzień, bez paliwa, za to z 12 tysiącami ogniw fotowoltaicznych pokrywających powierzchnię dwustu metrów kwadratowych. I czterema akumulatorami litowo-jonowymi, które muszą zgromadzić energię potrzebną na lot w nocy.

Patrząc na Solar Immpulse nie da się nie zauważyć jego skrzydeł. Tak naprawdę ten samolot to prawie wyłącznie skrzydła. Po pierwsze dla osiągnięcia jak najlepszej aerodynamiki, co pozwala na zminimalizowanie mocy silników. W tym momencie każdy z nich dysponuje mocą jedynie ośmiu koni mechanicznych – i, jak zapewniają konstruktorzy, to wystarczy. A po drugie niemal cała powierzchnia skrzydeł pokryta jest ogniwami fotowoltaicznymi – im więcej ogniw, tym więcej energii – tu rachunek jest prosty. Tym bardziej, że obecnie nie jest dostępna technologia, która pozwoliłaby znacznie zwiększyć ich sprawność. Osiągalne, niewielkie jej zwiększenie wiąże się z równoczesnym wzrostem wagi. A tego za wszelką cenę musimy unikać.

W osiemdziesiąt dni dookoła świata

Choć pierwszy przygotowywany lot będzie trwał 36 godzin, konstruktorzy już myślą o obleceniu świata. Bez międzylądowań. Co za wyczyn dla samolotu, moglibyśmy powiedzieć. A jednak. Samolot napędzany energią słoneczną zmaga się z podobnymi problemami jak samochody elektryczne. Podstawowym jest prędkość. Naddźwiękowa to ona zdecydowanie nie będzie. W tym momencie mówi się o 70 km/h, ale – jak zapewniają inżynierowie – maszyna z takimi skrzydłami wzniosłaby się w powietrze już przy 35 km/h. Mimo wszystko, jak łatwo obliczyć, w trzydzieści sześć godzin świata nie oblecimy. A Solar Impulse na razie nie jest gotowy do dłuższych lotów.

Drugim problemem, tym razem w zdecydowanie mniejszym stopniu dotyczącym pojazdów naziemnych, jest waga. Choć dzięki konstrukcji z włókna szklanego samolot waży jedynie 1600 kg (z czego aż 400 przypada na akumulatory), jest to górna granica, na jaką mogą sobie pozwolić konstruktorzy. Z tego powodu w kabinie samolotu miejsca wystarczy tylko dla jednego pilota. Znalezienie miejsca dla drugiego wymaga niemal dwukrotnego zwiększenia pojemności akumulatorów, czego dostępna dziś technologia nie jest w stanie uczynić. I nawet gdyby Solar Impulse w obecnym kształcie był zdolny do dłuższego przebywania w powietrzu niż przez kilkadziesiąt godzin, jeden pilot takiemu rejsowi nie podoła. Dopóki więc nie uda się rozwiązać tej kwestii, nie można myśleć poważnie o takiej wyprawie.

Ale, jak zauważają twórcy projektu, oblecenie świata bez międzylądowań tradycyjnym samolotem nastąpiło dopiero po sześćdziesięciu latach od takiej podróży z międzylądowaniami. Więc i na Solar Impulse – lub jego następców – przyjdzie czas.

Są też plany bardziej realne. Na 2011 rok twórcy zapowiadają trzydziestodniowy lot z przystankami na wszystkich kontynentach. Oczywiście, jak prawie wszystko co dotyczy Solar Impulse, w celu zwrócenia uwagi świata na problemy energetyczne. Samolot ma wyruszyć z Emiratów Arabskich (o ropę wszak chodzi), by następnie zawinąć do Chin, na Hawaje, na Florydę, do Hiszpanii i powrócić do miejsca startu.

Czy do tego czasu uda się znaleźć miejsce dla drugiego pilota? Raczej nie. Konstruktorzy do wspomnianego lotu zamierzają wykorzystać drugi samolot, który powstanie według planów HB-SIA, wolny już od niedoróbek prototypu. A co dalej? Choć na razie trudno myśleć o Solar Impulse w kategoriach samolotu pasażerskiego czy transportowego, wraz z rozwojem potrzebnych technologii będzie można zwiększać jego wagę. Inżynierowie szacują, że wzrost obciążenia pokładu do stu pasażerów będzie mógł nastąpić za około 40 lat. Jeśli wraz z nim nastąpi również wzrost prędkości, szykuje nam się niezła rewolucja.

TAGI: