Nie leci z nimi pilot

Jarosław Dudała

publikacja 15.02.2010 12:54

Polskie wojsko zdecydowało o zakupie szpiegowskich samolotów bezzałogowych. W sumie 8 maszyn. Kto wie, czy bezpilotowce nie okażą się przyszłością światowego lotnictwa wojskowego

Nie leci z nimi pilot Tak wygląda kupiony przez polskie wojsko Aerostar fot. defenseindustrydaily.com

Nasze Ministerstwo Obrony Narodowej miało do wyboru oferty trzech producentów, wszystkich z Izraela. Nic w tym dziwnego, bo choć bezzałogowce produkuje się w wielu krajach, to Izraelczycy – obok Amerykanów – uchodzą za liderów na tym rynku. Zwycięzcami trwającej półtorej godziny internetowej aukcji zostały samoloty Aerostar firmy Aeronautics Defense Systems. Zdecydowała najniższa cena – 109 mln zł za 8 samolotów.

Co one potrafią?
Jeden zestaw składa się z czterech samolotów i dwóch naziemnych stacji kontroli lotów. Pojedynczy samolot ma 4,5 m długości i 7,5 m rozpiętości skrzydeł. Jego maksymalna masa startowa to 210 kg. Potrafi utrzymywać się w powietrzu przez 12 godzin i z odległości 200 km od centrum dowodzenia i wysokości kilku kilometrów przekazywać na żywo obrazy, jakby transmisję telewizyjną, zarówno w dzień, jak i w nocy (w podczerwieni). Ich kamery są tak czułe, że bez trudu potrafią pokazać pojedynczego człowieka.

Aerostar nie ma natomiast możliwości wykrywania źródeł promieniowania, np. radarów przeciwnika czy min-pułapek. Możliwość taką oferował konkurencyjny system Hermes 450 firmy Elbit. Był on jednak znacznie droższy. Aerostary nie są pierwszymi bezzałogowcami w rękach polskich żołnierzy. Używają oni w Afganistanie dwóch Predatorów, wypożyczonych od Amerykanów. Nasze siły zbrojne posiadają też na własność 15 małych bezpilotowców Orbiter. Cztery z nich służą obecnie w Afganistanie. Tam też trafi jeden z dwóch dopiero co zakupionych zestawów Aerostarów (4 samoloty). Drugi służyć ma w kraju do szkolenia. Polski kontyngent wojskowy w Afganistanie będzie drugim, który używać będzie tego typu samolotów szpiegowskich. Już obecnie używają ich tam wojska holenderskie.

Przyszłość bez pilotów?
Samoloty bezzałogowe to jeden z najciekawszych kierunków rozwoju lotnictwa. I nie chodzi wyłącznie o samoloty szpiegowskie, rozpoznawcze. Na razie bezzałogowce uzbrojone stanowią margines światowej produkcji tego typu maszyn. Ale są tacy, którzy twierdzą, że najnowsza, piąta generacja samolotów bojowych (należą do niej: amerykańskie F-22 Raptor i F-35 Lightening II oraz testowany obecnie rosyjski T-50, znany też jako PAK FA), to już ostatnia generacja bojowych maszyn załogowych. Mogą je zastąpić samoloty zdalnie sterowane przez „pilotów”, siedzących gdzieś w podziemnych bunkrach i kształconych od wczesnego dzieciństwa na grach komputerowych.

To niepokoi, bo wraz ze spadkiem ryzyka wzrastać może łatwość w podejmowaniu agresywnych decyzji. Samoloty bezzałogowe mają istotne zalety. Po pierwsze, strata maszyny bezzałogowej nie oznacza śmierci człowieka. Po drugie, koszty produkcji i obsługi bezpilotowców są niższe niż samolotów załogowych. Po trzecie, ograniczona wytrzymałość organizmu pilota (np. na przeciążenia) oznacza też ograniczenie możliwości manewrowych samolotu, a to z kolei oznacza, że maszyny załogowe są teoretycznie łatwiejszym celem dla obrony przeciwlotniczej.

Samolot w plecaku
Nie powinno więc dziwić, że prognozy mówią o dynamicznym rozwoju bezzałogowców bojowych i wielo-zadaniowych. Tej zmianie ma towarzyszyć rozwój systemów sterowania za pomocą globalnej nawigacji satelitarnej, miniaturyzacja i zmniejszenie wykrywalności oraz zastosowanie nowych źródeł energii (np. energii słonecznej). W warszawskim Instytucie Lotnictwa trwają prace nad bezzałogowym samolotem Phoenix. Ma poruszać się w stratosferze, 15–20 km n.p.m., i być zasilany energią słoneczną. Naładowane w dzień ogniwa mają zapewniać możliwość kontynuowania lotu także w nocy.

Samolot ten mógłby służyć do celów cywilnych i wojskowych. – Phoenix ma być gotowy za 4 lata – mówi szef projektu inż. Krystian Woźniak. Samolot bezzałogowy powstał też w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych (jego robocza nazwa to HOB-bit) oraz we współpracy polskiej firmy WB Electronics i izraelskiej Top I Vision (SOFAR). Bezzałogowce konstruowane są także na Politechnice Poznańskiej. – Najbardziej zaawansowane są prace nad Burzykiem i Żurawiem – mówi dr inż. Mikołaj Sobczak. Burzyk po złożeniu mieściłby się w żołnierskim plecaku. Zwiadowca mógłby go samodzielnie poskładać, zmontować maszt komunikacyjny i wysłać samolocik na przeszpiegi.

Żuraw jest większy – ma 6 m długości i waży 30 kg. Maszyna mogłaby bardzo tanio wykonywać policyjne loty patrolowe. Koszt godziny lotu wyniósłby około 100 zł. Dla porównania: koszt godziny lotu samolotu Wilga to 400 zł, a godzina lotu policyjnego śmigłowca to wydatek aż 3 tys. zł. Ciekawa dla Polaków jest też historia brytyjskiego bezpilotowca HERTI. Jest to pierwszy bezzałogowiec, który otrzymał certyfikat tamtejszego urzędu lotnictwa cywilnego i pod koniec ubiegłego roku rozpoczął patrolowe loty nad Kanałem La Manche. HERTI to przerobiony polski motoszybowiec J-6 Fregata.