Nie bój się kurczaka

Przemysław Kucharczak

publikacja 30.10.2005 14:48

Ptasia grypa u wrót! – krzyczą telewizje i gazety. Ludzie z niepokojem zadzierają głowy na klucze przelatujących kaczek. Okazuje się jednak, że to są kaczki dziennikarskie. .:::::.

Nie bój się kurczaka

Informacje mediów o wielkim zagrożeniu dla ludzi są wyssane z palca – denerwuje się dr Tomasz Szkoda, kierownik pracowni wirusów zakażeń oddechowych w Państwowym Zakładzie Higieny. – Przecież epidemie grypy wśród ptaków już odnotowywano w Europie! – przypomina.

Ryzyko na fermach

W ostatnich czterdziestu latach epidemie grypy dziesiątkowały ptactwo na przykład w Niemczech, Holandii, Rosji i Finlandii. – Ptaki nie respektują granic. To oczywiste, że ptaki w Polsce chorowały i chorują na ptasią grypę – mówi dr Szkoda.

Wirus ptasiej grypy H5N1, który dotarł właśnie z Azji do Europy, podobnie jak tamte, też nie przenosi się z człowieka na człowieka. Ludzie mogą zarazić się tylko przez kontakt z ptakami lub ich odchodami, które zawierają wirusa. – Zachorowania ludzi na ptasią grypę też co pewien czas zdarzają się w Europie. I to od lat. Narażeni na nie są głównie pracownicy wielkich ptasich ferm – ostrzega Tomasz Szkoda. – Kiedy na grypę zachorują tysiące kur na fermie, to stężenie wirusa w powietrzu w hali rzeczywiście staje się bardzo wysokie. I jeśli będzie pan wtedy na tej fermie przebywał, to może się pan zarazić. Ale kiedy będzie pan tylko spacerował po parku, to ryzyko jest co najmniej 10 milionów razy mniejsze... – ocenia.

Jem kurczaki

Dla mieszkańców Europy, poza pracownikami ferm drobiu, ryzyka właściwie więc nie ma. A mimo to wiele mediów od tygodni lamentuje, że ludzkości grozi pandemia. Czyli epidemia obejmująca cały świat.
Pandemię tę miałaby wywołać właśnie ptasia grypa. Specjaliści zżymają się na te informacje. – To jest tylko pandemia medialna. Wywołali ją dziennikarze. A zarobiły firmy farmaceutyczne, podnosząc ceny pięć razy – mówi dr Szkoda.

Doktor ma rację. Jednak telewizja pokazywała lekarzy, którzy z całkiem poważnymi minami polecali widzom: „Należy zaszczepić się na zwykłą grypę. Co prawda nie uchroni to przed grypą ptasią w stu procentach, jednak wzmocni państwa odporność!”.

I rzeczywiście, z aptek natychmiast zniknęły szczepionki. Tymczasem, jak wiadomo, szczepionka nie zawsze chroni nawet przed zwykłą grypą... Jak więc ma powstrzymać zupełnie inny, ptasi szczep grypy?
– Nie uważa pan, że lekarze wypowiadający w mediach takie słowa oszukują ludzi? – pytamy. – Myślę, że wygłaszanie takich zdań nie było w porządku – mówi dr Szkoda. – Ale prawdą jest też, że jeśli nie mamy żadnych innych leków, możemy pracowników ptasich ferm zaszczepić przeciw zwykłej grypie. Chodzi o zwiększenie odporności – mówi.

– A może naszą odporność, bardziej od szczepionki, zwiększy choćby jedzenie jednego jabł-ka dziennie? – pytamy. – To prawda. Jabłka, albo jeszcze lepiej cebuli. I ograniczenie albo rezygnacja z palenia papierosów, które niszczą nabłonek w drogach oddechowych. Papierosy ułatwiają zakażenie, w tym potencjalne zakażenie wirusem ptasiej grypy. Istnieje też tak zwana odporność śródzakaźna. Jeśli zachorujemy na anginę, to raczej nie powinniśmy zarazić się od razu czymś innym – mówi doktor.
Mieszkańcom Dalekiego Wschodu łatwiej zarazić się ptasią grypą, bo jedną z potraw jest tam półsurowa kacza krew. W Europie takich nawyków żywieniowych nie ma. Pieczony czy gotowany drób można śmiało jeść, bo wirusy giną w wysokiej temperaturze. – Proszę nie poddawać się histerii. Ja kurczaki jem – mówi dr Szkoda.

Policja tropi drób domowy

W walkę z ptasią grypą zaangażowano w Polsce nawet policjantów. Komenda Główna nakazała im tropić kury chodzące po podwórkach, upominać gospodarzy i wypisywać im mandaty. Wszystko dlatego, żeby kury nie zaraziły się grypą od dzikiego ptactwa. Zamknięcie kur w kurniku niekoniecznie jednak uchroni je przed grypą. Sam gospodarz może im niechcący przynieść wirusa do kurnika. Jak? Na podeszwie własnego buta. U wejść na wielkie kurze fermy są specjalne maty, na których trzeba wydezynfekować obuwie. Gospodarz, który ma dziesięć kur i trzy gęsi, już takiej maty nie ma. Doktor Szkoda broni jednak zakazu wypuszczania drobiu na zewnątrz. – Dzikie ptaki lądują w gospodarstwach często właśnie po to, żeby pożywić się ziarnem. I zostawiają w obejściu odchody, będące źródłem zakażenia. Zamykanie ptactwa domowego ograniczy nam straty – mówi.

SARS jest groźniejsze

Ptasia panika bierze się też z obawy, że wirus zabijający ptaki może w końcu zmutować i zacząć przenosić się z człowieka na człowieka. A ludzkie organizmy będą miały trudności ze zwalczeniem nowego wirusa. Naukowcy podejrzewają, że grypa hiszpanka, na którą po I wojnie światowej zapadło 150 milionów ludzi, pochodziła od ptaków lub od świń. Wycieńczeni wojną i źle odżywieni Europejczycy padali wtedy jak muchy. 20–40 milionów ludzi zabiła grypa lub pogrypowe powikłania. Czy wirus ptasiej lub jakiejkolwiek innej grypy znów może się nauczyć masowo zabijać ludzi? Oczywiście, że to możliwe. Jednak nie wiadomo, czy stanie się to tej zimy, czy też może za dziesięć lat, albo za pół wieku. – Jeśli taki wirus zaatakuje, to być może umrze nas 80, a być może 5 procent. A może tylko wszyscy będziemy mieli wysoką gorączkę... Jednak to jest tylko gdybanie. To zależy od mnóstwa czynników, których nie da się przewidzieć. Na przykład od zjadliwości wirusa albo od naszej odporności – mówi dr Szkoda.

Na ptasią grypę zmarło dotąd w Azji niespełna 70 osób. A mieszkańców Azji są 3 miliardy. – Dlatego dziwię się, że histeria wybuchła akurat przy ptasiej grypie. Przecież są o wiele gorsze nowe choroby. SARS przyniosło 870 ofiar. A zakaźność była taka, że na Tajwanie trzeba było zamknąć szpital, bo personel zachorował – mówi dr Tomasz Szkoda. – Tymczasem w Polsce nasz Państwowy Zakład Higieny na badania SARS dostał zaledwie 8 tysięcy złotych. To na walkę z takimi zagrożeniami powinniśmy się w pierwszym rzędzie zacząć przygotowywać – dodaje.



Gość Niedzielny 44/2005