Połączeni Nicią Życia

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 26.02.2007 12:22

Decyzja zapadła w minutę. – Mężowi obumarł pień mózgu. Czy zgadza się pani, żebyśmy jego narządy dali komuś innemu? – zapytał zdenerwowany lekarz. – Ale on umiera! – chciała zaoponować Elżbieta Orczyk. – Będzie żyć. Da życie innym – odpowiedział i prawie się uśmiechnął. .:::::.

Połączeni Nicią Życia

Niech pan bierze, co potrzebne – zgodziła się. – To właśnie cud, który mi się zdarzył. Jego śmierć to jest życie – mówi po ponad roku. Potem dowiedziała się, że Janowi pobrano serce, wątrobę, trzustkę, dwie nerki, dwie rogówki. Te nerki filtrowały podawaną przez nią herbatę. To serce biło kiedyś mocniej na jej widok. Tę wątrobę czuł po długotrwałym używaniu antybiotyków. Dziś przedłużają życie sześciu ludziom. Elżbieta i jej córka Ewa uważają ich za swoją rodzinę. – Dawcę i biorcę łączy magiczna nić życia – twierdzą.

– Jako biorcy stale czujemy za sobą cień dawcy, który przypomina nam, co jest w życiu dobre, a co złe – mówi Marek Breguła po przeszczepie serca. (Przejechał z pielgrzymką rowerową z Zabrza do Częstochowy). Niestety, w 2006 roku spadła liczba dawców serca i płuc – alarmuje prof. Marian Zem- bala, wybitny transplantolog i kardiochirurg z zabrzańskiego Centrum Chorób Serca. Wykonano siedem przeszczepów płuc, a powinno ich być dziesięciokrotnie więcej. Na niezbędną liczbę 120–140 transplantacji serca we wszystkich ośrodkach kraju przeprowadzono ich niespełna 100. Za to dobrze wypadają przeszczepy wątroby i szpiku kostnego. – Z prasy zniknęły ogłoszenia: „Zbieram na przeszczep wątroby we Francji” – mówi profesor. – Te zabiegi z powodzeniem wykonuje się u nas.

Kościół nie zabrania

W Polsce obowiązuje zasada „zgody domniemanej”, tzn. jeśli za życia nie zarejestrujemy się w Banku Sprzeciwów, nie wyrażając zgody na pobranie narządów po ewentualnej śmierci pnia mózgu, nasze narządy mogą być wykorzystane do przeszczepu. W praktyce lekarze zawsze pytają rodzinę pacjenta o zgodę. Dlaczego więc spada liczba dawców? Niestety, wiedza naszego społeczeństwa na temat transplantacji i stosunku do niej Kościoła katolickiego jest bardzo powierzchowna. Według najnowszych badań CBOS, jedna piąta obywateli uważa, że przeszczepy są niezgodne z nauczaniem Kościoła. Aż 45 proc. nie wie, jakie w tej kwestii obowiązują przepisy. Dlatego ważne jest, żeby w normalnych, nie tylko ekstremalnych, sytuacjach zagrożenia życia rozmawiać na temat konieczności ewentualnego ofiarowania swoich narządów innym. Więcej niż co drugi ankietowany mieszkaniec województwa śląskiego przyznał, że nigdy nie poruszał tego tematu w rodzinnym gronie. A trzeba to robić.

– Im mniej się wie, tym bardziej się lęka – uważa socjolog prof. Marek Szczepański, który w swojej Wyższej Szkole Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach prowadzi badania nad społecznym odbiorem transplantacji. – Ludzie pytani o autorytety, które mają przekonać o celowości transplantacji, wymieniają transplantologów, dawców, biorców, członków ich rodzin i księży.

Dar miłości

Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, że etyczne transplantacje to nowa kultura życia. – To przedłużenie ręki Boga Stwórcy, który chce pomóc człowiekowi – mówi ks. Krzysztof Tabath, kapelan w szpitalu w Katowicach Ochojcu. – Największy dar miłości, jaki możemy złożyć innym.

– Kochamy Jana Pawła II, a nie znamy jego wypowiedzi na temat transplantacji – zwraca uwagę prof. Szczepański. W Polsce już czterej biskupi podjęli „odgórną” inicjatywę uświadamiania wiernych. Są wśród nich abp lubelski Józef Życiński, abp częstochowski Stanisław Nowak, abp katowicki Damian Zimoń i ostatnio bp kielecki Tadeusz Ryczan, zachęcony przez lokalne stowarzyszenie osób po transplantacji. Ks. Piotr Sadkiewicz, proboszcz z Leśnej koło Żywca, został uhonorowany nagrodą im. Brajana Chlebowskiego, którą ustanowiło Stowarzyszenie Pomocy Ludziom z Uszkodzoną Wątrobą. Brajan to odważny sześciolatek, który w czasie pożaru swoim telefonem o pomoc uratował życie mieszkańcom łódzkiej kamienicy. Niestety, sam nie przeżył. Jego mama zgodziła się na pobranie narządów chłopca. Ks. Sadkiewicz oddał swój szpik do przeszczepu, namówił też kilku parafian na „podobny gest miłosierdzia wobec drugiego”.

Jak powiedzieć rodzinie?

– Trzeba szkolić lekarzy w psychologii i socjologii komunikacji – mówi prof. Szczepański. – Moment pobrania narządów jest bardzo trudny psychologicznie. Jak powiedzieć o śmierci rodzinie, nie używając medycznego sloganu, że ich bliski to tylko „sztucznie wentylowane ciało”? Jak przekonać, że pobranie jakiegoś organu ich ojca, matki czy dziecka przedłuży życie innym? Tu często decydują sekundy czy minuty. – Kiedy umiera ktoś z rodziny, trudno pozostałym zakomunikować: „Nie można go uratować, ale pobierzemy jego narządy”. Brak w tym współczucia – opowiada ks. Tabath. Sam rozmawiał z 20-letnimi dziećmi, którym umierała matka. – Płakałem, było mi trudno – przyznaje.

Największy ciężar spada wtedy na lekarzy. Kiedy stwierdzą u chorego objawy śmierci pnia mózgu, powinni zwołać komisję złożoną z trzech lekarzy specjalistów potwierdzającą tę diagnozę. A także sprawdzić, czy pacjent nie wniósł zastrzeżenia do Centralnego Rejestru Sprzeciwów i porozmawiać z jego rodziną. Niektórym lekarzom brak przygotowania i gotowości do podjęcia tego trudu. Województwo kieleckie to biała plama na mapie polskiej transplantologii. – W szpitalu wojewódzkim pracuje 11 anestezjologów, ale nikt nie podejmuje tematu – mówi członek stowarzyszenia po transplantacji z tego regionu.
Kartki na ołtarzu

– Kiedy rozpoczynaliśmy transplantacje, prof. Kokot powiedział, że musimy iść z tą misją do różnych środowisk, nie tylko lekarskich, ale przede wszystkim do młodzieży – wspomina prof. Zembala.
Ks. Tabath pamięta swoje rekolekcje dla młodzieży. Na zakończenie na ołtarzu zostawił kartki z „deklaracją woli” oddania narządów do przeszczepu. Aż trzy czwarte młodych zostało, żeby je zabrać. – Ta deklaracja zmienia świadomość – uważa.

W Wyższej Szkole Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach edukacja transplantacyjna to normalka. Odbyły się tam już trzy duże sesje na ten temat. Tutejsi wykładowcy wygłaszają referaty nie tylko w macierzystej szkole, ale na innych uczelniach. Podobną akcję szkoleń dla młodzieży, katechetów i lekarzy zamierzają rozpocząć członkowie stowarzyszeń osób po transplantacji w Kieleckiem.

Macierzyństwo po przeszczepie

– Jeden z czekających na przeszczep płuc bardzo chciał jeszcze raz zatańczyć, uparliśmy się, że uda mu się to zrobić – opowiada prof. Zembala. Przed transplantacją był na tlenoterapii. – Wyobraź sobie, że cały czas oddychasz przez rurkę – starał się opisać swój stan. Każdy z pacjentów czekających na przeszczep uczy nas czegoś – opowiada profesor. – 27-letnia dziewczyna zaimponowała nam wielką siłą ducha, skończyła przez Internet studia. – Przenieśliśmy pacjenta po przeszczepie z sali szpitalnej na salony – chwali się Robert Kęder, 6 lat po przeszczepie wątroby, producent telewizyjny. – Im dłużej będziemy żyć i mówić, że to możliwe dzięki transplantacji, tym większe będzie dla niej zrozumienie. Sam przyznaje, że nieraz był traktowany jak dziw natury. Dwa razy przedłużano mu prawo jazdy tylko na dwa lata. Jednej z młodych kobiet ze Stowarzyszenia Transplantacji Serca nie wróżono, że donosi ciążę. A ona urodziła i cieszy się maleństwem. – Macierzyństwo i ojcostwo to największe osiągnięcie transplantacji – mówi Kęder, szczęśliwy ojciec 8-miesięcznej córeczki.

Ks. Tabath pamięta chorego, czekającego na serce, który codziennie modlił się za przyszłego dawcę.
– Wielu z nas jest po sakramencie chorych, udało nam się umknąć przed śmiercią – mówią pacjenci z Polskiej Federacji Pacjentów „Dialtransplant”. – Ale nie cieszymy się wyłącznie odzyskanym życiem. Zawsze jest z nami refleksja o tych, co odeszli i podarowali nam siebie. Jeśli dostaje się dar od kogoś, to zawsze ma się chęć na wzajemność.

Możesz ocalić komuś życie
Zgodnie z nauką Kościoła, decyzja o podarowaniu narządów po śmierci powinna być uprzednia, wolna i świadoma, podjęta w imię miłości bliźniego bez żadnego wynagrodzenia. Jeśli się na taki krok zdecydujemy, zróbmy go, kiedy jesteśmy zdrowi, w pełni sił. Wystarczy tylko czytelnie wypełnić i zawsze nosić przy sobie dołączoną do „Gościa Niedzielnego” deklarację zgody na pobranie po śmierci narządów dla ratowania życia innych ludzi. Dobrze też jest poinformować o tym rodzinę.




Gość Niedzielny 06/2007