Prawda o prawdzie

Jarek Dąbrowski

publikacja 29.11.2006 23:15

Głównym celem tego artykułu jest wyjaśnienie, dlaczego nie można wypisać sobie na sztandarach "odrzucam wiarę i dążę do wiedzy". I dlaczego można wypisać sobie: "moja wiedza opiera się na wierze w sensowność tego, do czego dążę". .:::::.

1. Wstęp: w poszukiwaniu prawdy
2. Teoria: prawda absolutna
3. Teoria: prawda pragmatyczna
4. Praktyka: jak to robi scjentysta
5. Praktyka: jak to robi wuj
6. Zakończenie: podsumowanie i wnioski



1. Wstęp: w poszukiwaniu prawdy

Szukam prawdy tak, jak każdy jej szuka. Szukam prawdy nie tylko dla satysfakcji z jej posiadania. Szukam prawdy, bo gdy podejmuję decyzję, to chciałbym podejmować ją na podstawie prawdziwych, obiektywnych informacji. Kupując puszkę kieruję się napisem na ektykietce i chciałbym znaleźć w środku rzeczywiście słone orzeszki a nie koncentrat pomidorowy. Głosując na partię dążącą do obniżenia podatków nie daję jej mandatu do podwyższenia podatków. Zrywając kwiat nie zamierzam krzywdzić rośliny. Ustępując miejsca w tramwaju pomagam komuś takiemu, jak ja, ale bardziej zmęczonemu. Wstając z łóżka wybieram sie na śniadanie, a nie w kolejne marzenie senne.

Abym mógł powiedzieć, że skorzystałem z prawdziwej informacji, muszę mieć możliwość jej sprawdzenia. W wielu przypadkach mam taką możliwość. Jeśli zawartość puszki ma niewłaściwą konsystencję i smak, to etykietka kłamała. Prawdomówność programu wyborczego też mogę sprawdzić, choć zwykle poniewczasie. W zasadzie mogę nawet zrezygnować ze sprawdzenia (na przykład, orzeszki mają być nie dla mnie, lecz na prezent); ważne jednak, że możliwość sprawdzenia istnieje przynajmniej potencjalnie. Ta możliwość jest niezbędna, żebym w ogóle mógł sensownie mówić o prawdziwości lub fałszywości jakiejś opinii lub jakiejś teorii.

W życiu wciąż pojawiają się sytuacje, w których trzeba podejmować decyzje tak, jakby się posiadało prawdziwą, obiektywną informację niezbędną do podjęcia tej decyzji, choć naprawdę takiej informacji wcale się nie posiada. I nie ma tu znaczenia, że praktycznie wszyscy - ja też - uważamy rośliny za nieświadome, ludzi za świadomych, a ten tekst za pisany i czytany na jawie. Ważne jest, że mamy do czynienia z twierdzeniami, których prawdziwości ustalić nie sposób. Słone orzeszki w puszce można pokazać palcem. Świadomości drugiego człowieka pokazać palcem się nie da. Dlatego z różnych sprzecznych ze sobą teorii o zawartości puszki przeżywa z czasem (tj. po otwarciu puszki) jedna. Podobnie z różnych sprzecznych ze sobą teorii naukowych przeżywa z czasem też tylko jedna. Zaś rożnych sprzecznych ze soba teorii o tym, czym jest świadomość, jest i pozostanie wiele, niezależnie od prób przedefiniowania problemu tak, aby automatycznie wyłączyć przeciwników z gry. Na tej samej zasadzie różnych sprzecznych ze sobą modeli filozoficznych czy religijnych świata jest i pozostanie wiele.

Kiedy się decyduje o czymś ważnym, to chciałoby się mimo wszystko znać prawdę. Człowiek często wyobraża więc sobie, że może uszczknąć wiedzy o tym, jakim jest świat naprawdę, niezależnie od jego wyobrażeń. Dowiedzieć się, jakim jest przedmiot jego obserwacji obiektywnie, a nie jedynie w opinii tych, co na temat świata się wypowiadają. Dowiedzieć się, jaki jest świat sam w sobie. Mówiąc krótko - dowiedzieć się, jaka jest Prawda Absolutna. Więcej - człowiek często wyobraża sobie, że wiele z najważniejszej wiedzy o tej Prawdzie już posiadł. Wyobraża sobie, że wie nie tylko, co kupuje i na jaki program głosuje, ale wie czy krzywdzi, czy pomaga, i czy śni, czy nie. W swojej wyobraźni wie, że to, co trzyma w ręku, to nie tylko dwa złote, realne bo wymienialne na puszkę o jadalnej zawartości, ale także i kawał metalu, realny, bo sobie „jest” niezależnie od tego, czy ktoś w ogóle go w ręku trzyma.

W następnym rozdziale ("Teoria: prawda absolutna" ) pokażemy, że takie wyobrażenia o wiedzy są utopijne z zupełnie naturalnego i fundamentalnego powodu. Nie, nie są one utopijne dlatego, ze Prawdy Absolutnej nie ma. Jeśli zresztą moje zdanie ma tu jakiekolwiek znaczenie, to myslę, że prawda absolutna istnieje. Jednak nie istnieje logicznie poprawna metoda ustalenia, czy i w jakim stopniu wyniki jakichkolwiek badań opisują absolutnie prawdziwą strukturę świata. Pokażemy właśnie ową fundamentalną niemożność ustalenia. Nie wyrazimy w ten sposób opinii opartej na światopoglądzie autora, lecz fakt wynikający z logiki, czyli z samych podstaw ludzkiego zdobywania tego, co nazywać się godzi wiedzą.

Jeśli więc szukać prawdy, to prawdy, którą da się znaleźć choćby teoretycznie. Prawdy tak określonej, aby się dała odróżnić od fałszu w tym sensie, w jakim da się odróżnić, czy etykietka lub program wyborczy mówą prawdę czy nie. Na takiej świadomie weryfikowalnej, pragmatycznej prawdzie (rozdział "Teoria: prawda pragmatyczna") należy opierać przynajmniej te ze swoich decyzji, które uważa się za istotne. Tylko wtedy światopogląd może wspierać w podejmowaniu decyzji, podając wytyczne oparte na prawdzie, którą chociaż teoretycznie można odróżnić od fałszu.

Żeby pokazać, że jest to program wykonalny, wystarczy naszkicować konstrukcję światopoglądu pozwalającego takie właśnie zorganizowanie sobie kryteriów wyboru. Analizując to zagadnienie w dwóch kolejnych rozdziałach ("Praktyka: jak to robi scjentysta " i "Praktyka: jak to robi wuj "), konstrukcję taką podamy. Pod koniec ("Zakończenie: podsumowanie i wnioski ") wyciągniemy również praktyczne wnioski z jej istnienia, jak i praktyczne wnioski z niemożności ustalenia Absolutnej Prawdy.

Na początek jednak zajmiemy się samym dowodem niedostępności Prawdy Absolutnej.

2. Teoria: prawda absolutna

Człowiek często myśli, że badając świat dowie się czegoś o tym, jaki jest świat sam w sobie. To znaczy, uzyska jakąś wiedzę o tym, jaki jest świat naprawdę. Wiedzę o tym, jak świat wygląda, gdy jego obrazu nie fałszują błędne interpretacje, wyobrażenia lub wręcz fantazje. Wiedzę o tym, z czego składa się świat, wiedzę obiektywną, o treści niezależnej od prywatnych opinii. Czyli mówiąc krótko - wiedzę o Prawdzie Absolutnej. Pokażemy teraz, że nie istnieje logicznie poprawna metoda ustalenia, czy i w jakim stopniu wyniki jakichkolwiek badań, naukowych lub pouanaukowych, opisują tę absolutnie prawdziwą strukturę świata. Pokażemy, że niemożliwe jest ustalenie, czy i w jakim stopniu badania nasze dają nam wgląd w prawdziwą strukturę świata, wgląd niezafałszowany przez naszą obserwację i przez nasze wyobrażenia.

Zauważmy na początek, że ocena prawdziwości hipotezy to wynik porównania stanu hipotetycznego ze stanem faktycznym. Ów stan faktyczny to stan, o którym możemy powiedzieć, że "jest taki, jaki ma być". Właśnie korzystając z dostępności stanu faktycznego („jest”) oceniamy, czy etykietka na puszce mówi prawdę o zawartości puszki („ma być”). Stanem hipotetycznym jest uzyskane na skutek przeczytania etykietki przypuszczenie o wyglądzie, konsystencji i smaku produktu („ma być”). Stanem faktycznym jest wygląd, konsystencja i smak produktu („jest”), które to doznania stają sie nam dostepne po otwarciu puszki. W taki sam sposób oceniamy, czy rządząca partia spelnia swoje obietnice dane wyborcom („ma być”). Stanem hipotetycznym są nasze oczekiwania co do wysokości podatków za rok („jest”). Stanem faktycznym jest suma, o którą po upływie roku upomni się fiskus i której stratę odczujemy na własnej skórze. Podobna zasada oceny prawdziwości hipotez obowiązuje w naukach przyrodniczych. Stanem hipotetycznym jest oczekiwany czas spadania kamienia z krzywej wieży w Pizie („ma być”). Stanem faktycznym jest wskazanie odczytane ze stopera („jest”). Innego kryterium prawdziwości w naukach przyrodniczych nie ma i być nie może. Prawdziwość to bowiem z definicji zgodność pomiędzy dwoma stanami: postulowanym hipotetycznym i wzrocowym faktycznym. Zawsze występuje jakieś przypuszczenie i zawsze występuje jakieś sprawdzenie tego przypuszczenia sprowadzalne do jakiegoś doznania.

W przypadku zakupów, głosowania czy badań naukowych mamy więc do dyspozycji ów wzorcowy, faktyczny stan. Możemy go zidentyfikować, wskazać palcem. Dzięki temu możemy ocenić nie tylko zero-jedynkową prawdziwość lub fałszywość hipotezy; więcej, możemy oszacować stopień zgodności (która nie musi być wcale idealna) i przez to porównywać, która z hipotez stanowi lepsze przybliżenie prawdy. Czyli możemy w ten sposób oszacować, jakie działanie jest najrozsądniejszym krokiem w kierunku poprawiania tej zgodności. Oszacowanie stopnia prawdziwości pozwala nam podążać w kierunku prawdy. I jest to możliwe wyłącznie dzięki temu, że od samego początku potrafimy wskazać na stan faktyczny (jest nim wynik doświadczenia) i na metodę porównania go ze stanem hipotetycznym. Niezależnie od tego, czy mowa jest o zawartości puszki, o wysokości podatku czy o prawie powszechnego ciążenia.

(Podkreślmy to może raz jeszcze innymi słowami, bo rzecz jest podstawowej wagi: wyjaśnienia przedstawiane przez nauki przyrodnicze to tylko i wyłącznie podawanie w usystematyzowanej i zwięzłej formie związków zachodzących pomiędzy doznaniami zmysłowymi. Prawidłowość tych wyjaśnień sprawdzana jest bowiem tylko i wyłącznie poprzez porównanie stanu hipotetycznego ze stanem faktycznym, sprowadzalnym do jakichś konkretnych doznań zmyslowych. Osiągnięcia nauki polegają właśnie na przedstawianiu związków łączących coraz to szerszą klasę obserwacji zmysłowych, co owocuje coraz większymi możliwościami przewidywania skutków naszego działania i w efekcie coraz większą kontrolą nad światem zmysłowym. To dzięki znajomości takich związków potrafimy tak zaplanować nasze działania, by ich skutkiem był samolot albo szczepionka przeciwko grypie. Nie potrzeba niczego więcej ponad znajomość tych związków, aby przedstawić plan działania, na końcu którego znajduje się urządzenie czy medykament.)

Zupełnie inaczej ma się jednak sprawa, gdy przymierzamy się do poznawania prawdy absolutnej. Czy drugi człowiek jest naprawdę świadomy swojego istnienia a roślina nie jest, i czy moje doznania to kolejne sny czy naprawde jawa? Ocena prawdziwości to wynik porównania stanu hipotetycznego ze stanem faktycznym, w tym przypadku stan faktyczny jest jednak nieznany, stanu faktycznego właśnie szukać mamy. I właśnie z tego powodu popadamy teraz w fundamentalną, praktyczną trudność, uniemozliwiają w efekcie ustalenie związku między naszymi przypuszczeniami a prawdą absolutną:

żeby ocenić prawdziwość, trzeba najpierw się zorientować, gdzie leży prawda. Ale...
żeby się zorientować, gdzie leży prawda, trzeba najpierw ocenić prawdziwość. Ale...
żeby ocenić prawdziwość, trzeba najpierw się zorientować, gdzie leży prawda. Ale...
żeby się zorientować, gdzie leży prawda, trzeba najpierw ocenić prawdziwość. Ale...
...


I tak dalej, i tak dalej. To typowe błędne koło. Nie ma punktu zaczepienia. Nie ma od czego zacząć.

Dlatego wiedza o prawdzie absolutnej to utopia. Jedyna osiągalna wiedza o absolutnej prawdzie to wiedza, że nic więcej z tej wiedzy się nie osiągnie. Wiedza wymaga bowiem, by jej prawdziwość można było sprawdzić. Sprawdzić zaś możemy jedynie to, że nie możemy dokonać logicznie poprawnego sprawdzenia twierdzeń o prawdzie absolutnej...


3. Teoria: prawda pragmatyczna

W poprzednim rozdziale udowodniliśmy w prosty sposób, korzystając jedynie z wymogu logicznej poprawności dowodzenia, że nie da się sprawdzić, czy dana opinia jest zgodna czy niezgodna z prawdą absolutną. W tej sytuacji kryterium zgodności z prawdą absolutną nie nadaje się ani na kryterium wyboru przy podejmowaniu decyzji, ani na metodę kontrolowania, czy poszukując prawdy poruszamy się przynajmniej we właściwym kierunku.

Wobec tego trzeba inaczej zdefiniować prawdę, której szukamy i na podstawie której mamy podejmować decyzje. Trzeba ją zdefiniować tak, aby dało się weryfikować prawdziwość twierdzeń. W ewentualną zbieżność tak zdefiniowanej prawdy do prawdy absolutnej da się potem tylko i wyłącznie wierzyć. Taka wiara jest naturalna, bo człowiekowi trudno byłoby działac, gdyby prawdę, której używa przy podejmowaniu decyzji, uważał za sprzeczną z prawdą absolutną. (Może natomiast działać, uważając tę prawdę za identyczną z prawdą absolutną, lub przynajmniej za stanowiącą na tyle kompletną reprezentację prawdy absolutnej, że traktując ją za przybliżenie prawdy absolutnej uzyskuje najlepsze dostępne mu wskazówki postępowania.)

Okazuje się, że można zdefiniować prawdę tak, zeby móc w nią uwierzyć (inaczej trudno by nazywac takie pojęcie "prawdą") i żeby móc z niej korzystać przy każdej podejmowanej decyzji. Trzeba jednak sformułować realistyczne kryterium pozwalające na weryfikację twierdzeń. Zauważmy, że przeanalizowane przez nas na początku tego rozdziału hipotezy były weryfikowalne dlatego, że znaliśmy stan faktyczny, a stan faktyczny znaliśmy po prostu dlatego, że hipotezy te były stawiane w konkretnym celu. Puszkę z etykietką "słone orzeszki" kupuję po to, aby zjeść słone orzeszki. Na Partię Niskich Podatków głosuję po to, by płacić możliwie niskie podatki. Prawo grawitacji badam po to, by móc jak najdokładniej przewidzieć czas spadania kamienia. Kryterium, którego szukamy, jest więc bardzo proste: stopień prawdziwości jest mierzony stopniem realizacji celu.Tak zdefiniowaną prawdę można nazwać prawdą pragmatyczną.

Konsekwencją powiązania oceny wartości logicznej (prawda, fałsz) z weryfikowalnością, a weryfikowalności z celowościa jest "wielość prawd". Na pierwszy rzut oka wniosek o istnieniu wielu prawd wydawać się może paradoksalny. W końcu jeśli coś jest prawdziwe, to jest prawdziwe i już. Intuicyjne przeczucie paradoksu świadczy o tym, że gdzieś tkwi błąd. Albo tkwi on w rozumowaniu prowadzącym do podejrzanego wniosku, albo tkwi on w intuicyjnej ocenie słuszności wniosku. Przyjrzyjmy się więc sprawie nieco dokładniej.

Rozumowanie prowadzące do powiązania prawdy z celowością zawiera dwa kluczowe elementy. Pierwszy to konieczność weryfikacji prawdziwości. Drugi to związek weryfikowalności z celowością.

Konieczność weryfikacji prawdziwości oznacza, że aby nazwać twierdzenie prawdziwym musimy umieć tę prawdziwość sprawdzić. Twierdzenia typu „boli mnie brzuch” mogą sprawiać wrażenie konrtprzykładu. Przecież po prostu boli mnie brzuch i nie muszę niczego sprawdzać - brzuch mnie boli i to jest fakt. Rzeczywiście, skoro doznaję bólu brzucha, to brzuch mnie boli i to jest fakt. Tylko, że „boli mnie brzuch” jest w takim wypadku nie hipotezą, której prawdziwość mamy sprawdzić, lecz owym „stanem faktycznym”, niezbędnym do weryfikacji prawdziwości twierdzeń. Na przykład, prawdziwość twierdzenia ”jeśli zjem listek tej rośliny, to nie będzie mnie bolał brzuch” da się sprawdzić właśnie dzięki możliwości uzyskania doznań „boli mnie brzuch” i „nie boli mnie brzuch”. „Boli mnie brzuch” nie jest więc prawdą pragmatyczną, lecz doznaniem, fenomenem służącym nam w tym przypadku do weryfikacji hipotezy. Doznania zaś po prostu są. Jeśli nie używa się ich do weryfikacji hipotez, to o ich prawdziwości lub nieprawdziwości nie ma sensu się wypowiadać. A jeśli używa się ich do weryfikacji hipotez, wtedy stają się one owym wzorcowym stanem faktycznym.

Rzecz jasna, bywają „złudne” doznania. Jednak złudność złudnych doznań polega na ich nieprawidłowej interpretacji. Nieprawidłowej, czyli niezgodnej z innymi doznaniami. Doznanie fatamorgany jest stanem faktycznym, bo faktem jest zarówno to, że oazę dostrzegłem, jak i to, też, że gdy zbliżyłem się do niej, to przestałem ją widzieć i nic nie znalazłem w miejscu, w któtym jej oczekiwałem. Prawdziwe wyjaśnienie tego zjawiska musi przewidzieć oba te fakty. Każdy z nich jest stanem faktycznym i wyjaśnienie musi wyprodukować swoje stany hipotetyczne zgodne z tymi stanami faktycznymi. Wyjaśnienie, w ktorym nie pojawia się fatamorgana jest tak samo fałszywe jak wyjaśnienie przewidujące, że w miejscu fatamorgany znajduje się rzeczywista oaza.

Twierdzenia typu „boli mnie brzuch” nie są więc kontrprzykładem na konieczność weryfikowania prawdziwości, lecz zwyczajnymi przykładami stanu faktycznego. Nie są one również przykładami prawdy absolutnej, lecz jedynie przykładami doznań.

Myślę, że nie trzeba więcej argumentować o konieczności weryfikacji prawdziwości. Przejdźmy więc do kwestii związku weryfikowalności z celowością. Przypadkiem budzącym wątpliwość może być weryfikacja twierdzeń matematycznych. Weryfikacja ta - czyli formalny dowód - polega na przeprowadzeniu rozumowania wykazującego, że twierdzenie stanowi logiczną konsekwencję założeń teorii, w ramach której zostało ono sformułowane i że nie powstaje w ten sposób logiczna sprzeczność. Teorie matematyczne wprowadzają różne pojęcia skonstruowane na bazie założeń danej teorii i na podstawie twierdzeń już w tej teorii wprowadzonych, a następnie omawiają związki pomiędzy tymi pojęciami, czyniąc to za pomocą twierdzeń. Sprawdzenie prawdziwości twierdzenia następuje poprzez formalny dowód.

Sprowadzenie dowodu matematycznego do sprawdzenia za pomocą kryterium celowości można uzyskać zauważywszy, że ogólnym celem budowania twierdzeń matematycznych jest uzyskanie logicznie spójnej konstrukcji. W szczególnych przypadkach można podać bardziej konkretny cel. Jest nim rozwiązanie jakiejś klasy problemów, czy to pojawiających się poza matematyką, czy też powstałych na skutek rozważań czysto matematycznych.

W pierwszym przypadku (t.j., gdy celem jest rozwiązanie problemów spoza matematyki) przykładem może być delta Diraca δ(x). Delta Diraca to obiekt traktowany przez fizyków jak funkcja mająca tę własność, że przecałkowanie iloczynu f(x)δ(x-y) po zmiennej x w obszarze zawierającym y daje w wyniku wartość f(y). Fizycy zwykle wyobrażają sobie deltę Diraca δ(x) jako pochodną funkcji skokowej (równoważność tej definicji i całkowej własności delty Diraca można łatwo sprawdzić, całkując przez części) albo jako funkcję przyjmującą nieskończoną wartość dla x=0 (skończona wysokość piku podzielona przez zerową szerkość piku daje nieskończoność) i równą zeru dla każdego innego x. Delta Diraca została wprowadzona w fizyce teoretycznej w taki intuicyjny lecz matematycznie nieprawidłowy sposób (nieprawidłowy choćby dlatego, że funkcja skokowa jest nieróżniczkowalna). Stało się to motywacją do matematematycznego uporządkowania zagadnienia. W efekcie powstała teoria dystrybucji. Delta Diraca okazała się być z formalnego punktu widzenia nie funkcją, ale dystrybucją. Takiej funkcji jak delta Diraca po prostu nie ma. Jednak podstawowe własności tej dystrybucji (wynik całkowania z funkcją f) pozostały takie, jakie były niezbędne fizykom. Zostało udowodnione, że są one prawdziwe, bo istnieje logicznie spójna, niesprzeczna teoria matematyczna, która jest zgodna z potrzebami fizyki teoretycznej i w której delta Diraca jest poprawnie zdefiniowanym obiektem o wymaganych własnościach.

W drugim przypadku (t.j., gdy celem jest rozwiązanie problemu czysto matematycznego) przykładem mogą być geometrie nieeuklidesowe, które powstały dla zbadania, jaki jest związek pomiędzy aksjomatami Euklidesa i co się stanie, jeśli te aksjomaty zmienić lub osłabić. Okazało się, że geometrie takie są prawdziwe, bowiem można sformułować je jako logicznie spójne, niesprzeczne teorie matematyczne. To, że hiperboliczna geometria Łobaczewskiego znalazła potem zastosowanie w fizyce, nie miało w tym akurat przypadku znaczenia; Łobaczewski zmarł pod koniec XIX wieku, czyli zanim pojawiły się prace Einsteina. (Ciekawe jednak, że włoski matematyk Saccheri, który jeszcze na przełomie XVII i XVIII wieku badał ten problem i de facto sformułował prawa geometrii hiperbolicznej, uznał swoje wyniki za dowód prawdziwości geometrii Euklidesa. Otóż wnioski wynikające z zaprzeczenia aksjomatu o prostych równoległych, choć logicznie spójne, były dla Saccheriego tak sprzeczne z codziennym doświadczeniem, że uznał je za dowód nieprawdziwości zaprzeczenia piątego aksjomatu Euklidesa, czyli za dowód niewprost prawdziwości piątego aksjomatu Euklidesa mówiącego, że przez dowolny punkt nie leżący na danej prostej można przeprowadzić tylko jedną prostą równoległą do danej.)

Zauważmy przy tym, że w momencie, w którym abstrakcyjna teoria matematyczna znajduje zastosowanie w innej dziedzinie nauk (np. w fizyce, biologii, psychologii), staje się ona prawdziwa również w innym sensie niż matematyczny, mianowicie w sensie bycia przydatną na drodze prowadzącej do jakiegoś celu tej innej dziedziny. Ta było właśnie z geometrią Łobaczewskiego. Z kolei twierdzenia teorii matematycznej, która jest doskonale prawdziwa w sensie matematycznym lecz nie sprawdza się gdy ją zastosować do innej dziedziny nauk (np. geometria euklidesowa w teorii względności), są z punktu widzenia tej innej dziedziny po prostu fałszywe. Jeśli zaś jakaś teoria w ogóle pojęciowo nie pasuje do działalności prowadzonych w ramach jakiejś pozamatematycznej dziedziny naukowej (na przykład, geometria Łobaczewskiego czy algebra kwaternionów nie wydają się być pojęciowo kompatybilne z problemami elektroniki), to jej prawdziwość jest z punktu widzenia tej dziedziny nieokreślona.

Wielość prawd pragmatycznych jest więc w gruncie rzeczy dość naturalnym i dobrze znanym zjawiskiem. Nie ma w niej nic dziwnego, bowiem prawda pragmatyczna to nie prawda absolutna i nie ma wobec tego żadnego powodu, dla którego miała by być tylko jedna.

Nie jest natomiast wcale w tym miejscu oczywiste, że jakakolwiek prawda pragmatyczna rzeczywiście nadaje się do podejmowania decyzji na łące (zrywać kwiat czy nie), w tramwaju (ustąpić miejsca, czy nie), po obudzeniu się (wstawać, czy nie), lub w ogóle w jakimkolwiek przypadku, w którym uprzednio człowiek odwoływał się, wprost lub niewprost, do swojej wyobrażonej wiedzy o prawdzie absolutnej. Jeśli się jednak zastanowić, to przecież każda decyzja podejmowana jest w jakimś celu, lub podejmowana jest bezmyślnie, odruchowo. A bezmyślne, odruchowe podejmowanie decyzji nie powinno być dla nas wzorem. Zrywam więc kwiat, aby dać go żonie i żeby tym sprawić jej przyjemność, nie krzywdząc przy tym nikogo. Cel wyznacza zaś prawdę pragmatyczną: widzę, czy odebrałem reakcję żony jako oznakę, że się ucieszyła, a brak reakcji rośliny jako oznakę, że roślina nie odczuła bólu. W gruncie rzeczy użycie prawdy pragmatycznej jako substytutu prawdy absolutnej przy podejmowaniu decyzji jest tym bardziej sensowne, im bardziej stabilny i szerzej określony jest cel definiujący tę prawdę. Najlepiej, gdy cel ten jest celem wyznaczającym caly systemu światopoglądowy danego człowieka. W następnych dwóch rozdziałach omówimy dwa przykłady światopoglądów, które starają się używać weryfikowalnej prawdy tam, gdzie przedtem trzeba było bezkrytyczne wspierać się wyobrażeniami o prawdzie absolutnej.

Rzecz jasna, jeśli jakaś konkretna implementacja takiej definicji prawdy w światopoglądzie prowadzi do jakiegoś konkretnego modelu ontologicznego rzeczywistości (rozumianej jako zgodny z Absolutną Prawdą obraz Świata Samego W Sobie), to należy również dążyć do podania mechanizmu poznawczego pozwalającego na uzyskanie zgodności z prawdą absolutną za pomocą metod poznawczych użytych do wypełnienia tego światopoglądu treścią. Na przykład, w materializmie mechanizm taki uzyskuje się utożsamiając pojęcia powstałe na podstawie doznań zmysłowych (kamień, ciepło, prawo powszechnego ciążenia) z obiektami istniejącymi w absolutnym sensie, z własnościami tych obiektów, i z relacjami pomiędzy tymi realnie istniejącymi obiektami.

To tyle teorii. Wiemy, że szukanie wiedzy o Absolutnej Prawdzie to szalone bieganie w błędnym kole. Wiemy, że prawdę należy zdefiniować pragmatycznie: ta teoria jest bliższa prawdy (pragmatycznej!), która skuteczniej realizuje cel postawiony przed tą teorią. Wiemy także, że mamy prawo wierzyć w zgodność naszej pragmatycznie zdefiniowanej prawdy z Prawdą Absolutną. I wiemy w końcu, że choć prawda absolutna jest zapewne jedna, to prawd pragmatycznych jest tyle, ile jest celów. Nic się na to nie poradzi, bo takie są prawa ludzkiego rozumu.

4. Praktyka: jak to robi scjentysta

Ustaliliśmy, że prawdę trzeba zdefiniować w sposób weryfikowalny. I że można tu po prostu wykorzystać doświadczenia nauk przyrodniczych. A nauki przyrodnicze mierzą stopień prawdziwości danej teorii stopniem realizacji celu postawionego przed tą teorią. Nawiasem mówiąc, dzięki takiemu właśnie podejściu do zagadnienia zdobyły one sobie autorytet. I dzięki takiemu podejściu są dzisiaj powszechnie postrzegane jako wiarygodne.

Można by pomyśleć, że człowiek powinien przejąć cele naukowe jako swoje własne, by w ten sposób nadać swoim poglądom na świat takiej mocy, takiej wiarygodności, takiego autorytetu, jakie są udziałem teorii naukowych. Decyzja taka, czyli przyjęcie światopoglądu zwanego scjentyzmem (nie mylić ze scjentologią), jest równoważna uznaniu opisu świata i ludzi dokonanego w ramach nauk przyrodniczych za opis przynajmniej potencjalnie zdolny do ogarnięcia wszystkiego tego, co w życiu człowieka jest dla człowieka istotne. Scjentyzm ocenia więc pozanaukowe wypowiedzi jako nienadające się do zastosowania nie tylko w nauce, ale także i w światopoglądzie scjentysty.

Jednak ocena pozanaukowych wypowiedzi jako nieprzydatnych w światopoglądzie nie może być dokonana w ramach nauki. Naukowe badania ograniczają się przecież z definicji do tego, co naukowe. Nie mogą porównywać tego, co naukowe z tym, co pozanaukowe. Na temat celów i twierdzeń pozanaukowych nauka nie może się wypowiadać, bo wykraczałaby poza obszar swojej ważności i automatycznie przestawałaby być naukowa. Jedyna naukowa ocena pozanaukowych wypowiedzi może brzmieć: „wypowiedzi pozanaukowe są nieprzydatne w nauce”. Aby na tej podstawie uznać pozanaukowe wypowiedzi za nieprzydatne w światopoglądzie, należy przedtem dodatkowo założyć, że to co nieprzydatne w nauce jest nieprzydatne w światopoglądzie. To, co mieliśmy udowodnić naukowo, okazało się być niezbędne jako założenie w dowodzie - dowód jest więc niewykonalny, bo musiałby odbywać się w błędnym kole. Z tego powodu ewentualna decyzja o przyjęciu celów naukowych jako własnych nie ma mocy decyzji naukowej. Innymi słowy, jest ona pozanaukowa.

Żaden światopogląd zbudowany na pozanaukowej decyzji nie ma, rzecz jasna, w żadnym wypadku ani mocy, ani wiarygodności, ani autorytetu nauk przyrodniczych. Również scjentyzm. Z tego powodu nazywanie go „naukowym” jest bezpodstawne. Scjentyzm to wiara, że badania naukowe i tylko badania naukowe prowadzą do zdobycia wiedzy dążącej do tej części Prawdy Absolutnej, jaka jest dostępna człowiekowi. (Scjentyści często unikają pojęcia „prawda absolutna”, uważając je za „metafizyczne, czyli pozbawione treści” i zastępują je po prostu pojęciem „prawdy naukowej”, rzecz jasna przedefiniowanej w niejawny zwykle sposób do postaci „dostępne nam przybliżenie Prawdy Absolutnej”.) Niestety, terminologia nazywająca scjentyzm światopoglądem naukowym jest często spotykana. Prowadzi ona do poważnych nieporozumień, błędnie sugerując większy stopień zgodności pomiędzy scjentyzmem a nauką niż pomiędzy nauką a innymi światopoglądami afirmującymi naukę jako najskuteczniejszą metodę badania pewnej klasy zjawisk, ale nie traktującymi tego co pozanaukowe jako nieprzydatne w światopoglądzie (czyli w życiu). Przykład takiego alternatywnego światopoglądu naszkicujemy w następnym rozdziale.

Na marginesie warto tu zauważyć, że skrajny scjentyzm, twierdzący że nie należy się opierać na tym, co pozanaukowe, bo pozanaukowe jest niegodne zaufania, to światopogląd, na którym według jego własnych kryteriów nie należy się opierać. Bowiem przecież scjentyzm, jak każdy inny światopogląd, sam jest pozanaukowy... Jeśli ktoś uważa za stosowne wierzyć w słuszność scjentycznego obrazu świata, to może w nią wierzyć, ale nie powinien przy tym podcinać gałęzi, na której siedzi.

Podstawowy problem ze scjentyzmem polega więc na tym, że opiera się on na niejawnie wytyczonym celu. Odnosi się wrażenie, że chodzi w nim o badanie tylko tego, co rzeczywiście badalne i w efekcie o koncentrację sił i środków na poznawaniu tego, co poznać się da. W rzeczywistości jednak scjentyzm nie ma żadnej możliwości ustalenia w akceptowalny przez siebie sposób, że posuwa się w kierunku realizacji tego celu. W gruncie rzeczy scjentyzm motywowany sukcesami, wiarygodnością i autorytetem nauk przyrodniczych jest poszukiwaniem dokładnie tego, czego poszukiwania starał się uniknąc: poszukiwaniem "metafizycznej, czyli pozbawionej treści" prawdy absolutnej.

5. Praktyka: jak to robi wuj

Wspomnieliśmy przed chwilą o istnieniu innych niż scjentyzm światopoglądów afirmujących naukę. Opiszemy teraz przykład takiego światopoglądu. Nazwiemy ten światopogląd światopoglądem wuja, czyli krótko - wuizmem.

Na początek zastanówmy się jednak, po co tak naprawdę komuś jakiś światopogląd.

Światopogląd to, jak sama nazwa wskazuje, zbiór poglądów na świat. Zbiór ten może zawierać poglądy na różne ważne i nieważne sprawy, począwszy od moralności w codziennym życiu a skończywszy na istnieniu wesołych zielonych smoków na małej deszczowej planecie w Mgławicy Andromedy. Wśród poglądów w tym zbiorze muszą znajdować się jednak przynajmniej te stanowiące podstawę decyzji, które dany człowiek podejmuje.

Żyć można na wiele różnych sposobów. Niekoniecznie trzeba zastanawiać się przy tym nad własnymi decyzjami, nad własnym postępowaniem. Można działać odruchowo i bezkrytycznie. Można programowo działać irracjonalnie, sprzeciwiając się wszelkiej logice i wszelkiemu doświadczeniu. Tu interesują nas jednak takie światopoglądy, które po pierwsze wypowiadają się tylko o tym, co jest przydatne w praktyce, a po drugie mają wspierać nas przy podejmowaniu decyzji poprzez podanie wytycznych opartych na prawdzie tak określonej, aby dała się odróżnić od fałszu przynajmniej teoretycznie - czyli na prawdzie pragmatycznej. Na przykład tak, jak da się odróżnić, czy etykietka na puszce lub program wyborczy partii politycznej mówą prawdę czy kłamią. Na takiej świadomie weryfikowalnej prawdzie zamierzamy opierać przynajmniej te swoje decyzje, które uważamy za istotne.

Wiemy już, że aby uzyskać taką weryfikowalność, musimy zdefiniować prawdę w pragmatyczny sposob: prawda jest mierzona stopniem realizacji celu. Wiemy, że nie możemy sobie wpisać w światopogląd celu „poznajemy prawdę absolutną”. Wiemy już bowiem, że nie da się ustalić stopnia osiągnięcia takiego celu. Gdybyśmy jako cel postawili sobie dązenie do poznania prawdy absolutnej, to nie mielibyśmy żadnego sposobu kontrolowania, czy rozwijając nasze poglądy poruszamy się we właściwym kierunku. Czyli w kierunku prowadzącym nas do wytyczonego celu. Wiemy w końcu, że scjentystyczne traktowanie prawdy naukowej jako przybliżenie zbieżne do prawdy absolutnej to wiara pozbawiona jakichkolwiek podstaw naukowych i że dlatego scjentyzmowi motywowanemu autorytetem nauki brak celu nadającego się jako kontrola kierunku poszukiwań, przez co scjentyzm taki staje się ślepą pogonią za prawdą absolutną. (Zauważmy, że jeśli celem światopoglądu jest np. rozwój nauki albo pomaganie ludziom przez poszukiwanie najbardziej skutecznych lekow, to motywacja nie bierze się wyłącznie z autorytetu nauki jako najskuteczniejszej metody opisu i kontrolowania świata wrażeń zmysłowych, lecz również polega na subiektywnej ocenie wartości. Przypomnijmy też, że scjentyzm polega nie tyle na dążeniu do rozwoju nauki, medycyny i technologii, lecz na traktowaniu takiej działalności jako wyczerpującej sens ludzkiego życia.)

Po tych uwagach wstępnych przyjrzyjmy się celowi wytyczonemu przez wuja:

Wuj potrzebuje takiego światopoglądu, by z jego pomocą żył w maksymalnej zgodzie ze sobą.


Innymi słowy, wuj buduje swój światopogląd (czyli wuizm) tak, by mógł jak najskuteczniej spełniać swoje pragnienia. Na pierwszy rzut oka, wuizm wygląda jak hedonizm lub irracjonalne chciejstwo, a na dodatek skrajny egoizm. Ale nie jest on ani jednym ani drugim ani trzecim. Widać to, gdy umieści się te pragnienia szerszym kontekście kryteriów wyboru w wuizmie

a. Wnioski muszą maksymalnie przydawać się wujowi w praktyce,
b. Wnioski mają być wewnętrznie spójne logicznie,
c. Wnioski mają być zgodne z innymi pragnieniami wuja.
d. Najważniejsze kryterium to (a), najmniej ważne - (c).


Warunki a-d to kryterium optymalności - bo tylko światopogląd w ramach którego są one jako tako spełnione wuj uważa za na tyle optymalny, aby sie nim zainteresować. A światopogląd, który lepiej spełnia te kryteria, uważa wuj za optymalniejszy od tego, który spełnia je gorzej.

Przede wszystkim, z kryterium (a) i z konstrukcji nauk przyrodniczych wynika, że wuj żadnym przypadku nie odrzuca wniosków naukowych. Po prostu nauki przyrodnicze są tak budowane, aby były najpraktyczniejszym sposobem opisywania i kontrolowania zjawisk obserwowalnych zmysłowo, a reakcja zmysłów wuja na wujowe działanie ma dość podstawowy wkład do wujowego poczucia skuteczności wujowego teoretyzowania i działania.

Punkt (c) odgrywa specyficzną rolę w całym systemie. Otóż punkt ten (wnioski mają być zgodne z innymi pragnieniami wuja) jest dookresleniem warunku (a), obniżającym rolę pragnień do miejsca, w którym są one niezbędnym uzupełnieniem danych potrzebnych do podjecia decyzji przez wuja. Obniżającym, bowiem punkt (d) mówi o nim: najważniejsze kryterium to (a), najmniej ważne - (c). Innymi słowy, jeśli wuj ma przed sobą kilka możliwości do wyboru, to najpierw odrzuca te, które są niezgodne z wynikami badań naukowych. Jeśli po tym zostaną jeszcze jakieś możliwości, to wuj odrzuca te, które są niespójne logicznie (niespójne logicznie w sferze pozanaukowej, bowiem zgodność z nauką pociąga za sobą, rzecz jasna, logiczną spójnośc w sferze naukowej). A jeśli nadal pozostanie kilka możliwości, które są akceptowalne zarówno z punktu widzenia logiki jak i wiedzy nauk przyrodniczych, wtedy wuj wybiera z nich tę możliwość, którą wybrać woli. Ta ostatnia decyzja jest dość naturalna i w zasadzie trudno postępować inaczej.

Wuizm nie jest też egoistyczny w negatywnym słowa tego znaczeniu (choć tego akurat nie widać z formalnie wypisanych założeń). Bowiem pełne zadowolenie człowiek może uzyskać jedynie wtedy, gdy czerpie je również z zadowolenia innych osób. Mówiąc zupełnie innym językiem: człowiek to zwierzę stadne.

W sumie, wuizm jest konsekwentnie racjonalistyczny i realistyczny, ponieważ powstaje przy pomocy metodologii naukowej (jego definicja prawdy opiera sie na pragmatyzmie) i domaga się pełnej zgodności z rozumem i z danymi zmysłowymi, afirmując nauki przyrodnicze. Jest to również światopogląd konsekwentnie agnostyczny, ponieważ buduje na konsekwentnie stosowanej wiedzy o niemożliwości odróżnienia prawdy absolutnej od tego, co za prawdę absolutną się w praktyce uznaje. Niekonsekwentnie agnostyczne światopoglądy ograniczają wnioski wypływające z tej wiedzy wyłącznie do odpowiedzi na pytanie o istnienie Boga, natomiast zapominają o analogicznych wnioskach dotyczących odpowiedzi na pytanie o istnienie w ogóle czegokolwiek konkretnego - na przykład istnienie „świata bez Boga”, istnienie materii lub wręcz istnienie innych ludzi. Jako konsekwentny agnostycyzm, wuizm nie jest w pod żadnym względem ani nihilistyczny, ani solipsystyczny, ani z konieczności scjentystyczny, ani z konieczności indyferentny religijnie. Chociaż do pomyślenia jest wuistyczna odmiana scjentyzmu, nihilizmu czy solipsyzmu, to ostatecznym efektem mojego wuizmu jest dla mnie wiara w Boga, będącego wszechmocną miłoscią; jestem katolikiem i okreslam się jako konsekwentny agnostyk-teista.

6. Zakończenie: podsumowanie i wnioski

Jak łatwo udowodniliśmy w rozdziale "Teoria: prawda absolutna ", z gruntu niemożliwe jest ustalenie w logicznie poprawny sposób, czy i w jakim stopniu ludzkie poznanie daje wgląd w prawdziwą strukturę świata, wgląd niezafałszowany przez naszą obserwację i przez nasze wyobrażenia. Niemożliwe jest wobec tego ustalenie, jaka metoda poznawcza dostarcza prawidłowej informacji o tej prawdziwej strukturze świata, czyli o prawdzie absolutnej. Z tego samego powodu nie da się kontrolować, czy postepując w dany sposób zbliżamy sie czy oddalamy od takiej prawdy. Zgodność jakiegoś twierdzenia z prawdą absolutną można ocenić jedynie na podstawie wiary, czyli przyjęcia bez dowodu; jest to więc ocena z gruntu subiektywna. Dochodzić w weryfikowalny sposób, czyli w sposób wymagany od wiedzy, można natomiast jedynie do prawdy pragmatycznej, prawdy mierzonej stopniem realizacji wyznaczonego celu i przez to zależnej od celu, jaki został wyznaczony.

Wiedza to zbiór prawdziwych (sic!) twierdzeń, i z tego powodu zależy ona od celu, w jakim została zebrana. Stopień osiągnięcia tego celu stanowi miarę poprawności użytej teorii. Staje się więc on również miarą poprawności aksjomatów leżących u podstaw teorii. (Przypomnijmy dla pełnej jasności, że przez cały czas mowa jest tu o pragmatycznej poprawności, o prawdziwości pragmatycznej.) „Wiedza o prawdzie” przedstawiona w tym artykule jest przykładem wiedzy uzyskanej na podstawie praw logiki formalnej (zabraniających dowodzenia w błędnym kole); celem jest tu logicznie poprawne opisanie podstaw ludzkiego poznania. Kto uważa logiczną spójność za niezbędny element światopoglądu godnego miana „wiarygodny” i chce móc nazwać tym mianem swój światopogląd, ten powinien więc pamiętać, że ta logika w odniesieniu do prawdy absolutnej mówi mu o wiedzy o prawdzie absolutnej: wiesz, że nic nie wiesz. Czyli „wiesz, że nie możesz osiągnąć nawet najmniejszej wiedzy o tym, jak wygląda prawda absolutna; w zgodność, niezgodność lub nieistotnośc zgodności lub niezgodności twoich poglądów z tym, co jest prawdziwe w absolutnym sensie, jesteś zmuszony wierzyć”. Taki fundamentalny agnostycyzm musi leżeć u podstaw każdego logicznie spójnego światopoglądu i każdego światopoglądu, który chce używać pojęcia „prawda” jako miary logicznej zgodności. Gdy tego agnostycznego fundamentu brak, to logiczna niespójnośc pojawia się już na samym początku.

Wspomnieliśmy też dla porządku o tym, jak się ma konsekwentny agnostycyzm do kwestii istnienia Boga. Przede wszystkim, konsekwentny agnostyk wie, że tak samo nie jest w stanie ocenić prawdziwości twierdzenia „Bóg istnieje”, jak nie jest w stanie ocenić prawdziwości twierdzenia „istnieje świat bez Boga”, „istnieje materia”, „istnieje duch”, lub „poza mną istnieją inne świadome siebie istoty”. Konkretny kształt przyjętej wiary zależy od kryteriów wyboru i od hierarchii ważności, jakie on uznaje.

Głównym celem tego artykułu było wyjaśnienie, dlaczego nie można wypisać sobie na sztandarach „odrzucam wiarę i dążę do wiedzy”. I dlaczego można wypisać sobie: „moja wiedza opiera sie na wierze w sensowność moich celów”. Myślę, że mogę zamknąć te rozważania prostym wnioskiem: tak wierzysz, jaki jesteś.


Jarek Dąbrowski (wuj zbój)
Markendorf, 1 listopada 2005 – 21 listopada 2006


Tekst pochodzi ze strony Anty(k)wariat, http://wujzboj.republika.pl

Dziękujemy za jego nadesłanie.