Świat, w którym żyjemy

Waldemar Szarski

publikacja 24.08.2007 10:53

Według tej interpretacji, dusza jest czterowymiarową częścią człowieka, częścią najważniejszą, ze swej fizycznej natury nieśmiertelną, decydującą o człowieczeństwie istoty ludzkiej. .:::::.

Świat, w którym żyjemy

1. Wstęp

Pisanie przez inżyniera artykułu na tematy filozoficzne niesie za sobą rozliczne niebezpieczeństwa. Podstawowym jest tak zwany brak warsztatu, brak nawyków, które dla każdego filozofa są bardziej niż naturalne. Brak także narzędzi stosowanych przez filozofów w ich rozumowaniach. To może spowodować problemy ze zrozumieniem tekstu.

Innym niebezpieczeństwem są różne znaczenia słów w zależności od dziedziny, w jakiej się je stosuje. Jeszcze innym – wnioskowanie, jakże inne w świecie techniki, a zupełnie od niego odmienne w filozofii. Tych niebezpieczeństw jest wiele, nie sposób je tu wyliczyć.

Autor niniejszego artykułu jest ich świadomy, podjął się jednak próby zinterpretowa-nia świata w bardzo szczególny sposób. Z jednej strony - jest to interpretacja fizyczna, jednak w prezentowanym ujęciu znika wiele problemów filozoficznych (np. kwestia determinizmu). Jest to interpretacja nie tyle wyjaśniająca niektóre fizyczne aspekty Boga, człowieka, duszy, co raczej pozwalająca sobie wyobrazić, jak te zagadnienia mogą wyglądać od strony fizycznej. Celem autora jest wykazanie, że nawet rzeczy bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe do wyobrażenia w naszym, „fizycznym” świecie - od strony fizycznej mogą mieć bardzo prostą, wręcz chwilami oczywistą interpretację.

2. Założenia do dalszych rozważań.

Opis świata sporządzony w XVII wieku przez Izaaka Newtona przez ponad dwieście
lat wystarczał fizykom, nauka ta rozwijała się bardzo burzliwie. Opierała się ona na opisie zjawisk fizycznych zachodzących w świecie trójwymiarowym, gdzie trzy wymiary tzw. kartezjańskie (długość, szerokość, wysokość) były podstawowymi atrybutami wszystkiego, co istniało. Czas był parametrem zjawisk fizycznych całkowicie niezależnym od wymiarów, był odniesieniem do wszystkiego, co się dzieje, ale sam ze swej natury był niezmienny i niezależny.

Pod koniec XIX wieku coś w tej fizyce zaczęło zgrzytać. Wyniki pewnych doświadczeń (na przykład doświadczenie Alberta Michelsona) przeczyły temu sposobowi patrzenia na czas. Już wcześniej w prasie naukowej pojawiały się artykuły, w których czas interpretowano jako czwarty wymiar, a przestrzeń czterowymiarową nazywano „czasoprzestrzenią”. Problemy te zostały scalone i jednolicie ujęte w teorii względności opublikowanej przez Alberta Einsteina. W ujęciu teorii względności czas jest czwartym wymiarem, jednak dla odróżnienia od wymiarów przestrzennych niektórzy nazywają czwarty wymiar – czasowym.

Załóżmy jednak, że czas jest po prostu czwartym wymiarem. Zdają się na to wskazywać rozważania wielu fizyków, m.in. Stephena Hawkinga. Wg tych rozważań, na początku mogło nie być Wielkiego Wybuchu; mógł istnieć stan, w którym wszystkie cztery wymiary były sobie równoważne. Dopiero później czas zaczął się wyodrębniać i nabrał innych cech, niż pozostałe 3 wymiary. Zostawmy te dywagacje na boku, przyjmijmy, że czas jest czwartym wymiarem czasoprzestrzeni, wymiarem w sensie fizycznym – równoważnym każdemu z pozostałych wymiarów. Oczywiście nie dla nas, którzy żyjemy w czasie na pewnym jego odcinku. Możemy wtedy poruszać się w trójwymiarowej przestrzeni, ale czas płynie niezależnie od naszej woli; na jego bieg nie mamy żadnego wpływu. Jest to pierwsze założenie do dalszych rozważań.

Skoro jednak czas jest czwartym wymiarem, to nie można wykluczyć, że istnieje ktoś, kto włada czterema wymiarami równie dobrze, jak my władamy trzema. Kto ma możliwość poruszania się, w dowolną stronę także w czasie, a nie tylko w obrębie trzech wymiarów kartezjańskich. Istnienie kogoś takiego jest drugim założeniem przyjętym do dalszych rozważań. W ich trakcie spróbujemy zastanowić się, jakie możliwości działania ma taka istota w naszym, trójwymiarowym świecie. Jak moglibyśmy jej możliwości nazwać. Ale pierwszym i podstawowym problemem jest, jak sobie działanie takiej istoty wyobrazić.

3. Świat czterowymiarowy.

Wyobrażenie sobie wprost świata czterowymiarowego i możliwości działania kogoś, dysponującego czterema wymiarami a nie trzema - w zasadzie przekracza możliwości umysłu człowieka. Trzy wymiary to atrybut wszystkiego, co postrzegamy w naszym życiu. Każdy przedmiot dostrzegany przez nas musi mieć atrybut trójwymiarowości. To, co na pewno istnieje, a nie jest przez nas postrzegane, nazywamy pojęciami abstrakcyjnymi (świadomość, myśl, miłość, dobro itp.). Czas jako czwarty wymiar możemy zaakceptować tylko dlatego, że „każe nam” to fizyka. Jest to jednak jeden wymiar ponad naturę tego, co postrzegamy. Jak to sobie wyobrazić?

Chyba tylko poprzez analogię. Poprzez wyobrażenie sobie świata o jeden wymiar uboższego od naszego. A wiec świata dwuwymiarowego. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak wyglądał by świat dwuwymiarowy, w którym istnieje tylko długość i szerokość. Każda płaszczyzna jest tworem dwuwymiarowym – a zatem nasz dwuwymiarowy świat nie jest przestrzenią, ale płaszczyzną. Dla lepszego wyobrażenia, ulokujmy go jakoś w otaczającej nas przestrzeni, niech to będzie na przykład płaszczyzna równoległa do którejś ze ścian pomieszczenia, w którym przebywamy. Wyobraźmy sobie dalej, że na tej płaszczyźnie żyją sobie istotki dwuwymiarowe. Nazwijmy je płaszczakami. Można je sobie na przykład wyobrazić, jako położony na omawianej płaszczyźnie przekrój przedmiotów, przez które ta płaszczyzna przechodzi.

Teraz uwaga: trzeci wymiar, prostopadły do tej płaszczyzny, w świecie płaszczaków ma to samo znaczenie, co dla nas ma – czas. Jest to jeden wymiar ponad dostrzegalną przez nich naturę ich świata. Powinniśmy w tym momencie nadać mu kierunek. Położenie płaszczyzny w jednym miejscu to pewna teraźniejszość w świecie płaszczaków i rozdziela ona np. położoną na lewo od niej – „przeszłość” od położonej na prawo – „przyszłości” ich świata. To w istotny sposób różni interpretacje autora tych rozważań od innych, podających jako przykład dwuwymiarowego świata – ekran w kinie. Według zastosowanej tu terminologii należałoby powiedzieć, ze to co oglądamy na ekranie ma aspekt trójwymiarowy z zastrzeżeniem, że do tworzących płaszczyznę dwóch wymiarów dodano czwarty –czas, z pominięciem wymiaru trzeciego.

Wróćmy teraz do naszej regularnej trójwymiarowej przestrzeni, w możemy się poruszać i w niej działać. Jak nasze możliwości działania, nasze fizyczne cechy zostałyby określone przez płaszczaki ?

Pierwsza konstatacja: przesuwając w „naszej” przestrzeni cokolwiek z jednego miejsca w inne tak, aby omawiana płaszczyzna przecinała przesuwaną rzecz, dokonujemy czegoś dla płaszczaków zupełnie niezrozumiałego. W ich świecie nagle „coś” zjawiło się „z niczego”, „coś” pojawiło się nagle i w sposób dla nich niemożliwy do wyjaśnienia. W zasadzie wystarczyłoby, abyśmy dowolny przedmiot materialny, przez który przechodzi „teraźniejszość” płaszczaków – obrócili o choćby niewielki kąt. Już będzie to wielka, nie wiadomo czym spowodowana zmiana w dwuwymiarowym świecie. Mamy możliwość bardzo różnego oddziaływania na ową „teraźniejszość” płaszczaków., na przykład - zapełnienia naszego pomieszczenia wielką ilością przedmiotów albo na odwrót – uczynienia go pustym. Płaszczak powiedziałby o nas, że jesteśmy wszechmocni.

Co dalej ? Dla tego, ściśle określonego położenia płaszczyzny – świata płaszczaków, w każdym momencie ich teraźniejszości, możemy być obecni w dowolnym punkcie ich świata - przesuwając się równolegle po omawianej płaszczyźnie. Możemy być obecni „tu”: i nawet w położonym w wielkiej odległości „tam” – w tym samym momencie „czasu” płaszczaków, na tej samej płaszczyźnie. Płaszczaki powiedziałyby o nas, że jesteśmy – wszechobecni.

Mamy także jeszcze jedną możliwość: poruszając się prostopadle do płaszczyzny – „teraźniejszości” płaszczaków, możemy poznać zarówno i „przeszłość” (na lewo od „teraźniejszości”), jak i również – uwaga – ich „przyszłość ! Jesteśmy dla nich wszechwiedzący, ściślej – znamy nie tylko ich przeszłość ale także – przyszłość.

Opuśćmy teraz świat dwuwymiarowy i powróćmy do naszego, trójwymiarowego, w którym czas jest czwartym wymiarem. Istota, która ma możliwość działania w czterech wymiarach tak, jak my władamy trzema jest dla nas – z samej swej fizycznej natury - Istotą wszechmocną, wszechwiedzącą i wszechobecną.

Można tak zinterpretować na gruncie fizyki te cechy Istoty Wyższej. Podkreślam słowo „zinterpretować”.

Ta interpretacja pociąga za sobą jednak nieco dalej idące wnioski. Można by powiedzieć, że odwiecznym problemem filozofów jest zagadnienie determinizmu. Nieco upraszczając, sprowadza się to do odpowiedzi na pytanie, czy człowiek ma wolną wolę i może kształtować swoją przyszłość, czy też – skoro Bóg wie, co będzie w przyszłości – człowiek wolnej woli nie ma i w związku z tym nie może odpowiadać za swoje czyny.

Ten problem bierze się to z uproszczonego postrzegania świata, sprowadzonego do trzech wymiarów, w którym Bóg ma prawo wiedzieć, co było wczoraj, rok, czy tysiąc lat temu, ale o tym, co będzie jutro – to się dopiero dowie jutro, albo sam zdecyduje, co będzie. Tymczasem Bóg wie, co będzie jutro nie dlatego, że tak zdecydował, ale dlatego, że może zobaczyć, co będzie jutro, za rok, za dziesięć lat. Dla Niego przesunięcie się w czasie w przód jest równie łatwe, jak wstecz. A człowiek cały czas ma wolną wolę i decyduje o swoim postępowaniu, decyduje o wyborze między dobrem a złem i za to ponosi całkowitą odpowiedzialność. Tak więc wolna wola człowieka nie jest niczym ograniczona, a mimo to Bóg wie, co się stanie, co każdy z nas uczyni w swoim życiu od jego początku do śmierci.

Powyższe stwierdzenie nie oznacza, że Bóg nie może na naszą przyszłość wpływać, ale o tym – później.

Według tej interpretacji, dusza jest czterowymiarową częścią człowieka, częścią najważniejszą, ze swej fizycznej natury nieśmiertelną, decydującą o człowieczeństwie istoty ludzkiej. Być może - biblijny Adam tym różnił się od swojego – może nawet biologicznego - brata, że miał duszę (nie twierdzę, że Adam miał biologicznego brata, nic mi na ten temat nie wiadomo). Istnienie tego czterowymiarowego pierwiastka powoduje, że człowiek ma wynikającą z niego świadomość istnienia i wolną wolę. Za życia dusza człowieka jest przywiązana do biegu czasu i przywiązana do swojego fizycznego ciała. Jest to autentyczne więzienie dla duszy, która ze swej natury jest czterowymiarowa.

Warto tu na marginesie zauważyć, że gdyby nasza dusza mogła to ciało opuścić i związać się z jakimkolwiek innym materialnym przedmiotem równie mocno, jak jest związana z naszym ciałem fizycznym, to ten przedmiot stałby się ciałem dla naszej duszy, stałby się naszym ciałem, tam przebywałaby nasza świadomość (choć zapewne możliwości działania byłyby zupełnie inne).

Co zatem dzieje się w momencie śmierci człowieka ?

Uwolniona od przywiązania do biegu czasu dusza cofa się w czasie do momentu swoich narodzin i przechodzi całe swoje życie jeszcze raz, dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie. Osoby, które doświadczyły tego w sytuacjach zagrożenia życia porównują tą wędrówkę do oglądania filmu ze swojego życia. Ta powtórna podróż przez powierzony nam odcinek czasu kończy się – dokładnie w momencie śmierci, a zatem dla zewnętrznego obserwatora trwa – nieskończenie krótko. Być może potem następuje moment osądu tego naszego życia. Od jego wyniku może na przykład zależeć, czy dusza będzie miała swobodę poruszania się w czasie, czy też nadal będzie czuła upływ czasu.

To, co nazywamy wizjami proroczymi było wędrówką duszy proroka w czasie – w przód. Duch człowieka powędrował kilka lub kilkadziesiąt stuleci w przyszłość – i po powrocie ów człowiek (prorok) starał się zapisać to, co zobaczył. Przeważnie miał z tym wielkie problemy, musiał bowiem używać takiego języka, jak dotąd używał, na przykład w X czy XII wieku. Jak człowiek z XII wieku nazwałby samolot, gdyby go zobaczył ? Pewnie nazwałby go – latającym smokiem. Nie wiem, jak nazwałby samochód, czy rakietę kosmiczna. Nie wiem, jak nazwałby – komputer. A jakoś musiałby to nazwać.

Prawdopodobnie przeżywane przez niemal każdego z nas doświadczenie nazywane „deja vu” wynika stąd, że kiedyś już – zupełnie nieświadomie – rzeczywiście byliśmy w tym miejscu czasoprzestrzeni i widzieliśmy to, co przeżywamy ponownie. Byliśmy już tu i w tym momencie czasu, po czym powróciliśmy „na swoje miejsce”. Teraz widzimy ponownie to, czego już kiedyś doświadczaliśmy i dziwimy się, skąd my to znamy, jak to możliwe, przecież my to już kiedyś – przeżywaliśmy...

4. Czy istnieje piąty wymiar ?

Pytanie zawarte w tytule tego fragmentu jest co nieco prowokujące. O ile mamy stosunkowo łatwą do zrozumienia interpretację czwartego wymiaru, czy warto szukać wyższych ?

Na pewno warto. Warunek jest jeden: ich interpretacja musi być zrozumiała, nie może to być „sztuka dla sztuki”. Mam pełną świadomość tego, że współczesna fizyka mówi o znacznie większej liczbie wymiarów, niż nawet ów piąty. Jednak jak dotąd nie znalazłem interpretacji przybliżającej nam te wyższe wymiary, pozwalającej zrozumieć, czym one są.

Pozostańmy zatem przy wymiarze piątym i spróbujmy posłużyć się pewną analogią geometryczną przy szukaniu interpretacji tego wymiaru.

Jednowymiarowa prosta zawiera nieskończenie wiele różnych zero-wymiarowych punktów. Dwuwymiarowa płaszczyzna – nieskończenie wiele jednowymiarowych prostych. Trójwymiarowa przestrzeń – nieskończenie wiele dwuwymiarowych płaszczyzn. Czterowy-miarowa czasoprzestrzeń – trójwymiarowych płaszczyzn. Co może zawierać nieskończenie wiele różnych czasoprzestrzeni ?

Tu mamy bardzo wiele możliwości. Może to być na przykład świat, w którym stałe fizyczne mają inne wartości, niż w naszym świecie. Chciałbym zwrócić uwagę Czytelnika na jedną, stosunkowo łatwą do zrozumienia. Są to wszystkie możliwości zawierające odpowiedzi na pytanie: „Co by było, gdyby ...”

Co by było, gdyby Mikołaj Kopernik urodził się jako dziewczynka ? Co by było, gdyby zamach na prezydenta Kennedy’ego w Dallas nie powiódł się ? Co by było, gdyby Stalin jako małe dziecko zachorował na np. szkarlatynę i umarł ? Trudno nam odpowiedzieć, co by było. Być może w naszej rzeczywistości prawie nic by się nie zmieniło. Być może zmieniłoby się wiele. Być może nasza rzeczywistość wyglądała by zupełnie inaczej. I tak, jak przez punkt na płaszczyźnie przechodzi nieskończenie wiele prostych, tak otaczająca nas rzeczywistość mogła powstać na wiele różnych sposobów. Mogło na przykład nie być II wojny światowej, a nasze otoczenie mogło by mimo to wyglądać dzisiaj tak, jak wygląda. Ale także – przebieg historii taki, jaki był, mógł dać nieskończenie wiele różnych aktualnie trwających rzeczywistości. Tak więc te ewentualności „Co by było, gdyby. . .” spełniają warunek, aby je uznać za jedną z możliwych interpretacji piątego wymiaru. W filmach science-fiction nazywane to jest „światami równoległym i”.

Nie będę tu analizował, jakie możliwości ma Istota, która włada pięcioma wymiarami tak, jak my władamy trzema. Potrafię zrozumieć chyba tylko jedną z nich. Otóż Istota ta może zainicjować przyczynę przez dowolne zdarzenie „przypadkowe”, „sprawdzić” jej skutek, a następnie zmodyfikować przyczynę lub zespół przyczyn tak, aby skutek był zgodny z Jego zamierzeniem. W ten sposób może wpływać zarówno na bieg historii świata jak i na życie pojedynczego człowieka nie ograniczając w niczym wolnej woli każdego z nas.

Każdego dnia na ulicach spotykamy dziesiątki, jeżeli nie setki ludzi. Wielu z nich znamy z widzenia, wielu każdego dnia widzimy po raz pierwszy – i zapewne ostatni. Wystarczy, ze w przypadkowym przechodniu rozpoznamy – lub przeciwnie, nie rozpoznamy – naszego szkolnego kolegę. Możemy go rozpoznać choćby po jego zwyczajowym geście, który zapamiętaliśmy ze szkoły – albo możemy tego gestu nie zauważyć. To wystarczy, aby nasze plany na najbliższe dni uległy gruntownemu „wywróceniu”, a skutki tego „przypadkowego” spotkania mogą zmienić bieg naszego życia, a nawet – bieg historii świata. W jaki sposób ? Tu jest duże pole do popisu fantazji każdego z nas.

Z drugiej strony, jakże często w życiu narzekamy, że nasze starania idą „na marne”. Staramy się o coś, robimy wszystko, co do nas należy, aby osiągnąć zamierzony cel, a mimo tego, że cel jest szczytny, ciągle coś się nam nie udaje, ciągle tego celu nie osiągamy. Winimy za to siebie, otoczenie i wszystkich, którzy mieli lub nawet nie mieli wpływu na bieg zdarzeń. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że – być może - osiągnięcie tego celu spowodowałoby jakieś negatywne skutki, przed którymi Ktoś nas chce uchronić.

To może dotyczyć sytuacji w pracy, gdzie z całych sił zabiegamy o uznanie otoczenia, a zwłaszcza swoich szefów. To może dotyczyć sportowców wytrwale trenujących przed zawodami. To może dotyczyć niezliczonej ilości ważnych lub drobnych zdarzeń z naszego codziennego życia. Nigdy nie oceniajmy tego, co nas spotyka, zaufajmy, ze tak było lepiej.

Przykład banalny. Rano „nie chce” nam zapalić samochód. Nerwy, próby uruchomie-nia, popych – w końcu zapalił, pojechaliśmy, nawet nie bardzo się spóźniając na spotkanie, czy do pracy. A gdyby zapalił wcześniej, ale przez to uleglibyśmy wypadkowi, może nawet tragicznemu ?

Inny przykład, nie banalny. Wyobraźmy sobie, że w drugiej połowie XIX wieku w Austrii zdarzył się makabryczny wypadek. Na ulicy pędzący konny pojazd zabił chłopca. Wygląd okropny, głowa roztrzaskana, krew... Rozpacz rodziców, przerażenie przypadkowych świadków ... Straszne.

A gdyby tym małym chłopcem był Adolf Hitler ?

To wcale nie znaczy, że każde małe dziecko, które zmarło, byłoby patologicznym mordercą ! To oznacza tylko, że naszym umysłem – ograniczonym do trzech wymiarów – nie jesteśmy w stanie ogarnąć ani tego, co nas czeka, ani tego, co może nas spotkać, jeżeli nie stanie się coś, co jest dla nas w tej chwili przykrym przeżyciem, albo jest takim zwykłym, ludzkim niepowodzeniem. Możemy – więcej, powinniśmy ! – zaufać Temu, kto naszą przyszłość zna i wie, które z naszych działań mogą się zakończyć sukcesem, a które nie powinny, bo sami sobie zaszkodzimy.

Kiedyś, jeszcze w latach 70-tych XX wieku przeczytałem w gazecie notatkę o pewnym małżeństwie, które wymarzyło sobie, że będą mieli błękitną Skodę 1000 MB (starsi Czytelnicy znali zapewne te samochody). Musiała być Skoda i musiała być błękitna. Pracowali ciężko, a że dochody mieli małe, byli już dobrze po 50-tce, kiedy uzbierali potrzebną kwotę i ją natychmiast wpłacili. Umówionego dnia pojechali do punktu sprzedaży samochodów, odebrali to swoje marzenie, wyjechali . . . i na pierwszym skrzyżowaniu wpadli pod ciężarówkę i oboje zginęli. Czy - patrząc na to z „ludzkiego” punktu widzenia – nie byłoby lepiej, gdyby miesiąc wcześniej zachorowali, i tego wymarzonego samochodu nigdy w życiu nie kupili ?

A my się tak często buntujemy, bo to, czy tamto nam się nie udało . . .



5. Zakończenie.

Przedstawiona powyżej interpretacja świata na pewno wymaga dalszych uzupełnień i dopracowania. Zamiarem autora – i prośbą z jego strony - jest aby Czytelnik przekazał mu swoje spostrzeżenia, uwagi, jakie nasunęły się w trakcie lektury czy też wątpliwości.

Przedstawiona interpretacja świata wydaje się być niesłychanie prosta. Tak niewiele trzeba było przyjąć założeń, aby wyjaśnić wiele więcej. Jest to jednak tylko interpretacja. Autor nie ogranicza Istoty Wyższej do czterech czy pięciu wymiarów. Tych wymiarów w opisie tej Istoty może być nieskończenie wiele. Chodziło tu raczej o to, że te cztery czy pięć już wystarczają do wyobrażenia sobie rzeczy – wydawałoby się – niewyobrażalnych.