Wiara i nauka

ks. prof. dr hab. Jerzy Bajda

publikacja 16.01.2009 08:46

Pojęcia wiary i nauki nie przeciwstawiają się sobie w sposób radykalny, ponieważ łączy je to, iż są drogą do spotkania z prawdą. Są to oczywiście dwie różne drogi, a więc dwie różne metody dochodzenia do prawdy a zarazem dwa różne sposoby przeżywania stosunku do prawdy.

Wiara i nauka

Jest to temat ogromnie złożony, dlatego w tym skromnym szkicu ograniczę się kilku refleksji w świetle tej syntezy, jaką zaprezentował nam Jan Paweł II w encyklice Fides et Ratio. Zagadnienie porównania wiary i nauki można rozważać na kilku płaszczyznach: teoretycznej i praktycznej, zasadniczej i historycznej, formalnej i przedmiotowej, wreszcie z punktu widzenia integralnej syntezy, jaką powinien uzyskać człowiek powołany do poszukiwania sensu i kontemplacji Prawdy. Bogata historia ludzkiego intelektu świadczy o tym, że „człowiek w ciągu stuleci przebył pewną drogę, która prowadziła go stopniowo do spotkania z prawdą i do zmierzenia się z nią” /Fides et ratio nr 1/. Wzajemny stosunek wiary i nauki - oraz ich specyficzna natura - winny byś analizowane właśnie w świetle tego podstawowego skierowania umysłu osoby ludzkiej ku poszukiwaniu prawdy: to właśnie poszukiwanie nadaje wartość i godność wysiłkom ludzkim krystalizującym się w postaci wiary i nauki.

Pojęcia wiary i nauki nie przeciwstawiają się sobie w sposób radykalny, ponieważ łączy je to, iż są drogą do spotkania z prawdą. Są to oczywiście dwie różne drogi, a więc dwie różne metody dochodzenia do prawdy a zarazem dwa różne sposoby przeżywania stosunku do prawdy. Zachodzi więc między nimi analogia, a więc zarówno różnica jak podobieństwo. Wielu sądzi jednak, że zachodzi między nimi zasadnicze przeciwieństwo, zwłaszcza, że w naszej epoce przyjęło się scjentystyczne pojmowanie nauki, obciążone materializmem i swoistym pozytywizmem metodologicznym.

Przez długie wieki istniało w chrześcijaństwie pojęcie nauki wchodzące w głębokie przymierze z wiarą. Kościół od początku posiadał swoją „naukę wiary” w znaczeniu wywodzącym się od Chrystusa /”Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał” J 7, 16/, jak też od Apostołów, na przykład św. Pawła /”Uważaj na siebie i na naukę...” 1 Tm 4, 16 i w wielu innych miejscach/. Ta ewangeliczna nauka /didache, didaskalia/, mówi przede wszystkim o poznaniu i głoszeniu prawdy otrzymanej z góry, od Boga. Jest to poznanie racjonalne, ponieważ udoskonala umysł /rozum/ od wewnątrz mocą światła, którym jest prawda. Właśnie prawda jest tym, do czego umysł jest skierowany swoją istotą i czego przede wszystkim pragnie i poszukuje dla swej doskonałości.

Prawda dana przez Boga i przyjęta wiarą, jest prawdą pełną i ostateczną, to jest taką, która stanowi właściwą odpowiedź na pytania wydobywające się z głębi ludzkiego bytu. Prawdę tę otrzymuje się w akcie osobowego zawierzenia siebie Bogu. Jest to w istocie odpowiedź na inicjatywę Boga, który, objawiając Siebie, także otwiera Siebie i „zawierza siebie” człowiekowi w Chrystusie. Dar prawdy objawionej i jego przyjęcie dokonuje się więc wewnątrz osobowej relacji zawierzenia. Stąd przyjęcie prawdy - i idące za nim poznanie tejże prawdy, - nazywa się wiarą. Z kolei prawda objawiona jest głoszona przez Kościół w formie uporządkowanej i z właściwym dla niej uzasadnieniem; i w tej postaci również zyskuje miano nauki: jest to „nauka Boża” i zarazem „nauka Kościoła”, ponieważ równocześnie Bóg naucza i Kościół naucza, gdyż Kościół ma prawo powiedzieć za Chrystusem: „Nauka moja nie jest moja, lecz Tego, który mnie posłał”.

Człowiek wierząc, czyli przyjmując prawdę w akcie wiary, przyjmuje ją na podstawie świadectwa samego Boga i równocześnie świadectwa tych, którzy są posłani przez Chrystusa. Akt wiary nie wymaga innego dowodu, natomiast stanowi zachętę i inspirację dla refleksji rozumowej, która daje początek nowemu typowi nauki: nauce teologicznej /o czym wiele mówi wspomniana Encyklika/. Nauka teologiczna usiłuje zrozumieć - na ile to jest możliwe dla człowieka - przekaz prawdy objawionej i odpowiadać na szereg pytań, jakie w sposób naturalny budzą się w integralnym kontekście historyczno-egzystencjalnym Objawienia. Nauka teologiczna jednak nie poddaje prawdy objawionej autorytetowi nauki w rozumieniu świeckim ze względu na niekompetencję czysto „naturalnego” rozumu.

Scjentystyczne pojęcie nauki różni się od wiary i nauki wiary, bowiem ludzie uprawiający naukę w duchu scjentystycznym chcą opierać się na własnym doświadczeniu i chcą sprawdzać wyniki badań przy pomocy wybranych przez siebie kryteriów. W tym duchu ambicją nauki jest osiągnięcie takiego wyjaśnienia obserwowanych zjawisk, by wykluczyć wątpliwości i wszelki błąd. Stąd troska o ścisłość w obserwacji i dowodzeniu. Taki sposób pojmowania nauki ukształtował się w okresie rozwoju nauk empirycznych, przede wszystkim przyrodniczych, zaś niejako duszą tej nauki stała się matematyka. Chodziło w tym wszystkim o to, by człowiek ustrzegł się złudzeń tworzonych przez wyobraźnię zmysłową oraz wszelkich irracjonalnych poglądów przekazywanych mechanicznie z pokolenia na pokolenie. Było jednak oczywiste, że nauka w tym ścisłym /”ciasnym”/ rozumieniu nie mogła stać się kluczem otwierającym dostęp do prawdy w znaczeniu uniwersalnym, czyli prawdy o całej Rzeczywistości.

W rozwoju nauki, która chciała być „nauką ścisłą” wystąpił pewien fakt, który wpłynął w sposób niezamierzony na kierunek tegoż rozwoju. Otóż w starożytności i średniowieczu nauki rozwijały się w bliskiej komitywie z filozofią, a właściwie metafizyką, która wyjaśniała teoretyczne podstawy wszelkiego poznania czyli obiektywnego stosunku do bytu. W epoce nowożytnej nauki zaczęły rozwijać się w oderwaniu od fundamentu filozoficznego, zdane tylko na siebie. Łączyło się to z tendencją do uwolnienia nauki od wszelkich apriorycznych założeń - z wyjątkiem tego podstawowego założenia, że należy wątpić we wszystko i poddawać krytyce wszelkie aksjomaty. Było to więc w gruncie rzeczy przyjęcie filozofii powszechnego wątpienia. „Nauka nowożytna rozwinęła się wówczas, kiedy rozważania przyrodnicze uwolniono od balastu „uzupełniających” komentarzy pozaprzyrodniczych” /Józef Życiński, W kręgu nauki i wiary, Kalwaria 1989, str. 28/. Autor ten twierdzi, że jednak nie wszyscy naukowcy potrafili uniezależnić się od przekonań poza-naukowych /str. 29/. Chyba też nigdy nie udało się przeprowadzić pełnego „rozwodu” nauki z metafizyką /str. 32-33/.

Umysł wolny od wpływów metafizyki miał obowiązkowo stać się umysłem wątpiącym /str. 43/. Nawet matematyka, uchodząca za synonim nauki pewnej i ostatecznej, została zaatakowana w XIX wieku przez empirystów, którzy domagali się, by sprawdzać podstawowe aksjomaty matematyczne...na podstawie doświadczenia /str. 46/. Groźniejszy wstrząs nastąpił w samym „wnętrzu” matematyki w związku z odkryciem rachunku nieskończoności /str. 49 n/. Poszukiwanie absolutnej pewności, tak zwanego „superdowodu” spotykało się coraz wyraźniej z niepowodzeniem. Autor cytowany twierdzi, że nie jest możliwe „wypracowanie argumentu za istnieniem czegokolwiek, który musiałby przekonywać wszystkich rozumiejących go odbiorców”. I dalej: „Kiedy w metanaukowych refleksjach filozofów formułowane są niemożliwe do obalenia argumenty przeciw realizmowi, trzeba dostrzec, iż nawet teza o istnieniu świata wymaga od nas pewnego elementu zawierzenia” /str. 59/.

Można powiedzieć, że nauka wyczerpała założone wcześniej możliwości poznawcze i odkryła coś jakby „czwarty wymiar”, domagający się nowego podejścia do rzeczywistości. Nauka zderzając się z tym faktem potwierdziła to, o czy wiedziano już dawno, że najgłębszą skłonnością umysłu jest zawierzenie wobec prawdy istnienia. Wytworzyła się w rezultacie paradoksalna sytuacja, polegająca na tym, że nauka znalazła się w swoistym polu napięcia pomiędzy dwoma biegunami: biegunem absolutnego wątpienia / B. Russell: „Nie wierz niczemu, co jest oczywiste” - według Życińskiego, str. 62/, a biegunem wiary umożliwiającej podstawową afirmację zastanej rzeczywistości /zob. str. 63/.

Ten drugi biegun oznacza w istocie powrót do metafizyki, bez której nie można w sposób racjonalny uprawiać nauk ścisłych. Nauka jednak powinna pozostać sobą w zakresie przedmiotu badań i metod jej właściwych i nie powinna wchodzić na teren metafizyki i wiary religijnej w ścisłym sensie, gdyż takie zatarcie granic może uwikłać naukę w tworzenie jakiejś nowej mitologii /Zob. Życiński, str. 98 nn/. Takie przejście na metodę mitologiczną zachodzi wtedy, kiedy nauka próbuje odpowiadać na pytania, które leżą w zakresie religii lub metafizyki. Oprócz teorii mitu uzasadnionej w etnologii czy historii kultury, obserwujemy obecnie próbę wprowadzenia nowych mitów jako „namiastek wypełniających lukę po usuniętych wartościach religijnych” /Życiński, str. 102/.

Interesującą opinię na ten temat wypowiada m.i. Antonio Moreno: „Mitem jest uświęcenie ... nieograniczonej swobody, doskonałego pokoju, mistycznego braterstwa... a także kultu nudyzmu, absolutnej swobody seksualnej, według której każdy należy do każdego, jak w nowym raju..., gdzie nie ma winy... Mitem jest również nieograniczona wiara w psychoanalizę... Mitem jest sakralizacja nauki jako nowego boga i uczonych jako nowoczesnych kapłanów wiodących człowieka i społeczeństwo ku utopijnej przyszłości” /A. Moreno, Jung, bogowie i człowiek współczesny, Warszawa 1973, str. 180/. Jest interesujące, że budzenie się nowej mentalności mitologicznej idzie w parze z nowym sposobem myślenia o rzeczywistości materialnej. We współczesnej fizyce mówi się „dematerializacji materii” /Życiński, str. 103/, a równocześnie nauka usiłuje „materializować bogów” i wskrzesza ich obfity zastęp. Według Fromma można mówić o nowych formach współczesnej idolatrii: „To już nie podobizny z drewna czy kamienia pełnią funkcje bożków. Słowa mogą stać się bożkami. Ich rolę mogą odgrywać przywódca, Państwo, potęga czy partie polityczne. Ich miejsce może zająć nauka albo opinia sąsiadów i w ten sposób Bóg staje się dla wielu bożkiem” /przytoczone za Życińskim, str. 111/.

Osobliwym zjawiskiem jest także „naturystyczna ucieczka od rozumu” /Życiński str. 182 n/ - w świat przesądów, magii i irracjonalnych spekulacji. W tym klimacie jest poniekąd zrozumiałe pojawienie się nurtu neo-gnozy wewnątrz samej nauki - właśnie w wyniku ewolucji przyjętej filozofii nauki. /str. 190 nn/. W ten sposób nauka próbuje przejmować funkcję religii i bezwiednie usiłuje konkurować z wiarą. Są to jednak poważne dewiacje, które nie wychodzą na pożytek ani nauce ani człowiekowi. W ciągu całej historii Kościoła wiara strzegła godności rozumu wynikającej z jego podstawowego skierowania ku poszukiwaniu prawdy. Tymczasem rozum „wyzwolony od wiary” poczuł się najpierw bardzo pewny siebie, jednak ta historia potoczyła się potem torem sceptycyzmu aż wielu zwątpiło w ogóle w istnienie prawdy. Widocznie nauka też potrzebuje odkupienia, aby rozum i nauka mogły pozostać sobą /por. Fides et ratio, nr 5 - 6/.



Tekst pochodzi ze strony Instytutu Studiów Nad Rodziną UKSW:
www.isnr.uksw.edu.pl

Serdecznie dziękujemy za zgodę na publikację artykułu na łamach serwisu.