Smok spod Lublińca

Przemysław Kucharczak

publikacja 03.12.2008 09:07

Pierwszy dinozaur w Polsce odkryty! W cegielni w Lisowicach na Górnym Śląsku palenotolodzy odkryli kości gada długiego na 5 metrów, z półmetrową czaszką i strasznymi zębami długości 7 centymetrów. Roboczo nazwali go smokiem z Lisowic. .:::::.

Smok spod Lublińca

Według polskich naukowców, smok jest praprzodkiem słynnego tyranozaura rexa. Uważają, że to najstarszy na świecie z dotąd odnalezionych dinozaurów z grupy teropodów. – Smok szybko biegał na tylnych kończynach – ocenia dr Tomasz Sulej z Instytutu Paleobiologii PAN w Warszawie. – Miał bardzo wąską miednicę i dzięki temu w czasie biegu nie kołysał się zbytnio na boki. Był drapieżnikiem. Przednimi kończynami prawdopodobnie chwytał i przyciągał do siebie ofiarę – wyjaśnia.

Dziobaty kontra smok

Pierwsze w Polsce kości dinozaura – to brzmi dumnie. Po filmie „Park Jurajski” to dinozaury, spośród wszystkich wymarłych zwierząt, najbardziej zawładnęły wyobraźnią ludzi. Ale choć to ważne odkrycie, dla światowej nauki jeszcze większą wartość może mieć znalezienie obok szczątków smoka kości innego zwierzęcia. Stworzenia, które miało w kłębie 2 metry wysokości, a roślinne pożywienie rozcierało masywnym dziobem. I które jest z nami, ludźmi, o wiele bliżej spokrewnione niż dinozaury. Tym stworzeniem jest gad ssakokształtny – dicynodont.

Naukowcy znajdowali dotąd kości dicynodontów tylko w Ameryce. – A tu nagle okazuje się, że one żyły sobie też na terenie Europy. W dodatku nasz dicynodont to największy gad ssakokształtny, jakiego kiedykolwiek na świecie znaleziono – mówi dr Tomasz Sulej.

Masywną budową ciała śląski dicynodont przypominał dzisiejszego hipopotama – ale był od niego większy.

W triasowym lesie, wśród skrzypów, widłaków i płożących się paproci, młode albo chore dicynodonty mogły padać ofiarą potwornego smoka z Lisowic. Ale dorosłe, ze względu na swoje rozmiary, być może umiały się obronić – podobnie jak dzisiaj lew nie potrafi upolować słonia.

Paleontolodzy po odkryciu kości dicynodonta w Lisowicach osłupieli. A to dlatego, że według panującego do dziś w nauce przekonania, takie zwierzę w tym czasie w ogóle nie miało prawa istnieć.

Wstrzymał się z wymieraniem

Powinno nie istnieć, bo duże gady ssakokształtne miały przecież nagle wyginąć w czasie wielkiego wymierania w triasie, około 215 mln lat temu. Naukowcy podejrzewali dotąd, że to wymieranie zostało wywołane przez jakąś gigantyczną katastrofę, na przykład uderzenie w Ziemię potężnego meteorytu. Zwolennicy tej teorii zdążyli już nawet znaleźć krater po tym meteorycie... Przekonywali, że wielkie zwierzęta padły jak muchy w momencie kataklizmu. Albo najdalej w ciągu następnych miesięcy, gdy nie umiały znaleźć jedzenia w spalonych lasach, pod niebem przesłoniętym zasłoną z dymu.

Wielkie gady ssakokształtne, które wtedy zniknęły, padły ofiarą tamtej katastrofy – głosili zwolennicy teorii katastrof. W ten sposób tłumaczyli fakt, że w następnej epoce dominację zdobyły na Ziemi dinozaury. Tymczasem polscy paleontolodzy znaleźli największego z gadów ssakokształtnych, który żył dobre 10 mln lat po tej domniemanej katastrofie! – Znalezione przez nas kości pochodzą sprzed około 205 mln lat. To odkrycie obala hipotezę wielkiego wymierania – twierdzi dr Tomasz Sulej.

Polacy przedstawiają dowody, że żadnego nagłego „wielkiego wymierania” wcale w triasie nie było. Zagłada części królujących dotąd gatunków musiała być bardzo rozciągnięta w czasie.

Trwało to, jak się okazuje, całe miliony lat.

Teorie o kosmicznych katastrofach dotyczą zresztą nie tylko triasu, ale i innych epok. Najsłynniejsza jest teoria o zderzeniu Ziemi z wielkim meteorytem w epoce kredy, około 65 mln lat temu, co miało zabić dinozaury. „Przykład Lisowic powinien być przestrogą i zaporą przed zbyt łatwym uleganiem fantazjom. A nie są od nich wolni nawet doświadczeni badawcze” – napisali polscy paleontolodzy w biuletynie Muzeum Ewolucji „Ewolucja” z 3 sierpnia.

Śląsk nad morzem

205 mln lat temu większość terytorium dzisiejszej Polski leżała na dnie morza. Ale Śląsk był już częścią lądu. Rzeki przynosiły w nadbrzeżne śląskie bagna kości zwierząt z głębi lądu. Tu kości szczelnie obklejało błoto. I bez dostępu powietrza te kości z czasem zmieniły się w kamień. Na wyciągnięcie z ziemi i oczyszczenie czekały całe 205 mln lat.

Jak doszło do ich odkrycia? Przez przypadek. 7 sierpnia 2005 roku obok cegielni w Lisowicach przejeżdżał Robert Borzęcki, zbieracz minerałów z Warszawy. Lisowice leżą koło uroczego śląskiego miasteczka Lubliniec. Borzęcki nie spodziewał się ciekawych minerałów w cegielni, ale mimo wszystko zajrzał do środka. – Znalazłem sporo skamieniałego drewna. Ale trzy małe kawałki wydawały mi się jakby inne, cięższe. Myślę: kości? Ale wydało mi się to zbyt nieprawdopodobne – wspomina.

Po pewnym czasie pan Robert zadał jednak na internetowym forum www.paleontologia.pl pytanie, co to może być. Pokazał zdjęcia, ale przezornie nie podał miejsca ich znalezienia, żeby stanowiska nie zniszczyli poszukiwacze sensacji. Naukowcy odpowiedzieli mu bardzo szybko. Okazało się, że zbieracz minerałów, z zawodu technik wiertnik, odkrył najcenniejsze stanowisko paleontologiczne w historii Polski. – Napiszcie koniecznie o jego obywatelskiej postawie, którą warto naśladować – prosi dr Tomasz Sulej. – Robert po swoim odkryciu zawiadomił naukowców. A my zbadaliśmy te kości, ale wcale mu ich nie zabraliśmy, można je oglądać w muzeum, które Robert stworzył w Sudetach – dodaje. To Muzeum Minerałów w Nowej Rudzie.



Gość Niedzielny 32/2008