Kto kupi ekologicznego królika?

Teresa Sienkiewicz-Miś

publikacja 09.11.2010 08:58

Polska żywność ekologiczna może podbić rynki zachodnie. Czy tak się stanie, zależy od jakości rodzimym produktów.

Kto kupi ekologicznego królika? Henryk Przondziono/Agencja GN

Na eksportowanie żywności ekologicznej za granicę wielu jej producentów po prostu nie stać - wyjaśnia prezes Dolnośląskiego Oddziału Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi EKOLAND Janusz Jędrzejczak. - My uznajemy certyfikaty zachodnie, a Zachód naszych nie uznaje. Aby cokolwiek sprzedać za granicę, musimy najpierw sprowadzić zachodnią firmę certyfikacyjną, a ona drogo kosztuje.

 

Rośnie popyt

Jędrzejczak od kilkunastu lat specjalizuje się w hodowli owiec, krów, kur, świń i gęsi. Do jego ekologicznego gospodarstwa w podwrocławskiej Porębie wróciły rasy zwierząt hodowlanych słynących z dobrego mięsa, jaj, siary wykorzystywanej do celów leczniczych. Niestety, nie może on robić przetworów z tego mięsa, ponieważ cztery lata temu wyszła ustawa zabraniająca uruchamiania małych masarni. Nie udało się również Teofilowi Furgolowi z podopolskiego Prószkowa uruchomić wytwórni soków z marchewki, mimo że popyt na nie jest ogromny. Ale obaj gospodarze nie maj± powodów do narzekań, ponieważ ich produkty nie czekają na klientów, to klienci o nie zabiegają.

W Polsce jest około 1500-2000 gospodarstw ekologicznych. To kropla w morzu rosnącego zapotrzebowania na czystą, zdrową żywność. Połowę produkcji z dwudziestohektarowego gospodarstwa Furgolów odbierają klienci bezpośrednio, druga część żywności dostarczana jest do sklepów z żywnością "Bio", natomiast - na prośbę Polskiego Klubu Ekologicznego w Gliwicach - ziemniaki, marchew i płatki zbożowe dostarczane są do przedszkoli znajdujących się na śląskich terenach silnie skażonych.

- Nie ma problemu ze zbytem, więcej kłopotów mamy z utrzymaniem stałej podaży. Chętnie nasze produkty kupi zachodni odbiorca, o ile będzie to duża i stała dostawa. Gdybyśmy byli w stanie wysyłać tygodniowo kilka tirów załadowanych mięsem króliczym, gęsim czy kaczym, niejeden unijny market zabiegałby o stałą umowę. Niemieckie Stowarzyszenie Bio Gäa z Drezna chce podpisać z nami umowę na dostarczanie mięsa króliczego. Tymczasem takiej ilości żywności nie produkujemy - stwierdza Furgol.

Ekologia jest dochodowa

Absolwenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu Iwona i Janusz Śliczny otrzymali w latach osiemdziesiątych gospodarstwo po rodzicach w Biadaczu koło Kluczborka - dom, budynki gospodarcze i 8,44 ha ziemi. Jednym z pomysłów na maksymalne wykorzystanie niewielkiego areału było przekształcenie konwencjonalnego gospodarstwa w ekologiczne. Dzisiaj są znanymi w Polsce producentami mąki razowej, płatków żytnich, pszennych i jęczmiennych wyrabianych z czystych biologicznie zbóż. Wszystkie inwestycje związane z uruchomieniem własnego młyna, przystosowaniem domu do przyjmowania gości opłaciły się.

- Nasze produkty odbierane są bezpośrednio z młyna przez hurtowników albo kupowane w prowadzonym przez nas sklepie z produktami ekologicznymi. Turyści z Niemiec, Holandii, Belgii zajadają się swojskim serem, warzywami i razowym chlebem - opowiada Iwona Śliczna. - Pracy mamy dużo, ale i nie mniej satysfakcji, zwłaszcza gdy przyjeżdżaj± do nas rolnicy próbujący pójść naszym śladem - wyznają państwo Śliczny.

Urszula Kozaczuk, specjalista z Regionalnego Centrum Doradztwa Rolniczego i Rozwoju Obszarów Wiejskich we Wrocławiu, nie uważa, żeby przechodzenie z gospodarki konwencjonalnej na ekologiczną wiązało się z ryzykiem finansowym. Przed laty podejmowanie takiej decyzji było o wiele trudniejsze, dzisiaj rolnik w tym zamiarze wspierany jest dotacjami państwowymi. - Już w drugim roku przekształcania gospodarstwa rolnik otrzymuje dopłatę do każdego hektara upraw, od najniższej za użytki zielone (łąki) wysokości 120 zł, do 700 zł za wieloletnie uprawy jagodowe - wyjaśnia Kozaczuk.

Zdobyć markety

- Europejskie markety uda się zdobyć tylko wówczas, gdy rolnicy się zjednoczą - twierdzi dr Maria Śmigielska z Uniwersytetu Opolskiego. Pojedyncze gospodarstwa rozrzucone na dużej przestrzeni kraju zginą. Mogą ewentualnie produkować dla miejscowych odbiorców. Nie zapewnią ciągłości produkcji. Żaden poważny kontrahent nie zawrze z nimi umowy. Takie gospodarstwa nie będą w stanie wypromować żadnego programu wspieranego europejskimi funduszami celowymi.

- Rodz± się poważne zadania dla powiatów. Warunki sprzyjają rozwojowi ekologicznych gospodarstw. Można je wzbogacić usługami agroturystycznymi. Należy więc pomóc rolnikom i zachęcić ich do zawiązania stowarzyszenia lub grupy producenckiej - radzi dr Śmigielska i przywołuje osiągnięcia Polskiego Towarzystwa Rolnictwa Ekologicznego w Lublinie. Działa ono na zasadach zrzeszenia producenckiego, stawia swoim członkom wysokie wymagania natury ekologicznej, jak i ekonomicznej. Co najważniejsze, prowadzi wspólną organizację zbytu, zapewniającą ciągłość podaży krajowym i zachodnim odbiorcom.

Musi się przebić

Dr Janusz Rowiński z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej SGGW w Warszawie:

- Ten typ rolnictwa stanowi niewielką niszę na rynku rolno-spożywczym Unii Europejskiej. W Polsce natomiast nawet nie można jeszcze mówić o rynku ekologicznej żywności. Rynek powstaje wówczas, gdy wielkość sprzedaży na jakimś obszarze przekroczy "masę krytyczną". Nie stworzy go 1500 istniejących obecnie gospodarstw kontrolowanych ekologicznie. Trzeba jasno powiedzieć, że Polska "nie stoi rolnictwem ekologicznym".

Rolnictwo dotyczy przede wszystkim rynku wewnętrznego. W krajach UE, a także w Polsce, produkty rolne zaspokajaj± przede wszystkim rynek wewnętrzny. Jeśli więc nie powstanie u nas większy rodzimy popyt na tzw. produkty ekologiczne, to rolnictwo ekologiczne nie tylko nie stanie się naszym "produktem eksportowym" - bo o tym nie ma co marzyć, jeśli nie wejdzie się w silne i rozwinięte sieci zbytu - lecz również będzie mu się trudno przebić na polskim rynku. Według badań bowiem, o zakupie przez Polaków pożywienia nie decyduje jego jakość, ale cena. I tak będzie jeszcze bardzo długo.