Wiara w spotkaniu z nauką - Redukcjonizm

Edouard Bone

publikacja 28.10.2006 13:22

Fragment książki "Bóg, niepotrzebna hipoteza?", Wydawnictwo WAM, 2004 .:::::.

Wiara w spotkaniu z nauką - Redukcjonizm

Zatem ryzyko, czy wręcz niebezpieczeństwo ateizmu, wzrastające w miarę jak naukowy zwyczaj brania w nawias czynników obcych doświadczeniu naraża naukowca na pokusę negowania transcendencji. Krok dzielący intencję od roszczeń bywa nader łatwo, bezwiednie niemal, przekraczany. Kiedy ten zwyczaj abstrahowania praktykuje się w granicach języka naukowego, dochodzi niekiedy do traktowania go jako koniecznej reguły, także poza domeną badań naukowych, oraz do odrzucania jako pustych i pozbawionych znaczenia kategorii Boga, nadprzyrodzo-ności, osoby, wszelkich pojęć, które nie mają sensu w kulturze, w której nauka stałaby się najwyższym, koniecznym wręcz, narzędziem poznania. Naukę zaczyna się wtedy naiwnie uważać za coś, co w całości zaspokaja pragnienie wiedzy. I nie jest to bynajmniej niebezpieczeństwo iluzoryczne – chociaż niektórzy pocieszają się, że zagraża ono tylko małej grupce umysłowej arystokracji, uwiedzionej fałszywymi, pozornymi wymogami epistemologii.

Dziecinna to i złudna pociecha! Bo w sferze aktywności i sukcesu współczesna nauka, posługując się techniką, dociera do o wiele szerszej publiczności i stawka jest tu o wiele bardziej niepoko-jąca. Do niedawna przynajmniej (o nowym pocieszającym zwrocie powiemy później) technologia jawiła się zbiorowej świadomości jako narzędzie, które wcześniej czy później potrafi rozwiązać wszystkie problemy ludzkości. Nie mająca sobie podobnej w przeszłości eksplozja, której jesteśmy świadkami od kilku dzie-sięcioleci, wycisnęła głębokie piętno na naszej generacji.

Przez stopniowe odkrywanie praw i zasobów przyrody wiedza i technologia do niedawna jeszcze ukazywały się naszym oczom jako nośniki olbrzymiej nadziei i roszczeń wręcz prometejskich, obiecujących dostarczenie odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. W obliczu najrozmaitszych potrzeb, które dawniej naszą bezradność spontanicznie kierowały ku Bogu, dzisiaj ludzka pomysłowość i wynalazczość, wprzęgające w swą służbę inżynierię genetyczną lub chirurgię, oferują swe zdolności transformacyjne w medycynie, nauce stosowanej, agronomii, socjologii, ekonomii – aż po dziedziny psychiki i zachowań człowieka; fatalizm wszędzie ustępuje i jasne jest, że pole i osiągnięcia ludzkiego oddziaływania na przyrodę i jej braki stają się coraz większe. Nie ma też wątpliwości, że – przynajmniej w początkowej fazie – te sukcesy prometejskiego człowieka przyczyniają się do narastania ateizmu i w wielu przypadkach szkodzą wierze religijnej. Nie tylko że hipoteza Boga stała się zbędna do rozumowego wyjaśniania świata, ale – tu pojawił się atak jeszcze bardziej pod-stępny i radykalny – odnoszenie się do Boga w porządku ludzkiej aktywności staje się stopniowo zbędne i trąci myszką. Zatem... zdecydowane pożegnanie się z Bogiem? To właśnie uzasadnia mówienie o korodującym, niszczycielskim i destabilizującym wpływie, jaki może wywierać zetknięcie się z pewnego typu naukową racjonalnością.

Niegdyś modlono się o deszcz i dobrą pogodę, o zdrowie inwentarza i chorych. Świętego Błażeja wzywano w przypadku chorób gardła, a rzeczą świętej Klary było zadbanie o czyste niebo na wesele starszej córki. Starsi pamiętają jeszcze o procesjach w Dni Krzyżowe, organizowanych na wsi pod koniec zimy, i o świecach zapalanych w burzliwe noce. Dzisiaj antybiotyki łatwo sobie radzą z wirusowym zapaleniem płuc, a program Généthona, ze swymi 4000 m2 laboratoriów w Évry sur Seine, ma nadzieję zidentyfikować do końca tego wieku geny odpowiedzialne za czterdzieści odmian miopatii (choroby zaniku mięśni). Inżynierzy agronomii wyprostowują koryta rzek, obsiewają zbożami pustynie, uprawiają „cudowne” gatunki ryżu. Genetycy oferują nam transgenetyczne świnie i krowy, nowe odmiany kukurydzy i soi. Hoduje się myszy karzełki lub olbrzymy, klonowane owce, faszerowane chemią ostrygi, grube łososie, sztucznie tuczone karpie.

Przypominamy sobie film Zakazane wulkany. Zaczyna się on od kilku wymownych sekwencji: Wezuwiusz i Etna w stanie aktywności na początku naszego wieku. Mieszkańcy Neapolu i Katanii udają się do swych kościołów, w poszukiwaniu figur Madonny i świętych; niosąc je na ramionach, idą na spotkanie potoków lawy, w nadziei zażegnania katastrofy. Następnie obraz z wyspy Jawy: tam z kolei wulkan Merapi pomrukuje i grozi chmurami dymu i wyrzuceniem gradu kamieni. I znowu – w geście podobnym do gestu chrześcijańskich wieśniaków Włoch i Sycylii, przerażonych nadciągającym kataklizmem i próbujących go zażegnać: mnisi buddyjscy przemierzają równiny Bandungu, potrząsają młynkami do modlitwy i składają statuę Buddy u stóp szalejącego monstrum... Ta sama bezsilność bezradnych tłumów ludzi, te same supliki i kołatanie do niebios. Ale oto trzecia sekwencja: ta nie wymaga komentarzy, ale za to jest pełna głębokiego sensu. W Norte Chico, w chilijskim parku Lauca, obudził się wulkan w masywie Aconcagua. I oto na równinie, wzdłuż pasa kilometrowej szerokości, staje w jednym szeregu dwieście buldożerów, które w pewnym momencie ruszają do ataku na bezbrzeżne morze wrzącej lawy, spływającej po stoku góry. Zatrzymują ją. Zmuszają niszczycielskie masy do pozostania na miejscu. Za powstałym w ten sposób murem, bezpieczni w swych nietkniętych lawą wioskach, ludzie kontynuują pracę na polu.

Wiedza i technologia przejawiają niezwykłe wręcz możliwości sukcesu. „Czego nie możemy jeszcze osiągnąć dzisiaj, osiągniemy jutro”; takie jest, nieznacznie tylko przerysowane, ukryte przekonanie wielu naszych współczesnych. W tym właśnie sensie można mówić o korodującym i niszczycielskim wpływie zetknięcia się z pewnego rodzaju naukową racjonalnością.


 

Fragment książki "Bóg, niepotrzebna hipoteza?", wydanej przez
Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w księgarni Wydawnictwa: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/