W Lourdes cuda zdarzają się codziennie

KAI/jk

publikacja 09.12.2008 09:24

W Lourdes cuda naprawdę zdarzają się codziennie – podkreśla w rozmowie z KAI dr. Monika Waluś, teolog – dogmatyk, wykładowca w WSD Braci Kapucynów w Krakowie. .:::::.

W Lourdes cuda zdarzają się codziennie


Podsumowując obchody jubileuszu 150-lecia Objawień Matki Bożej w Lourdes teolożka zwraca uwagę na zaangażowanie setek „pogodnych i troskliwie zajmujących się chorymi na wózkach wolontariuszy” w Lourdes. „Dla mnie to oni byli najwspanialszym znakiem żywotności i cudowności sanktuarium” - wyznała. Ponadto Monika Waluś, która brała udział w polskiej delegacji na wrześniowy XXII Międzynarodowy Kongres Mariologiczny i Maryjny w Lourdes mówi m. in. o znaczeniu objawień Maryjnych i roli jaką w nich odgrywają kobiety.

Publikujemy pełny tekst rozmowy.

KAI: Kończą się właśnie obchody 150-lecia objawień w Lourdes. Z tej okazji odbyły się tam we wrześniu z udziałem Benedykta XVI wielkie uroczystości. Jakie znaczenie dla chrześcijan miało upamiętnienie tego jubileuszu?

Dr. Monika Waluś: Dało przede wszystkim przypomnienie samego faktu objawień. Towarzyszyło im też bardzo mocne przesłanie ze strony papieskiej, pragnące podkreślić bogactwo duchowości opartej o te objawienia i to, jak bardzo zasługuje ona na docenienie. Wiemy, że objawienia w Kościele nie są niczym nowym. Już w piątym wieku Heremiasz Sozomen ładnie pisał, że Matka Boża „ma zwyczaj objawiać się wiernym”. Objawień prywatnych było bardzo wiele – szczególny akcent położony na niektóre z nich, jak te w Lourdes, oznacza, że Kościół uznaje te wydarzenia za bardziej wiarygodne, co nie oznacza, że wszyscy są zobowiązani do ich przyjęcia. Chociaż wiemy, że wiara w prywatne objawienia nie jest konieczna dla naszego zbawienia i nie zastępuje Objawienia, to mogą one jednak spełniać rolę alarmu, budzika –zapalają jakby światełko naszej uwagi nad pewnymi prawdami, które akurat w danym czasie są ważne. Mobilizują nas do zatrzymania się i zastanowienia nad nimi.

KAI: Jakie znaczenie mają objawienia maryjne dla teologa - dogmatyka?

- Jak już wspomniałam, objawienia prywatne kładą nacisk na pewne aspekty prawd wiary. Zauważmy, że Maryja Panna zazwyczaj wzywa do uważniejszego słuchania Boga, do nawrócenia i pokuty. To jest główne przesłanie i sens Jej objawień. Okazuje się też, że zwykle zwracają one naszą uwagę na to, co jest ważne, aktualne w danym momencie historycznym. Niepokalane Poczęcie wskazuje na możliwość całkowitego otwarcia się człowieka na Boga, pokazuje piękno człowieka bez reszty wypełnionego Łaską. Co ciekawe, te objawienia budziły bezpośredni żywy oddźwięk, dzięki nim powstawały dziesiątki nowych wspólnot, pociągniętych właśnie tą prawdą o Najświętszej Pannie, pełnej łaski od początku swego życia. Ta tęsknota za pięknem ducha niepokalanym była bardzo twórcza – powstawały zgromadzenia nawiązujące nazwą i charyzmatem do Niepokalanego Poczęcia – tak chciały bł. Marcelina Darowska, sługa Boża Aniela Godecka , Ludwika Gąsiorowska, Paula Malecka, Franciszka Rakowska. Zauważmy istotną rzecz – wszystkie one zakładały zgromadzenia czynne, zajmujące się wychowaniem, duszpasterstwem, zwłaszcza kobiet.

KAI: Czy istotę objawień poznaje się dopiero „po owocach”?

- Oczywiście, każde objawienie prywatne Kościół rozpatruje osobno i starannie. Jedne objawienia są uznane, inne nie. W Polsce mamy bardzo cenne wydarzenia w Gietrzwałdzie, wyraźnie związane z Lourdes.

KAI: Czy objawienia w Kościele są „sprawą kobiet”?

- I tak, i nie. Objawienia często były Bożym prezentem dla osób „małych”, prostych, nisko stojących w hierarchii społecznej. Dzięki temu nie było podejrzenia, że ktoś je wymyślił – mała dziewczynka z prowincji nie mogła wiedzieć, czym jest Niepokalane Poczęcie. Jednak pamiętajmy, że objawienia prywatne miało także wielu mężczyzn. Paradoksalnie brak wykształcenia czy obycia teologicznego pomaga, bo mogło by być trudno rozróżnić, kiedy np. profesor mówi to, co przeczytał w książkach, a kiedy czerpie swoją wiedzą z samego objawienia. Osoba nieuczona, analfabetka, dziecko, nie miały dostępu do tej wiedzy. Takie osoby o słabym autorytecie i o podrzędnej pozycji społecznej lepiej ukazują i łatwiej pozwalają dostrzec niezwykłość objawienia, które jest wtedy niczym skarb w glinianych naczyniach. Słabość osoby przekazującej staje się siłą jej orędzia. Jest ono z jednej strony bardziej przekonywujące, a z drugiej wymaga pokory od innych – takiej, aby umieli uznać i docenić nieporadność wizjonerów.


KAI: Jest to chyba pocieszające, że Kościół hierarchiczny potrafi przyjąć te przesłania?

- To jest na pewno zdumiewające i pocieszające, że dla hierarchii, wykształconej, często słusznie bardzo ostrożnej, objawienia są czytelne. To znaczy, że ten sam Duch ożywia doświadczenie wizjonerów, teologów i hierarchię. Takie też są założenia teologii katolickiej – człowiek może wejść w osobisty kontakt z Bogiem, co może także owocować objawieniem prywatnym. Mówimy, że człowiek jest „capax Dei”, to znaczy, że może otworzyć się na Boga, przyjąć Go. Dlatego też mamy w historii Kościoła proste kobiety, które były obdarzone wielkim autorytetem duchowym – pomyślmy o najsłynniejszym przykładzie świętych niewiast Katarzyny Sieneńskiej, ale też o Małgorzacie Alacoque czy o Faustynie. To dowodzi żywotności Kościoła, w którym Duch Boży dalej może mówić przez proroków i prorokinie. To szczególna łaska i radość w Kościele katolickim, także dowód na wielką i nadal żywą tradycję mistyczną.

KAI: Jednak nie wszystkie objawienia spotykają się z akceptacją Kościoła.

- Na szczęście nie. Pewne objawienia nie są obowiązujące dla całego Kościoła. Wielu świętych, albo zwykłych ludzi, miało widzenie Maryi czy Chrystusa. Działo się to z pewnością dla dobra ich wiary, dla ich własnego dobra i nie było bynajmniej przeznaczone dla całego Kościoła. Są też przykłady objawień mało wiarygodnych, co nie znaczy, że fałszywych. Mało wiarygodne, nieumiejętnie przekazane jest samo świadectwo wizjonerów. Ktoś nie umie opowiedzieć tego, czego doświadczył, inny dodaje za dużo od siebie… Dla mnie przykładem takich niewiarygodnych objawień są wydarzenia w La Salette. Są i takie objawienia, które Kościół po długim badaniu uznaje, stwierdzając, że nie ma w nich nic przeciwnego wierze, ale niczego więcej nie potrafi o nich powiedzieć. Pamiętajmy, że objawienia nie są dogmatami i choć wierni często myślą, że brak wiary w objawienia uniemożliwia zbawienie, to naprawdę tak nie jest! Znamy przecież wiele grup czy wspólnot, które nie żyją objawieniami, pozostając na gruncie Biblii, nauki Kościoła, liturgii. W ramach Kościoła katolickiego jest wiele możliwych dróg duchowości.

KAI: Czy zatem żeby być kobietą wiarygodną w Kościele, trzeba być kobietą prostolinijną?

- Jakoś tak jest, że chętniej powracamy do postaci niewykształconej Katarzyny ze Sieny, czy Bernadety, choć większość kobiet, które w Kościele działały i znalazły w nim uznanie – były bardzo wykształcone. Wspomnę tylko o Teresie z Avila czy Hildegardzie z Bingen, a jeśli chcielibyśmy szukać przykładów nie tak dawno i nie tak daleko – to trzeba przypomnieć Urszulę Ledóchowską i Marcelinę Darowską. Wyróżniały się one znajomością Biblii, literatury mistycznej, teologicznej, języków obcych. Bóg może oczywiście mówić przez prostych ludzi – zarówno mężczyzn, jak i kobiety, ale na potrzebę teologicznego kształcenia kobiet świeckich zwracał uwagę już w latach 60-tych kardynał Wyszyński. Powoływał się przy tym na wzór Maryi…

KAI: Powróćmy do objawień w Lourdes. One akurat okazały się i nadal okazują się bardzo nośne, można powiedzieć – „atrakcyjne”.

- Do Lourdes przyjeżdża corocznie ponad 40 milionów ludzi, wielu z nich w oczekiwaniu cudu uzdrowienia…Są statystyki tych cudów, oficjalnie uznanych zostało tylko 67, ale przecież nie o wszystkich wiemy, niektóre pozostają na zawsze intymną tajemnicą. Na mnie zrobił ogromne wrażenie fakt, że osobą, która nie doznała uzdrowienia w Lourdes była sama Bernadeta. Umarła jednak w ogromnym pokoju i łasce, nie oczekując uzdrowienia ze swej choroby, nie to było jej skarbem. Jednak w Lourdes cuda naprawdę zdarzają się codziennie. Ten cud, który widziałam ja, to setki wolontariuszy, pogodnych i troskliwie zajmujących się chorymi na wózkach, bez względu na porę dnia i pogodę. Na kurtkach mają napis: „Hospitalité Notre Dame” i rzeczywiście są oni czytelnym znakiem gościnności Naszej Pani. Patrzyłam na nich urzeczona, jak na dowód działającej łaski. Dla mnie to oni byli najwspanialszym znakiem żywotności i cudowności sanktuarium.

Wielu ludzi przychodzi też z butelkami po wodę. Wśród nich widziałam chłopaka w stroju skina, klęknął pod kranikiem z wodą, zamykając oczy, długo pozwolił, by woda spływała mu na całą głowę. To ciekawe, że sanktuarium przemawia do tak różnych ludzi. Na wszystkich pozostawia niezwykłe wrażenie miejsca, które nadal jest grotą nad górskim potokiem. Na szczęście nie obudowano jej katedrą i zachowano niemal nietknięty pierwotny charakter miejsca (są oczywiście te kraniki, wysypany żwirem placyk, pastelowa figura, przed którą palą się świece…). Dzięki temu widać, że Boża Obecność objawiła się w tak bardzo zwyczajnym, skromnym miejscu, w niezbyt czystej grocie, na zapyziałej prowincji. I to miejsce nagle staje się miejscem świętym dlatego, że tutaj człowiek spotkał Boga. To wielka pociecha dla nas wszystkich, bo to oznacza, że On może objawić się w każdym miejscu i każdemu, także u nas, także we mnie, jak w Betlejem…

Rozmawiała: Joanna Pietrzak-Thébault, KAI