Cyfrowy obywatel

Karol Kloc

publikacja 17.03.2010 10:49

Nasze państwo zatrudnia około pół miliona urzędników, czyli więcej niż słynąca z biurokracji Francja. Polski przedsiębiorca musi wykonać dwa razy więcej procedur i ponieść trzy razy wyższe koszty administracyjne niż w krajach Europy Zachodniej.

Cyfrowy obywatel AUTOR / CC 2.0 Wprowadzony w 2001 r. podpis elektroniczny w praktyce nie jest stosowany, m.in. dlatego, że drogi jest zestaw do posługiwania się nim.

Tych kilka liczb oraz nieprzyjemne doświadczenia większości Polaków z urzędami doskonale pokazują, w jak fatalnym stanie jest polska administracja. Procedury administracyjne bywają tak zajmujące, że częste stało się zjawisko brania wolnego dnia w pracy, by załatwić jakąś sprawę urzędową.

Nowy dowód osobisty
Rozwiązanie problemów kolejne rządy upatrują w zinformatyzowaniu urzędów państwowych. Duże nadzieje wiąże się np. z projektem wymiany dowodów osobistych. Mimo że stosunkowo niedawno zakończono wymianę tych dokumentów, z wersji książeczkowej na plastikową, najprawdopodobniej już w 2011 roku rozpocznie się kolejna wymiana. Nowe dowody będą miały jedną poważną zmianę – w plastikową kartę zostanie wtopiony chip, na którym będzie zapisana część danych. Według MSWiA, umożliwi to elektroniczne potwierdzenie tożsamości, uwierzytelni posiadacza dokumentu podczas dostępu do systemów teleinformatycznych oraz umożliwi zainstalowanie danych, potrzebnych do korzystania z podpisu elektronicznego. Ustawa umożliwiająca korzystanie z niego została podpisana w 2001 roku przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale w praktyce podpis elektroniczny nie był stosowany.

Przyczyną są zbyt restrykcyjne przepisy oraz cena zestawu do elektronicznego podpisywania dokumentów. A szkoda, bo możliwości, jakie daje podpis elektroniczny, są ogromne. Do specjalnego czytnika wystarczyłoby włożyć dowód osobisty, a następnie podać znane tylko nam hasło, aby złożyć wnioski do urzędów, rozliczyć się z fiskusem, czy podpisać umowę drogą elektroniczną. Poza tym na chipie będzie można zapisać też inne dane, co w przyszłości umożliwi np. korzystanie z dokumentu zamiast książeczki zdrowia czy legitymacji szkolnej.

W przeciwieństwie do dziś obowiązującego wzoru dokumentu, projekt nowego dowodu osobistego nie zawiera rysopisu, podpisu graficznego oraz adresu zameldowania. Usunięcie tego ostatniego, nawet w formie elektronicznej, wydaje się jednak nierozważne. Jeden z wielu przykładów – odbiór na poczcie listu poleconego. Skąd pracownik poczty ma wiedzieć czy np. Magdalena Nowak, która chce odebrać list, to ta osoba, do której jest on adresowany czy może osoba postronna. Podobnie w wypadku innych instytucji czy firm (np. banków). Nie wiadomo, w jakim zakresie nasze dane byłyby dostępne dla postronnych osób, ale usunięcie adresu zameldowania z dowodu w praktyce uniemożliwia dostęp do naszych prywatnych danych.

Centralny rejestr
Wymiana dowodów będzie najbardziej widocznym przejawem projektu pl.ID. Koszt jego realizacji wyniesie 370 mln zł, z czego 85 proc. wydatków pokryje Unia Europejska. Usprawniona ma zostać obsługa w urzędach, a procedury mają zostać uproszczone. By ułatwić przepływ informacji między urzędami, połączone zostaną w jedną bazy danych i rejestry różnych instytucji państwowych, takich jak PESEL, NIP, CEPiK czy ZUS.

W ciągu kilku sekund urzędnik będzie miał dostęp do wszystkich oficjalnych informacji, które państwo zgromadziło na temat swoich obywateli. Dzięki temu dokumenty, które do tej pory trzeba było dostarczyć do urzędu osobiście, będą przesyłane niejako automatycznie, a obywatel całą sprawę załatwi w jednym okienku. MSWiA zapewnia, że mimo stworzenia centralnego systemu wymiany danych pomiędzy urzędami, dostęp do nich przez osoby postronne nie będzie ułatwiony, ponieważ poszczególne urzędy będą miały dostęp tylko do tych danych, które będą im potrzebne.

„Zgromadzenie wielu informacji w jednej bazie danych z jednej strony niejednokrotnie pozwala na usprawnienie wielu działań, ale z drugiej rodzi poważne zagrożenie dla zapewnienia bezpieczeństwa zgromadzonych tam danych – powiedział „Gościowi Niedzielnemu” rzecznik prasowy Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO) Małgorzata Kałużyńska-Jasak.


– Ponieważ jednak decyzja o wprowadzeniu takich rozwiązań będzie mogła nastąpić wyłącznie na podstawie szczególnych przepisów prawa, GIODO będzie monitorował postęp prac i czuwał nad bezpieczeństwem danych osobowych Polaków – dodała. W Estonii, w której podobny system już istnieje, problem ochrony danych osobowych rozwiązano w dość prosty sposób – obywatel za pośrednictwem internetu może sprawdzić, jakie instytucje i jaki urzędnik kontrolował jego dane osobowe. Jeśli uzna, że naruszono jego prawo, może złożyć skargę.

Do czołówki nam daleko
O tym, jak duże są korzyści płynące z informatyzacji administracji, można się przekonać właśnie na przykładzie Estonii, która pod tym względem może być wzorem dla całego świata. Ten mały kraj już w latach 90. postawił na internet, dzięki czemu dziś przez sieć można tam nawet głosować. Za pomocą specjalnej strony internetowej Estończycy mogą z dowolnego miejsca i o dowolnej porze składać wnioski do urzędów czy zapłacić podatki. Do komunikacji z urzędami służy adres e-mail, również zapisany na chipie. Starsze osoby albo te, które nie są zorientowane w nowych technologiach, mogą w dalszym ciągu składać wnioski w tradycyjnym okienku. Eksperci twierdzą, że dzięki e-administracji gwałtownie zmniejszyła się w Estonii korupcja.

Procedury stały się bardziej przejrzyste, do tego system zapamiętuje, kto podejmował decyzję w jakiej sprawie, co w praktyce odstrasza dających się korumpować urzędników, bo mają świadomość, że w razie wykrycia nieprawidłowości organy ścigania będą wiedziały, kto za nie odpowiada. Ponieważ większość wniosków składa się przez internet, nie ma też fizycznej możliwości wręczenia łapówki. Sukces Estonii wynika też z małej liczby ludności tego kraju – łatwiej zinformatyzować państwo, które ma 1,3 mln obywateli niż mającą ponad 38 mln ludności Polskę. Jednak większe kraje też stawiają na e-administrację. Wielka Brytania także informatyzuje swoje urzędy. Już dziś większość spraw urzędowych można tam załatwić przez internet, także z poziomu dekoderów telewizji cyfrowej. Włosi mogą w sieci przeglądać bazę spraw sądowych i danych procesowych. Mogą też przez internet składać wnioski do sądów. Od 10 stycznia także w Polsce funkcjonuje e-sąd.
Nie tylko chip

Istnieją też inne sposoby na wprowadzenie e-administracji. Od niedawna część podatników może przez internet złożyć zeznanie podatkowe. Urzędnicy wyszli z założenia, że do identyfikacji wystarczą unikatowe dane, które zna tylko podatnik. Są to nazwisko, imię, data urodzenia, numery NIP i PESEL. Szkoda, że ewentualne korekty zeznania podatkowego trzeba już dostarczyć urzędowi skarbowemu osobiście. Plany rządu przewidują, że liczba spraw, które będzie można załatwić w ten sposób przez internet, będzie systematycznie rosła. Informatyzacja administracji pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Podczas przygotowywania procedur do ich zinformatyzowania bada się, czy jakieś przepisy mają sens. Jeśli nie, urzędnicy starają się je przy okazji uprościć. Oczywiście e-administracja nie jest lekiem na wszystkie problemy polskiej biurokracji. Nawet wprowadzenie najnowszych technologii nic nie da, jeśli przy okazji nie zostanie zmienione podejście ustawodawców do tworzenia prawa.