Remont serca bez operacji

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 22.08.2010 07:06

Te innowacyjne zabiegi ratują życie pacjentom z wadami serca z grup najwyższego ryzyka.

Remont serca bez operacji Henryk Przondziono/Agencja GN W zabrzańskiej pracowni hemodynamiki, której szefuje dr Andrzej Lekston (drugi z lewej), przezcewnikwo naprawiają zastawki: dr Krzysztof Wilczek (pierwszy z lewej), prof. Jacek Białkowski (drugi z prawej) i prof. Zbigniew Kalarus

Dla tych chorych jeszcze niedawno nie było ratunku. Dopiero od jakiegoś czasu cierpiący na wady zastawek: aortalnej, mitralnej i płucnej, a obciążeni dodatkowymi schorzeniami nie kwalifikującymi ich do operacji na otwartym sercu, mają szansę na dłuższe życie. Przezcewnikowe czyli nieoperacyjne „naprawianie” zastawek rozpoczęto przed kilku laty. – Jesteśmy świadkami nowatorskiej metody, doskonalącej się na naszych oczach – zwraca uwagę dr Krzysztof Wilczek z multidyscyplinarnego zespołu kardiologiczno-kardiochirurgicznego pod kierownictwem prof. Mariana Zembali, zajmującego się wszczepianiem zastawki aortalnej w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

Zastawka dla dziewięćdziesięciolatka
Dotychczas u seniorów po 70. roku życia, cierpiących na typowe dla późnego wieku zwężenie zastawki aortalnej, możliwe było jedynie wykonanie operacji jej wymiany metodą chirurgiczną na otwartym sercu, praktykowaną od lat 60. Jednak, ze względu na dodatkowe choroby, nie wszyscy kwalifikowali się do zabiegu. – Im człowiek starszy, tym większe ryzyko powikłań wynikające z samego wieku – mówi dr Wilczek. Tę sytuację zmienił wynalazek Allana Cribrier’a z Francji, który w 2002 r. dokonał przezcewnikowej implantacji zastawki aortalnej. Dziś sztuczną zastawkę wprowadza się przez nakłucie tętnicy udowej albo podobojczykowej, a w niektórych przypadkach również – koniuszka serca.

Nowa zastawka doprowadzana jest na miejsce starej, zwykle zwapniałej, gdzie rozpręża się ją na baloniku. W Polsce implantacje tego typu rozpoczęto w 2008 r. Dotąd na świecie takich zastępczych zastawek aortalnych wszczepiono około 20 tys. Zabrzański zespół dokonał tej implantacji u 25 pacjentów w wieku od 70 do 90 lat. – Chorzy, którzy wcześniej cierpieli na ciężkie duszności, nie potrafili wykonać żadnego wysiłku i skarżyli się na dolegliwości bólowe, po zabiegu w bardzo szybkim tempie odczuwają poprawę – opowiada dr Wilczek. – Nasza 90-letnia pacjentka, która przed zabiegiem nie była w stanie samodzielnie usiąść na łóżku, teraz bez problemu wchodzi po schodach.

Ratunek dla młodych
Nieoperacyjne wszczepianie zastawki płucnej dokonywane jest u ludzi młodych, u których po urodzeniu wykryto wadę, m.in. dotyczącą zastawki płucnej lub tętnicy płucnej. Żeby ją skorygować, uzupełniono brakujące elementy serca, zastępując je tzw. homografami, czyli naczyniami pobranymi ze zwłok. Ale te, niestety, mają tendencję do wapnienia i trzeba je co jakiś czas wymieniać. Kolejne operacje na otwartym sercu są jednak coraz bardziej ryzykowne. W 2000 roku udało się dziecku wszczepić pierwszą zastawkę płucną na stencie, czyli na metalowej siatce. – W naszym ośrodku mieliśmy pacjentów po czterech operacjach i każda kolejna była coraz trudniejsza – opowiada szef zespołu prof. Jacek Białkowski. – Dotąd przezcewnikowo usunęliśmy wadę u ośmiu chorych w wieku od czternastu do dwudziestu kilku lat – dodaje. W Polsce przezskórne wszczepianie zastawek rozpoczęto w grudniu 2008 r. w Instytucie Kardiologii w Warszawie, a miesiąc później w zabrzańskim Centrum. Jedna zastawka kosztuje około 80 tys. zł, a zabieg jest częściowo refundowany przez Ministerstwo Zdrowia. – Zastawka płucna udrażnia przepływ krwi z prawej komory – wyjaśnia prof. Białkowski. – Sama implantacja, czyli rozprężenie zastawki wykonanej z żyły wołowej zamontowanej na stencie, trwa 3 minuty. Więcej czasu zajmuje jej transport i sprawdzenie, czy będzie właściwie funkcjonować. Ponieważ jest wprowadzana przez żyły pacjenta przez dość szerokie koszulki naczyniowe (plastikowe rureczki), zabieg może być wykonywany tylko u osób ważących powyżej 30 kg. Żyły mniejszych dzieci mogą ulec uszkodzeniu – informuje profesor.

Medyczny Mount Everest
Międzynarodowe badania medyczne nad cierpiącymi na pozawałowe uszkodzenie zastawki mitralnej i uszkodzenie serca nie przez przypadek opatrzone zostały nazwą „Everest II”, przypominającą najwyższy szczyt świata. Dotyczą bowiem tzw. chorych najtrudniejszych. W marcu tego roku w Atlancie podczas Kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego udokumentowano skuteczność nieoperacyjnego „naprawiania” zastawki mitralnej. To absolutne novum w kardiologii inwazyjnej po raz pierwszy w Polsce wprowadzono do praktyki w zabrzańskim Centrum Chorób Serca w maju tego roku. – Zabieg wykonano u trzech chorych z ciężką pozawałową niedomykalnością mitralną i dużym uszkodzeniem serca – opowiada szef zespołu prof. Zbigniew Kalarus. Niedomykalność zastawki mitralnej jest drugą pod względem częstości wadą zastawkową serca. Rocznie ponad 100 tys. chorych na świecie z tym rozpoznaniem leczonych jest kardiochirurgicznie przez operację klasyczną. Nieoperacyjne leczenie chorych w starszym wieku i obciążonych dodatkowymi schorzeniami polega na wprowadzeniu specjalnego klipsa przez żyłę udową do lewego przedsionka serca. Łączy się nim centralne płatki zastawki, zmniejszając jej niedomykalność. Szacuje się, że w Polsce ta metoda może przedłużyć życie około 50–70 chorym rocznie.