(Nie) pewne UFO

Tomasz Rożek

publikacja 30.08.2010 11:56

W czasie II wojny światowej załoga jednego z brytyjskich bombowców widziała UFO. Wśród władz zapanowała konsternacja. W czasie narady premier Winston Churchill nakazał przyglądanie się sprawie i objęcie wszystkich podobnych przypadków klauzulą tajności.

(Nie) pewne UFO Foto: GN

Brytyjski premier o UFO rozmawiał nawet z prezydentem USA Eisenhowerem. Obaj zgodzili się, że przypadki spotkania UFO powinno się zatajać w obawie przed wybuchem paniki. Churchill był tak przejęty, że nakazał zamknąć akta na przynajmniej 50 lat. Ostatnio władze brytyjskie ogłosiły ich ujawnienie.

Zdruzgotana ludność
Dzisiaj sprawa UFO wywołuje uśmiech politowania. Kojarzy się z latającymi spodkami i zielonymi ludzikami. UFO to skrót angielskiego wyrażenia Unidentified Flying Object, czyli „niezidentyfikowany obiekt latający”. UFO wcale więc nie musi być statkiem wybudowanym przez obcą cywilizację. Wojsko wolało trzymać UFO w tajemnicy, bo to często obiektom wojskowym przypisywano pozaziemskie pochodzenie. Eksplozje w atmosferze, lasery na niebie czy po prostu prototypowe wersje samolotów, rakiet lub helikopterów – to wszystko chciano trzymać w tajemnicy. Zdjęcia takiego obiektu ukazujące się w lokalnej prasie przez większość czytelników mogłyby być odebrane jako dowód na istnienie inteligentnego życia poza Ziemią, ale te same zdjęcia garstce specjalistów z wywiadu obcego państwa mogłyby dostarczyć istotnych informacji.

To oczywiście tylko jeden z motywów trzymania wszystkiego w tajemnicy. Spora część decydentów święcie wierzyła w istnienie pozaziemskiego UFO. Z ujawnianych dokumentów wynika, że problem kosmitów pojawiał się dosyć często w rozmowach na najwyższym szczeblu brytyjskiego rządu i wywiadu. Ministrowie zamawiali cotygodniowe raporty na temat przypadków spotkania UFO. Bano się nieznanej broni, ataku kosmitów, ale także wybuchu paniki obywateli. Churchill miał sięgać także do tego, że wiadomość o UFO „zdruzgota przekonania religijne ludności”. Podobne nastroje to nie tylko specyfika brytyjska.

Działająca przy chilijskich siłach zbrojnych Komisja ds. Studiów nad Nietypowymi Zjawiskami Powietrznymi w ciągu ostatnich 60 lat zajmowała się prawie 600 przypadkami zarejestrowanymi przez pilotów wojskowych samolotów i śmigłowców. Rok temu rząd Chile zdecydował się ujawnić część z tych materiałów. W archiwach można znaleźć kręcone z pokładu wojskowych maszyn filmy, na których widać niezidentyfikowane obiekty. Na ujawnienie swoich archiwów dotyczacych UFO kilka miesięcy temu zdecydowała się też Francja. Rzecznik Państwowego Ośrodka Badań Kosmicznych (jednostki, która przez dziesięciolecia kompletowała dane nt. UFO), Jacques Arnould stwierdził, że ośrodek jest w posiadaniu szczegółowych relacji około 1600 przypadków z ostatnich 30 lat.

Agenci na tropie
Rok temu Miyuki Hatoyama, żona premiera Japonii Yukio Hatoyama, oświadczyła, że w latach 70. XX wieku została porwana przez UFO na planetę Wenus. W Kraju Kwitnącej Wiśni słowa premierowej nie zrobiły na nikim wrażenia. Tam w parlamencie od czasu do czasu – zupełnie poważnie – dyskutuje się na temat UFO. W czasie jednej z debat parlamentarnych rzecznik rządu, Nobutaka Machimura, powiedział, że choć badania nie potwierdziły, że zauważone niezidentyfikowane obiekty latające pochodzą z kosmosu, on głęboko wierzy, że tak właśnie jest.

Kilka dni później japoński minister obrony Shigeru Ishiba powiedział, że nie można zaprzeczać, że UFO istnieje i że jest kontrolowane przez inne formy życia. Podzielił się z dziennikarzami informacją o tym, że kazał sprawdzić podległym mu jednostkom, jak japońska armia jest przygotowana do odparcia ataku UFO. Ciekawe, jaka byłaby reakcja nad Wisłą, gdyby nasz minister obrony albo rzecznik rządu wypowiadali takie słowa. Temat UFO pojawił się kilka razy nawet w Parlamencie Europejskim. Jeden z włoskich europarlamentarzystów (Mario Borghezio) domagał się kilkanaście dni temu ujawnienia wszystkich dokumentów na temat kosmitów, jakie są w posiadaniu parlamentu.

Pod apelem, aby nabrał mocy prawnej, powinno się podpisać około 365 europosłów. Podpisało się zaledwie (a może aż) 30. W połowie 2008 roku z podobną inicjatywą wystąpił cypryjski europarlamentarzysta Marias Matsakis. O kosmicznym pochodzeniu niezidentyfikowanych obiektów latających (a przynajmniej dużej ich części) od zawsze najgłośniej rozmawiano w USA. Znane są wypowiedzi np. kosmonautów, którzy twierdzą, że w czasie swoich podróży widzieli UFO. – Obcy istnieją i regularnie odwiedzają Ziemię – powiedział w jednym z wywiadów doktor Edgar Mitchell. Dziś 78-letni Mitchell był w 1971 roku członkiem załogi Apollo 14 i jako szósty człowiek spacerował po Księżycu.

Do jego słów natychmiast odniosły się władze Amerykańskiej Agencji Kosmicznej. „Doktor Mitchell jest wielkim Amerykaninem, ale nie podzielamy jego opinii [na temat kosmitów]” – napisano w oświadczeniu. W USA od samego początku informacje o UFO zbiera Centralna Agencja Wywiadowcza CIA. W jej posiadaniu jest m.in. pokaźny zbiór zdjęć UFO zrobionych przez amatorów. Agencja nie ujawnia, które fotografie są fałszerstwem, a które obrazem nietypowych samolotów czy po prostu rzadkich zjawisk meteorologicznych (np. piorunów kulistych) i meteorytów.

UFO na poważnie
Po II wojnie światowej w Wielkiej Brytanii pojawiało się kilka informacji o UFO rocznie. W latach 70. – wtedy gdy w TV pojawiły się pierwsze filmy science fiction – tych informacji było już kilkadziesiąt. Gdy dużą popularność zdobył serial „Z archiwum X”, w którym amerykańscy agenci tropią na Ziemi kosmitów, zgłoszeń o UFO było kilkaset rocznie. Czy kosmici odwiedzają Ziemię coraz chętniej, czy to nam brakuje dystansu do filmów – bądź co bądź – fantastycznych? Chyba jednak to drugie. To nie wyjaśnia jednak, dlaczego poważni ludzie (w różnych krajach) bali się UFO, zanim zielone ludziki pojawiły się w TV. Na przykład w latach 30. i 40. XX wieku. Odpowiedź z dzisiejszego punktu widzenia może być zaskakująca. W tamtych czasach wcale nie było takie pewne, czy na sąsiednich planetach nie ma inteligentnego życia. Przecież z Ziemi nie wysyłano sond kosmicznych, a teleskopy optyczne, jakimi wtedy dysponowano, nie potrafiły się przebić przez gęste atmosfery wielu planet (np. Wenus). A nawet gdyby potrafiły… W 1877 roku włoski astronom Giovanni Schiaparelli narysował mapę kanałów, które dostrzegł na powierzchni Marsa.

Wielu ludzi błędnie zinterpretowało to odkrycie i do szerokiego grona trafiła informacja, że na Marsie istnieje cywilizacja. Sądzono, że kanały były wybudowane i miały służyć Marsjanom do rozprowadzania wody. Zaczęto także w sezonowym powstawaniu ciemniejszych i jaśniejszych plam na powierzchni planety dopatrywać się zmian roślinności. Obliczenia z tym związane prowadził amerykański astronom Percival Lowell. Swoje ostatnie dosyć szeroko komentowane w prasie ogólnej rozważania pt. „Mars as the Abode of Life” (Mars jako siedziba życia) wydał w 1910 roku. Okres współczesnej eksploracji Czerwonej Planety rozpoczął się dopiero w połowie 1960 roku. Co prawda już wcześniej wiedziano, że na Marsie nie ma cywilizacji (przynajmniej jej nie dostrzegano), ale dalej nie wiedziano, jakie panują na nim warunki. Mars ukazał się jako niegościnna, zimna i sucha planeta dopiero w 1975 roku, gdy wylądowały na nim dwie amerykańskie sondy Viking 1 i 2.

W kosmosie jest życie
UFO wcale nie musi pochodzić z kosmosu, a życie nie tylko może, ale najpewniej istnieje w wielu miejscach Układu Słonecznego. Tyle tylko, że nie życie inteligentne, ale jednokomórkowe. W wielu miejscach na Ziemi panuje klimat porównywalny z tym na jowiszowych księżycach czy na Marsie. W takich warunkach życie jednokomórkowe całkiem dobrze sobie radzi. Jeżeli na Ziemi, to i w kosmosie. Dla prostych organizmów podróżowanie we wnętrzu meteorytów czy w jądrze komety nie jest żadnym problemem. Wiemy o tym, bo mamy meteoryty, w których są ślady życia. Dowody wprost to obserwacje astronomiczne, np. jowiszowego księżyca Europa. Na jego powierzchni wyraźnie widać pokrywające lód rudawe smugi. Dokładne badania rozproszonych o te obszary promieni słońca przekonały naukowców, że w tym miejscu znajdują się kolonie bakterii.