Trudne powroty

Tomasz Rożek

GN 36/2022 |

publikacja 08.09.2022 00:00

Amerykańska Agencja Kosmiczna ze swoimi partnerami rozpoczyna marsz na Księżyc. Za trzy lata na powierzchni Srebrnego Globu znowu staną ludzie.

NASA bardzo często w nazewnictwie misji korzysta z mitologii. Misja, dzięki której człowiek po raz pierwszy stanął na Księżycu, nosiła nazwę Apollo. Apollo był synem Zeusa i bogiem m.in. światła. Z kolei jego siostrą bliźniaczką była Artemida (stąd Artemis – nazwa obecnej misji), która była uważana za boginię Księżyca. NASA bardzo często w nazewnictwie misji korzysta z mitologii. Misja, dzięki której człowiek po raz pierwszy stanął na Księżycu, nosiła nazwę Apollo. Apollo był synem Zeusa i bogiem m.in. światła. Z kolei jego siostrą bliźniaczką była Artemida (stąd Artemis – nazwa obecnej misji), która była uważana za boginię Księżyca.
Bill Ingalls /NASA/CNP/ABACAPRESS/Pap

Gdy kilkadziesiąt lat temu rozpoczął się wyścig na Księżyc, nie było wątpliwości, że chodzi o bezpieczeństwo. I nie chodziło tylko (a może nie chodziło prawie wcale) o zbadanie naszego naturalnego satelity, ale o pokazanie, że Amerykanie potrafią to zrobić. Gdy prezydent USA J.F. Kennedy zapowiedział lot na Księżyc, Amerykanie technologicznie przegrywali z ZSRR. Za oceanem miarowy sygnał radiowy pochodzący od radzieckiego Sputnika wywoływał panikę i histerię. Amerykanie mieli wizję spadających na nich z kosmosu bomb. Musieli z tym coś zrobić. I zrobili. Mimo wysiłków kosmiczny wyścig na Księżyc mogli jednak przegrać, gdyby nie błąd Sowietów. Oni też chcieli stanąć na Księżycu, ale zaprojektowali zbyt ambitną rakietę. Była potężna, nowoczesna i… zbyt skomplikowana. Nie potrafili sobie z nią poradzić. Amerykańska rakieta Saturn V była prostsza. Kolejny raz okazało się, że lepsze jest wrogiem dobrego. Amerykanie polecieli, Rosjanie nie. Już później nie próbowali, bo po co być drugim na mecie… Lepiej udawać, że w ogóle w wyścigu się nie startowało.

Przygotowania

W sumie Amerykanie na Księżyc polecieli kilka razy. Dwunastu ludzi chodziło po jego powierzchni, ale 50 lat temu przestali. Dlaczego? Powodów było wiele, ale dwa główne to brak motywacji politycznych (za którymi idą pieniądze na tego typu misje). Skoro wyścig został wygrany, a wroga pokonano, nie ma potrzeby wysilać się i napinać, żeby linię mety przekraczać raz po raz. Ale był i drugi powód. W wyścigu na Księżyc nie chodziło tylko o politykę. Chodziło także o naukę i technologię. Technologii stworzonych po to, by dolecieć do Srebrnego Globu powstało bez liku (z wielu z nich korzystamy na co dzień, nawet nie zdając sobie z tego sprawy), ale kolejne loty tą samą rakietą, w tych samych w zasadzie kapsule i lądowniku, niczego nowego nie tworzyły. A przecież kosztowały. Co było potrzebne, zostało wymyślone na potrzeby pierwszej misji, ale kolejne były w dużym stopniu powieleniem poprzednich. Lata 60. i 70. XX wieku były czasem bardzo szybkiego rozwoju robotyki. Już wtedy zdawano sobie sprawę z tego, że pod wieloma względami robotyczne loty na obce księżyce i planety są tańsze, bezpieczniejsze i szybsze. Gdy człowiek stawał na Księżycu, roboty były proste i niewiele potrafiły, ale już kilka lat później zaczął się ich szybki rozwój. Nie tylko Księżyc łatwiej było badać, wysyłając tam roboty. Ta zasada obowiązuje do dzisiaj. Autonomiczne i bardzo skomplikowane laboratoria robotyczne badają Marsa, i robią to znacznie lepiej, niż robiłby człowiek. Nie tylko lepiej, ale przede wszystkim taniej i bezpieczniej. Badanie księżyców, asteroid, komet (na których potrafimy już lądować!), a także planet,jest możliwe dzięki robotom, a dzisiaj wiedzielibyśmy o tych obiektach tylko ułamek tego, co wiemy, gdybyśmy próbowali wysyłać na nie ludzi. Zresztą wysyłanie ludzi na niektóre obiekty (np. na jądra komet ) nie jest możliwe i jeszcze bardzo długo nie będzie.

Rozwój robotyki był jednym z głównych powodów zarzucenia załogowych misji na Księżyc. Ale skoro tak, to po co tam wracamy? Powodów jest wiele, ale głównym jest chyba to, że dzisiaj, lecąc tam, nie chcemy badać Księżyca, tylko chcemy badać ludzi. Można sobie wyobrazić najbardziej złożonego i inteligentnego robota, który będzie badał dowolny skrawek Układu Słonecznego. Ale nie można sobie wyobrazić badania ludzi w kosmosie, bez wysłania ich tam. Oczywiście Księżyc nie jest celem. Lot na Księżyc jest środkiem, jednym z etapów w podróży, która nie wiadomo gdzie i kiedy się kończy. Jednym z kolejnych przystanków jest Mars. Ale zanim na niego dolecimy, musimy dolecieć na Księżyc.

Start

By tam dotrzeć, wiele rzeczy trzeba zacząć od nowa. Nie można odkurzyć planów rakiety Saturn V i zmontować jej od nowa. Te rakiety już dawno w kosmos nie latają. Nie można też wykorzystywać kapsuł czy lądowników, bo one już stoją w muzeach. Korzystając z doświadczeń z przeszłości, ale myśląc o przyszłości, trzeba było skonstruować wszystko od nowa. Tak powstały rakieta SLS oraz kapsuła Orion.

Rakieta powstawała od ponad 10 lat i jest najmocniejszą rakietą, jaka kiedykolwiek została skonstruowana w NASA. Ma silniki wielkości jednorodzinnego domu (każdy waży prawie 4 tony), które wyniosą ważącą ponad 2600 ton rakietę w kosmos. Sama rakieta ma wysokość ponad 100 metrów i może się poruszać z prędkością ponad 36 tys. kilometrów na godzinę. Jest w stanie wynieść 95 ton ładunku na ziemską orbitę albo 27 ton ładunku na Księżyc (w finalnej, załogowej wersji ta wartość będzie podniesiona do 38 ton). Choć rakieta SLS jest nieco niższa od rakiety Saturn V, która wyniosła ludzi na Księżyc poprzednio, ma o 15 proc. większy od niej ciąg. I choć nowa rakieta wyglądem bardzo przypomina te sprzed kilku dekad, w zasadzie jest nową konstrukcją. Podobnie jest z kapsułą Orion – z wyglądu przypomina kapsułę Command Module z misji Apollo, ale – poza kształtem – jest całkowicie nową konstrukcją. Podobieństwo kształtów, proporcji czy kolorów wynika z wymogów praw fizyki, które przecież od 60 lat nie uległy zmianie. Na przykład pomarańczowy kolor niektórych elementów (zbiorników) rakiety nośnej wynika z koloru pianki, która jest nanoszona, aby termicznie izolować paliwo płynne od temperatury otoczenia.

Jeden z menedżerów NASA powiedział, że misja, która nie wykorzystuje poprzednich doświadczeń, nosi nazwę „porażka”. Rakiety, kapsuły, lądowniki są urządzeniami tak skomplikowanymi, że każdy nowy element w ich konstrukcji jest źródłem ryzyka. To dlatego wszystko, co ma wylecieć w kosmos, testuje się latami, a nawet wtedy zdarzają się wypadki i awarie. One są przewidywane i lepiej, gdy wystąpią jeszcze na Ziemi, niż miałoby to nastąpić w kosmosie. W przypadku nowej misji księżycowej także nie udało się ich uniknąć. Gdy wiele miesięcy temu rakietę SLS wyciągnięto na miejsce startowe, a jej zbiorniki zaczęto napełniać paliwem, okazało się, że w niektórych miejscach dochodzi do przecieków. Zlokalizowano je i usunięto. Gdy 29 sierpnia, w dniu startu misji Artemis I, okazało się, że pojawił się problem ze schładzaniem silników, start, który na Florydzie chciało obserwować kilkaset tysięcy ludzi, a kolejne miliony miały zamiar śledzić go w internecie, przesunięto o kilka dni.

Powrót

Powrót ludzi na Księżyc będzie miał miejsce w połowie 2025 roku. Artemis I jest misją bezzałogową. W kapsule Orion na miejscu astronautów siedzą manekiny naszpikowane elektroniką pomiarową. Kapsuła poleci w kierunku Księżyca i okrąży go. Wykona także kilka manewrów w przestrzeni kosmicznej, sprawdzając wszystkie podzespoły. Na Ziemię wróci najwcześniej po miesiącu (być może po dwóch, jeśli inżynierowie NASA uznają, że warto dłużej prowadzić testy). W połowie 2024 roku w kosmos poleci misja Artemis II. To będzie już misja załogowa, ale jej celem również nie będzie lądowanie na Księżycu. Kapsuła z astronautami poleci w kierunku Księżyca, okrąży go i wróci na Ziemię. Dopiero Artemis III, planowana na 2025 rok, wyląduje na Księżycu. Ludzie będą na nim przebywali przez tydzień, wielokrotnie dłużej niż podczas misji Apollo sprzed kilkudziesięciu lat.

NASA chce na Księżycu wybudować stałą bazę i obiecuje stałą obecność człowieka na Srebrnym Globie. Dzisiaj nie wiadomo, co dokładnie to oznacza. Czy chodzi o stałą bazę, do której ludzie od czasu do czasu będą docierali, czy może – tak jak na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – stałą i wymienianą załogę. Czas pokaże. Ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.