Single w Kosmosie

Tomasz Rożek GN 22/2011

publikacja 06.07.2011 14:55

Jest niewiele dziedzin nauki, w których polscy badacze są w światowej czołówce. Jedną z nich jest astronomia, a szczególnie poszukiwanie planet.

Single w Kosmosie NASA/Wikipedia/PD Swobodnie poruszające się planety mają masę zbliżoną do masy Jowisza. Wielkość - niekoniecznie. Na zdjęciu porównanie wielkości Jowisza i Ziemi.

Nie po raz pierwszy odkrycie polskich astronomów całkowicie zmienia nasz obraz kosmosu. Międzynarodowy zespół z udziałem Polaków odkrył, że we wszechświecie jest całkiem sporo planet, które są samotne. Nie są częścią żadnego układu planetarnego, jak chociażby planety w Układzie Słonecznym, nie okrążają swoich centralnych gwiazd (jak Ziemia okrąża Słońce), tylko po prostu szybują samotnie w przestrzeni.

Polacy nie gęsi…

O tym, że poza naszym własnym układem we wszechświecie są jeszcze jakieś inne planety, w ogóle byśmy nie wiedzieli, gdyby nie prace innego Polaka, profesora Aleksandra Wolszczana. W 1990 roku zaczął on obserwować zaburzenia sygnałów docierających na Ziemię z pulsara PSR 1257+12. Zaburzenia te, jego zdaniem, pochodziły od istniejących i krążących wokół gwiazdy planet.

Te przypuszczenia udało się potwierdzić – w 1991 roku, za pomocą największego na świecie radioteleskopu w Arecibo w Puerto Rico odkryto dwie planety o masach 3,4 oraz 2,8 masy Ziemi. Pierwszy odkryty system planetarny odległy jest od Ziemi o 1300 lat świetlnych. To odkrycie to było naprawdę coś. Nieczęsto zdarza się, że jedno odkrycie tak wiele wnosi do nauki. Ale to był dopiero początek. Dzisiaj znanych jest kilkaset planet, które krążą wokół swoich, czasami bardzo od nas odległych słońc. Dzięki coraz doskonalszej aparaturze udaje się odkrywać coraz mniejsze planety, a tym samym zbliżamy się do momentu, w którym zaczniemy widzieć planety tak małe jak Ziemia.

Jest tam kto?

Małe skaliste planety, właśnie takie jak Ziemia, mogą być ostoją życia. Na takich dużych gazowych gigantach jak nasz Jowisz czy Saturn życie raczej nie może istnieć. A na pewno nie takie, jakie występuje tutaj, na Ziemi. Jak blisko jesteśmy znalezienia życia? To bardzo trudne pytanie. Ale można je trochę ułatwić. Jak blisko jesteśmy od znalezienia planety, na której może istnieć życie? Bardzo blisko. 20 lat świetlnych od Ziemi wokół gwiazdy Gliese 581 krąży planeta Gliese 581d, którą obwołano właśnie pierwszym globem poza Układem Słonecznym, na którym ma szanse istnieć życie. Z badań, jakie udało się przeprowadzić, wynika, że „nowa Ziemia” jest całkiem podobna do naszej Ziemi. Planeta jest skalista i ma gęstą atmosferę z dużą ilością dwutlenku węgla. A to znaczy, że temperatura na niej panująca może być podobna do tej panującej na Ziemi. Tym bardziej że planeta nie jest ani za blisko, ani za daleko od swojej gwiazdy. Istnienie atmosfery oznacza też, że na powierzchni planety panuje sprzyjająca życiu wysoka wilgotność. Planeta Gliese 581d waży co najmniej siedem razy więcej niż Ziemia i jest około dwa razy od niej większa. Dociera do niej mniej niż jedna trzecia promieniowania, które ze Słońca dociera do Ziemi. Ponadto, podobnie jak Księżyc w stosunku do Ziemi, planeta jest odwrócona w stronę swojej gwiazdy zawsze tą samą stroną. Druga pozostaje w wiecznej ciemności.

Soczewką w planetę

Odkrywanie nowych planet (choć to „sport”, który ma zaledwie 20 lat) stało się w pewnym sensie rutynowe. Ale nauka rutyny nie lubi i od czasu do czasu szykuje nam niespodziankę albo, innymi słowy, małą rewolucję. Taką rewolucją jest właśnie odkrycie „samotnych” planet. I znowu trzeba myśleć, jak ten świat jest skonstruowany. Odkrycia planet – samotników dokonali naukowcy w ramach międzynarodowego projektu OGLE, w którym współpracują badacze z Polski (Uniwersytet Warszawski), Japonii i Nowej Zelandii. Zespół posługiwał się tzw. mikrosoczewkowaniem grawitacyjnym, metodą, dzięki której można wykrywać obiekty, które same nie emitują światła. Zresztą wspomniana metoda badawcza też została odkryta i udoskonalona przez Polaków. A wracając do samotnych planet. Ze wstępnych szacunków wynika, że może ich być we wszech

świecie nawet dwukrotnie więcej niż gwiazd. A to już naprawdę wywraca całą naszą wiedzę do góry nogami. Dotychczas to gwiazdy były uważane za najliczniejszy „gatunek” w kosmosie. Obserwowane przez badaczy planety są duże i mają masę naszego Jowisza. To nie znaczy, że mniejszych samotnych planet nie ma, tylko że na razie ich nie widzimy. Być może potrzeba dokładniejszych przyrządów obserwacyjnych. – Obiekty te to nowa kategoria planet – powiedział jeden ze współautorów odkrycia, prof. Andrzej Udalski z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, szef grupy OGLE. A inny badacz, Takahiro Sumi z uniwersytetu w Osace, dodaje: – Istnienie takich planet przewidywała teoria tworzenia się układów planetarnych, ale nikt nie wiedział, ile ich jest.

Prawdziwe mrowie

Teraz już wiemy, że samotnych planet jest naprawdę dużo. Bardzo dużo. I to jest ogromne zaskoczenie. Jest jeszcze coś. W Układzie Słonecznym więcej jest planet skalistych, typu Ziemia, Mars czy Wenus, niż gazowych gigantów. Jeżeli to reguła dotycząca całego kosmosu, małych swobodnych planet musi być znacznie więcej niż dzisiaj obserwowanych dużych swobodnych planet. Pozostaje odpowiedzieć na pytanie: skąd się takie planety biorą? Czy były one kiedyś częścią układów planetarnych i grzecznie krążyły wokół swoich gwiazd? A może dalej krążą, tylko po bardzo dużych orbitach? Ten drugi scenariusz jest bardzo, bardzo mało prawdopodobny. Z jakichś powodów zaobserwowane planety „urwały się” z grawitacyjnej smyczy i uciekły w przestrzeń. Co prawda nie zaobserwowano, czy samotne planety mają swoje księżyce (są za małe, by móc je obserwować), ale teoria nie wyklucza, że takie obiekty mogłyby je mieć. Wtedy przemierzając bezkresy kosmosu… przynajmniej nie byłyby same.